Historia

W obrzędowości mieszkańców Beskidu Żywieckiego przełom starego i nowego roku to niezwykle ważny czas i podobnie jak dzień Wigilii w magiczny sposób rzutuje na przyszłość.

Winszowanie i zapomniany obrzęd "uokocka powrósła"

W najlepszy sposób potwierdza to ludowe porzekadło "jaki Nowy Rok - taki cały rok". Niezwykle ważne w tym dniu są zatem okolicznościowe powinszowania. Podobnie jak w przypadku świątecznych życzeń, dobrym znakiem jest winszujące dziecko, zwłaszcza mały, zdrowy chłopiec. Takie dzieci określano mianem "nowoletników". Złym znakiem była natomiast stara kobieta. Jak obawiali się górale: "Ej, staro przysła, to nie bendzie wesoło. To bendzie rok chory". W przypadku wizyty mężczyzny musiał on złapać kogoś z domowników i "zwyrtnąć" się z nim trzy razy, by w domu wszyscy byli zdrowi.
Jeszcze w XX wieku kobiety na Nowy Rok piekły małe, okrągłe chlebki posypane po wierzchu bryndzą i przeznaczone dla winszujących osób. Rodzice bardzo pilnowali, by dzieci udawały się z kolędą do "potków" czyli wujostwa. Najmłodsi otrzymywali za taką wizytę wspomniany wypiek, bądź "mały chlebuś" oraz kilka "grajcarów" w pudełku od zapałek.
Bogatsi gospodarze ofiarowywali służącym u nich dzieciom bochenek chleba i kawał słoniny, określane mianem "nowego lata". 
Po okresie międzywojennym coraz bardziej zapominano o zwyczajowych noworocznych praktykach, jakimi było m.in. zapewnienie urodzaju w sadach. Polegały one na tym, że gospodynie piekąc kołacze na Nowy Rok, kładły je na snopek wymłóconego żyta, z czego robiono pewnego rodzaju chochoł, którym gospodarz obwiązywał drzewa owocowe na urodzaj.

Przebierańcy noworoczni

Widowiskowe korowody przebierańców zwanych "dziadami" należą do oryginalnych i specyficznych noworocznych zwyczajów żywieckich. Warto jednak pamiętać, że "dziady" nie obejmują swym zasięgiem całego Beskidu Żywieckiego, ale ogniskują się w kilku wsiach, zwłaszcza ulokowanych w górnym dorzeczu Soły.
Tradycyjna grupa "dziadów" liczyła od 20 do 25 osób. W jej składzie znajdowały się dwa debły - czarny i czerwony, kominiorz, druciorz lub blachorz, młodo pani i młody pon, cygonka i cygon, śmierć, żyd - handlorz, snurkorz, określany też mianem łotkarki, strzępkorzem albo macidulą. Tych ostatnich postaci mogło być kilka. Ponadto w korowodzie takim podążał niedźwiedź, co najmniej dwa konie i pachołki do koni, komendant, ksiądz, dziad z dziadówką i sietnioki  (matołki). Postacie miały na twarzach maski lub przebierańcy mieli pomalowane twarze, ukryte pod dziwnymi nakryciami głowy. Strój w połączeniu z rekwizytami oraz określonym zachowaniem określały charakter postaci. Grupie przebierańców zawsze towarzyszyła muzyka wygrywana na instrumentach, takich jak: heligonka, skrzypce, bęben i wakat, który był prymitywnym instrumentem perkusyjnym. Bywały również gajdy i skrzypce. Korowód był w ustawicznym ruchu, podporządkowanym rytmowi nadawanemu przez instrumenty muzyczne, gwizdki, trzaskanie z bata i dzwonki, które były przyczepione do pasów postaci lub uprzęży koni. Postaciom nie przypisywano żadnych ról mówionych. Poza winszującymi najczęściej pannom młodą lub komendantem, pozostali członkowie grupy improwizowali według własnego pomysłu, odgrywając przy tym różnorodne sceny - blachorz oferował naprawę starych garnków, cyganka wróżyła, debły atakowały ludzi widłami.
Niemniej jednak pewne fragmenty widowiska są ściśle określone i zgodne z obrzędami i tradycją. W ich symbolice kryją się reliktowe formy, które służą do wyrażania głębszych treści, wynikających z przesłanek wierzeniowo-magicznych. Dlatego też "dziady" rozpalają ognisko ze słomy, a "konie" na rozkaz "pachołków" w tanecznym rytmie przeskakują przez płomienie. W ognisku tarza się również "niedźwiedź", który tłumi ogień swoim futrem. "Konie" przeskakują przez leżącego "niedźwiedzia", a następnie padają martwe, zwrócone głowami ku sobie. Po niedługim czasie ożywają i ze zdwojoną energią ponawiają skoczny taniec. W obrzędzie tym widoczna jest symbolika śmierci i zmartwychwstania, wali dobra ze złem, zwycięstwa życia nad śmiercią, wiosny nad zimą.
Geneza zwyczaju "dziadów" nie jest znana z historycznego punktu widzenia, ma jednak kilka hipotez. Jedna z nich łączy narodzenie zwyczaju z wojnami szwedzkimi, druga z napadami koczowników wałaskich na mieszkańców górskich dolin. Co jednak warte podkreślenia - w widowisku "dziadów" widocznych jest dużo elementów, wskazujących na starsze pochodzenie tego obrzędu, a wiele z nich związanych jest z kulturą przedchrześcijańską, jak chociażby wypłaszanie zagubionych dusz z powrotem w zaświaty za pomocą niesamowitych masek i spotęgowanego hałasu.

Autor: KP
Źródła: Materiały Muzeum Miejskiego w Żywcu