Wydarzenia

Pamiętacie jeszcze koncert krakowskiego zespołu Clock Machine, który odbył się niedawno w Pubie Szuflada? Redakcja ŻywiecInfo przeprowadziła z zespołem wywiad. Zapraszamy do czytania:

Mariusz Waligóra: Moje pierwsze pytanie dotyczy nazwy trasy… „In to the wild”. Pachnie mi tu trochę Eddiem Vedder’em.

Piotr Wykurz: Nazwa przyśniła się Kubie, miał taki sen proroczy odnośnie tej trasy.

MW: Czy tą dziczą może być nasz kraj? Nasza scena klubowa?

Igor Walaszek: Nie chodzi o kraj, tylko o serca, przeżycia słuchaczy.

Michał Koncewicz: Ty jesteś chyba synestetykiem, skoro nazwa trasy muzycznej pachnie ci jak film, łączysz trzy zmysły.

MW: Chodziło mi o nawiązanie do muzyki, którą skomponował Vedder do tego filmu, a scena Seattle nie jest wam obca.

PW: Trasa pachnie…. Ciekawe, jakie było pytanie? (śmiech). Wybraliśmy tę nazwę, bo możemy i jest ciekawa. Poza graniem mamy wiele pasji, m.in.: zdrowe odżywianie. Kuba medytuje i ćwiczy jogę, Piotrek jest dietetykiem, wszyscy jesteśmy wegetarianami. Interesuje nas zdrowy tryb życia, pierwotnie trasa miała się nazywać „Tippie tour”, ale nie została zaakceptowana przez najwyższą instancję…. Igora (śmiech). Dlatego padło na „In to the wild”.

IW: Nazwę możemy motywować tak, że mamy dzikość w sercach i chcemy ją przekazywać publiczności, chcemy nią ich zarazić. Chcemy abyście wy, czytelnicy żywiecinfo.pl również poczuli dzikość.

MK: Do tego życie rockmana, sam wiesz, przyjmujemy wiele środków odurzających, poznajemy wiele dziewczyn, to wszystko się miesza. Miasta się mieszają… powstaje metaforyczna kupa liter i z niej wyłoniła się nazwa…. Jaka to była nazwa? Gdzie jesteśmy dzisiaj? Chyba to ta.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

MW: Jak trasa przebiega do dzisiaj?

IW: Trasa przebiega różnie, niektóre koncerty się wyprzedały, a na jeden koncert nie przyszedł nikt…

PW: Sytuacja się wyjaśniła, plakaty na mieście informowały, że zagramy 31 listopada (wywiad przeprowadzany 13 listopada – przyp. red.), ludzie pewnie czekają, aż przyjedziemy jeszcze raz… (śmiech).

MW: Każdy ma własną opinie o graniu na wielkich scenach, a graniu w klubach. Jaka jest wasza?

MK: Uwielbiamy kluby z powodu bliskości i interakcji z publicznością. To jest super, że po koncercie zostajemy, pijemy z publiką razem piwo, rozmawiamy o życiu. Nie ma porównania z dużą sceną, gdzie nie ma tego kontaktu. Z małej sceny schodzisz jeden stopień i możesz słuchaczom przybić piątkę, część z nich też znamy.

PW: Jest to inna jakość - to, że graliśmy na festiwalach nie determinuje braku przyjemności z gry na małych scenach. Czujemy to i pamiętamy, że tu się zaczyna i kończy rok.

MW: Czy wasz lifestyle, który określacie jako ekologiczny, zdrowy, ma wpływ bezpośrednio na wykonywaną przez was muzykę?

PW: Staramy się używać jak najmniej efektów specjalnych, przykładowo Kuba gra cały czas na brudnym basie, nie myjemy naszych instrumentów. Jedyne co zmieniamy, to struny. Nasze trasy dzielą się na segmenty tygodniowe. Przykładowo jeden wyjazd trwa cztery dni i wtedy się nie przebieramy zazwyczaj. Jesteśmy w jednych ciuchach, żeby zaoszczędzić wodę. Trasa mogła by się nazywać „antykonsumpcyjną”.

MK: Nie jemy niczego, co jest opakowane w plastik w czasie trasy…

PW: Staramy się używać produktów prawdziwych.

MW: A jak to się ma do muzyki?

PW: Organiczne brzmienie, jak najmniej efektów, bajerów, wzmacniacze tylko lampowe, jeśli chodzi o sprzęt, to wszystko jak najstarsze.

MK: Piotrek przestał robić wiele przejść perkusyjnych, żeby oszczędzać instrument…

IW: A ja pokażę co dzisiaj jem… W moim pojemniku znajduje się makaron z kurczakiem, którego dusiłem w winie przez 20 minut. Wcześniej podsmażając czosnek dodałem trochę pesto i sera fety. Makaron kupiłem na wagę, nie w opakowaniu.

MW: Śledząc wasze wywiady, widać różnice pomiędzy tymi pisanymi a wideo. Te z obrazem widać traktujecie mocno ironicznie z pozą gwiazdorską…

MK: To nie jest poza. Jesteśmy gwiazdorami… (śmiech)

MW: Czy komuś się nie podobały te wywiady wideo?

PW: Nie, skąd. Publika chce wielkich gwiazd… poza tym Igor powiedział, że tak ma być, więc nie mieliśmy wyjścia.

MW: Co będzie po trasie?

IW: Rok szkolny, święta, rodzina. Zrobimy sobie delikatną przerwę, a potem spotkamy się znowu na tydzień, żeby sobie pogadać, pogotować razem. W marcu jedziemy na super wyjazd do Szwajcarii. Będziemy tam 10 dni i gramy koncert z O.S.T.R. i Mama Selitą.

MW: Czy macie już pomysł jak przebić nazwę pierwszej płyty „The Greatest Hits”, przy wydaniu drugiej?

IW: Nie da się tego przebić… (śmiech). Będzie to zupełnie inna płyta, inna odsłona Clock Machine.

PW: Pamiętam.. dzisiaj wpadliśmy na pomysł roboczej nazwy: „Dźwięk szybszy niż światło”.

MW: Dziękuję zatem za rozmowę i powodzenia.

Clock Machine: Dziękujemy.

Wywiad z Clock Machine przeprowadził Mariusz Waligóra.