Historia

Oswald Rufeisen- brat Daniel

Kiedy w 1998 roku polska wycieczka stanęła przed kościołem karmelitów w Hajfie, przywitał ją piękną polszczyzną niewysoki, uśmiechnięty, siwy pan. Był to brat Daniel.

Jakie było nasze zdziwienie, gdy w rozmowie okazało się, że zna przedwojenne Zadziele, Bielsko, Żywiec.

Hajfa Karmel

Życiorys tego nadzwyczajnego człowieka, przyjaciela papieża Jana Pawła II, mógłby posłużyć za scenariusz do filmu na miarę Oskara.

Oswald Rufeisen urodził się w 1922 roku w Zadzielu, gdzie jego rodzice Eliasz i Fanny byli właścicielami domu, w którym prowadzili karczmę, z której dochody z biedą wystarczały na wyżywienie czteroosobowej rodziny.

Po dwóch latach nauki w szkole w Zadzielu, Oswald, dzięki pomocy siostry swej matki, zamieszkał w Bielsku, gdzie rozpoczął naukę w szkole prowadzonej przez Żydów dla dzieci żydowskich, w której językiem wykładowym był niemiecki. Wyjątkowo zdolny, szkołę podstawową ukończył w trybie przyśpieszonym i rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego.

W 1934 r. rodzina Rufeisenów przeniosła się z Zadziela do Zabłocia, gdzie wynajęła skromny domek nieopodal fabryki papieru. W tej sytuacji Oswald zamieszkał z rodzicami, a do bielskiego gimnazjum dojeżdżał pociągiem.

W 1939r. w wieku 17 lat Oswald zdał maturę i planował, dzięki wsparciu finansowemu bielskiej rodziny, wyjazd na Uniwersytet Hebrajski w Palestynie.

Niemiecki atak na Polskę pokrzyżował plany Oswalda, który wraz z rodziną i sąsiadami opuścił drugiego września Żywiec i przez Kraków dotarł w rejon Jarosławia a następnie Lubaczowa, gdzie Rufeisenowie zrezygnowali z dalszej ucieczki, oddając synom Oswaldowi i Ariemu resztkę pieniędzy, a sami ruszyli w drogę powrotną do Zabłocia. Po przyłączeniu Żywiecczyzny do Rzeszy przeprowadzili się do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie mieszkali do 1942 roku, skąd wywieziono ich do Auschwitz.

Młodzi tymczasem dotarli do Lwowa, gdzie spotkali znajomych z Bielska i wraz z nimi udali się do Wilna, dołączając do młodzieży żydowskiej skupionej w organizacji syjonistycznej – Akiba, która za cel stawiała sobie przerzucenie przy pomocy dyplomatów, jak największej grupy młodych do Palestyny. W trakcie oczekiwania imano się różnych zajęć. Oswald przez pięć miesięcy uczył się zawodu u żydowskiego szewca, co okazało się bardzo pomocne w niedalekiej przyszłości.

Sytuacja grupy żydowskiej zmieniła się po 15 czerwca 1940 r., kiedy to wojska radzieckie zajęły Litwę, a NKWD podjęło represje wobec ruchu syjonistycznego. Dzięki pomocy wielu dyplomatów, część młodzieży żydowskiej wyjechało z Wilna do Palestyny, w tym młodszy brat Oswalda.

Sytuacja pozostałej w Wilnie młodzieży żydowskiej poważnie skomplikowała się po 22 czerwca 1941 roku, tj. ataku Niemiec na ZSRR. Teraz stali się przedmiotem aresztowań Rosjan i Niemców.

W lipcu 1941r. Oswald został aresztowany w Wilnie przez oficerów SS. Podając swoje dane czystą niemczyzną, wywołał niemałe zdziwienie. Na pytanie skąd taka znajomość języka niemieckiego, odpowiedział, że z domu rodzinnego. Znajomość języka niemieckiego i umiejętności szewskie uratowały życie Oswaldowi, gdyż w tym dniu stracono w Wilnie prawie tysiąc Żydów.

Dzięki znajomości języka niemieckiego Oswald został łącznikiem między żydowskimi szewcami a grupą oficerów niemieckich, którzy konfiskując w żydowskim magazynie duże ilości skóry postanowili nie wysyłać jej do Rzeszy, ale zatrzymać dla siebie. Stąd pracujący dla Niemców żydowscy szewcy otrzymali nawet specjalny dokument, który miał ich bronić przed łapankami i aresztowaniami.

Pewnego dnia idąc do pracy Oswald został zaproszony do bryczki przez przejeżdżającego ulicą mężczyznę, którym okazał się Lubomir Żukowski, właściciel dużego majątku pod Wilnem. Powiedział Oswaldowi, że wyglądem nie przypomina on Żyda i powinien ściągnąć opaskę i podawać się za Polaka. Zapewnił Oswalda, że ma znajomego Niemca, który wyrobi mu odpowiednie dokumenty. Powiedział mu też o tysiącach Żydów zamordowanych w pobliskich Ponarach. Oswald nie skorzystał z propozycji Żukowskiego, ale wracając do domu po pracy trafił na łapankę, a na tłumaczenie oficerowi niemieckiemu, że pracuje dla Niemców poczuł uderzenie w twarz. Miał przy tym dużo szczęścia, bo wycofał się do piwnicy i przeżył. Dopiero wtedy dotarły do niego słowa Żukowskiego. Ściągnął z rękawa opaskę i postanowił nie przyznawać się do swojego pochodzenia. Przyjęta wersja to ojciec Niemiec a matka Polka. Był też w posiadaniu legitymacji uczniowskiej z bielskiego liceum.

Mając od Żukowskiego obietnicę pomocy, Oswald opuścił Wilno i dotarł do majątku gdzie przez klika miesięcy wykonywał różne prace w gospodarstwie i na polu. W październiku 1941 roku Niemcy wprowadzili nowe prawo, zgodnie, z którym każdemu, kto pomagał Żydom groziła kara śmierci. Skomplikowało to sytuację Oswalda. Nie chcąc narażać Żukowskiego, skorzystał z pomocy zaprzyjaźnionego z właścicielem majątku weterynarza, od którego otrzymał pieniądze i list polecający do brata mieszkającego na Białorusi, gdzie został przyjęty z niechęcią.

Nie chcąc być ciężarem dla biednej rodziny podjął pracę jako woźny w miejscowej szkole, sąsiadując przez ścianę z szefem miejscowej policji, któremu tłumaczył niemieckie pisma urzędowe.

W SŁUŻBIE NIEMIECKIEJ

Będąc w sytuacji bez wyjścia, bojąc się odkrycia żydowskiego pochodzenia przyjął pracę tłumacza szefa policji rejonowej Serafimowicza w Mirze.

Zrobił to wbrew swej woli, ale miał świadomość konieczności przyjęcia strategii, przekonującej jego otoczenie o prawdziwości tożsamości zgodnej z opowiadaniem.

Wkrótce, zdobył tak duże zaufanie Serafimowicza, że ten zaproponował Oswaldowi funkcję sekretarza policji rejonowej. Przyjmował telefony, sprawdzał czynności policjantów, prowadził rejestry transakcji finansowych. Uważany za bardzo odpowiedzialnego, spokojnego, utrzymywał przyjazne relacje ze wszystkimi policjantami. Gehenną dla niego było jednak, podczas spotkań towarzyskich, picie wódki, jednak musiał gdyż unikanie alkoholu kojarzone tu było z Żydami.

Oprócz wynagrodzenia i umundurowania Oswald dostał pistolet i konia, na którym galopował przez miasto i okoliczne pola, wywołując swą jazdą zachwyt mieszkańców i osłabiając podejrzenia niektórych, co do jego żydowskiego pochodzenia. Uważano, że Żyd tak nie mógł jeździć konno. Umiejętność tę Oswald wyniósł z bielskiego gimnazjum, gdzie ojciec kolegi, pułkownik polskiej kawalerii, organizował kursy jazdy dla całej klasy.

Pracując w policji Oswald mógł starać się o obywatelstwo niemieckie lub uzyskanie kategorii folksdojcza. Obawiał się jednak odkrycia tożsamości. Pozostając Polakiem, Oswald zyskał szacunek polskich znajomych i osłabił czujność Niemców, zachwyconych jego bezbłędną niemczyzną. Mając zaufanie Serafimowicza miał dostęp do informacji o likwidacji Żydów w okolicznych wsiach. Niejednokrotnie musiał uczestniczyć w ich masowych egzekucjach z lubością dokonywanych przez niektórych policjantów i bolejąc w sercu nad ich losem, zastanawiał się nad sposobem udzielenia im pomocy.

Wiedza, świetna znajomość języka niemieckiego, takt i kultura, a przede wszystkim opinia Serafimowicza, stały się powodem kolejnej zmiany miejsca pracy. Oswald oddany został do dyspozycji szefa żandarmerii, Heina, który obdarzył go pełnym zaufaniem i traktował prawie jak syna.

Hein liczył się z jego zdaniem i dlatego Oswald chętnie pomagał mu w rozwiązywaniu takich problemów jak kradzieże, oszustwa, konflikty z sąsiadami. W sprawach politycznych, które obejmowały ruch oporu lub eksterminacje Żydów Oswald przyjął postawę odwracania uwagi lub przeszkadzania. Często donosy informatorów policji, nieznających języka niemieckiego tłumaczył z przestawieniem czasu; zamiast „jutro będą partyzanci”, tłumaczył” wczoraj byli partyzanci”. Takie decyzje podejmował Oswald w wieku 20 lat. Coraz częściej niektórzy Żydzi a także Polacy, zaczęli zastanawiać się, kim jest ten dziwny Polak pracujący w żandarmerii niemieckiej, dlaczego uprzedza o aresztowaniach- swój czy prowokator?

Niemieckie plany likwidacji mirskiego getta w dniu 13 sierpnia postawiły przed Oswaldem nie lada dylemat: uprzedzić czy milczeć? Żydowskie sumienie nie pozwoliło mu na obojętność. W tej sytuacji Oswald nawiązał kontakt z nielicznymi Żydami z getta i zaczął im dostarczać broń, gdyż planowali śmierć z bronią w ręku. Oswald zaplanował też ucieczkę Żydów z getta w czasie, gdy policja niemiecka miała urządzić zasadzkę na grupę partyzantów mających się pojawić w lasach obok Mira. Oczywiście akcja ta miała się odbyć na podstawie zmyślonej przez Oswalda historii. Przywódcom getta doradził, aby wybrali kierunek ucieczki przeciwny do planowanej ekspedycji. Dostarczył im też mapy i szczegółowe wskazówki. W dniu 9 sierpnia 1942 roku z getta w Mirze uciekło 300 Żydów, 500 pozostało na miejscu. Oswald został zadenuncjowany przez Żyda pracującego w stajniach żandarmerii. Jego przełożony Hein przeżył to bardzo mocno, Oswald był jego ulubieńcem i nie zamierzał zrobić mu krzywdy. W rozmowie z przełożonym Oswald przyznał się, że jest Żydem i dlatego udzielał im pomocy. Jednak Hein, który jak twierdził „nigdy nie zabił i nie zabije Żyda, ale rozkazy musi wykonywać”, nakazał aresztowanie Oswalda, umożliwiając mu jednocześnie ucieczkę.

Oswald Rufeisen - niezwykły życiorys Żyda z Zadziela

U ZAKONNIC

W dniu 16 sierpnia 1942 roku Oswald, po dobie poszukiwania miejsca do ukrycia, skierował swe kroki do klasztoru sióstr zmartwychwstanek położonego obok budynku żandarmerii. Przełożona Euzebia Bartkowiak, wbrew stanowisku niektórych sióstr, podjęła decyzję o ukryciu Oswalda na stryszku stodoły, skąd rozciągał się widok na cały posterunek żandarmerii. Siedząc w tej samotni Oswald zaczął czytać przynoszone przez przełożoną Nowy Testament oraz czasopisma wydawane przez karmelitów, zawierające artykuły o cudownych uzdrowieniach w Lourdes.

Głębokie przemyślenia spowodowały, że po 3 tygodniach pobytu w klasztorze Oswald poprosił matkę przełożoną o ochrzczenie. Od tej chwili judaizm i chrześcijaństwo stały się centrum jego istnienia. Uważał, że życie Jezusa pomogło mu uporać się z problemem holocaustu. W życiu Jezusa i w jego zmartwychwstaniu dostrzegł analogie do męczeństwa narodu żydowskiego.

Z czasem bardzo doskwierała mu samotność, obawiał się pomieszania zmysłów. Wówczas siostry nauczyły go robić na drutach. Zakonnice przyjmowały zamówienia od okolicznej ludności, a Oswald w krótkim czasie osiągnął mistrzostwo w wyplataniu nawet damskich sukienek. W ten sposób chciał zapracować na swoje utrzymanie.

W marcu 1943 roku zakonnice, na polecenie Niemców, musiały przenieść klasztor kilka kilometrów od Mira, do Starej Miranki. Klasztor był mniejszy i bardziej wystawiony na widok publiczny. Sytuacja Oswalda komplikowała się, a nie chciał narazić zakonnic na kłopoty. Rozstrzelanie 12 zakonnic z pobliskiego klasztoru było sygnałem, że musi opuścić swoja kryjówkę. Zrobił to 3 grudnia i rozpoczął poszukiwanie nowego miejsca. W każdej chwili groziło mu niebezpieczeństwo, gdyż Niemcy wyznaczyli za niego dużą nagrodę, a jako młody żandarm był znany wielu osobom w rejonie Mira. Ludzie udzielali mu pomocy najwyżej na jedną noc.

W tej sytuacji Oswald zdecydował się wstąpić do partyzantki. Bał się jednak, że może być osądzony za powiązanie z Niemcami. Nie miał wyjścia, liczył, że w lesie spotka Żydów z mirskiego getta, którzy nie odmówią mu pomocy.

W PARTYZANTCE

Idąc do lasu Oswald wiedział o funkcjonowaniu na Białorusi partyzantki polskiej i rosyjskiej. Wiedział też, że obydwie niechętnie odnosiły się do uciekinierów żydowskich. Gdy Oswald przedzierał się do Puszczy Nalibockiej natknął się na grupę partyzantów rosyjskich i to najbardziej brutalnego oddziału.

Zamiast kosztowności znaleźli u niego Nowy Testament. Byli brutalni w czasie całonocnego przesłuchania. Jednak puścili go wolno, co wielu uważało za cud.

Gdy dotarł do miasteczka Rubieżowice otrzymał pomoc od biednej rodziny białoruskiej. I tu sprzyjało mu szczęście, wieczorem przyszli do tej chaty partyzanci, a wśród nich Żyd z mirskiego getta, który rozpoznał Oswalda i obiecał, że w dniu następnym zabierze go do oddziału partyzanckiego.

Tak też się stało. Oswald trafił do kwatery głównej brygady partyzantów rosyjskich w Puszczy Nalibockiej. I choć osoby znające Oswalda gwarantowały prawdziwość jego zeznań, to dla Rosjan Oswald był osobą mocno podejrzaną, tym bardziej, że w jego życiorysie była 16-miesięczna luka. Odmówił informacji gdzie przebywał w tym czasie. Nie chciał narazić zakonnic na karę śmierci.

Rosjanie zaczęli snuć domysły, że mógł być w tym czasie w jakiejś szkole dla niemieckich szpiegów. Po 2 dniach przesłuchiwań odesłano Oswalda do oddziału Ponomarienki z wyrokiem śmierci. Tu z pomocą przyszedł mu lekarz żydowskiego pochodzenia, który miał duży autorytet u dowódcy Kajdanowa. Oswald zdradził lekarzowi gdzie spędził 16 miesięcy prosząc, aby nie informował Kajdanowa. Lekarz zapewnił dowódcę o niewinności Oswalda, godząc się na karę śmierci razem z Oswaldem, gdyby informacja o luce w życiorysie więźnia nie była prawdziwa. Na wieść o wyroku na Oswalda u Kajdanowa zjawili się wysoko postawieni w rosyjskiej partyzantce Żydzi, członkowie mirskiego Judenratu, którzy gwarantowali uczciwość wypowiedzi Oswalda. Kara śmierci została darowana, a Oswald został partyzantem.

Pozostał w oddziale Ponomarienki, składającego się z Rosjan, Białorusinów Ukraińców, kilku Żydów i sześciu Polaków. Czuł się jednak nieswojo, uważając, że praca w żandarmerii była lepsza, bo mógł pomagać innym. Partyzant według Oswalda to „pół bohater, pół rabuś”. Nie mógł się pogodzić z odbieraniem chłopom, czasem ostatnich resztek jedzenia. Dlatego najchętniej zgłaszał się na stanowisko tzw. czujki, to jest stojących na końcu wsi partyzantów zabezpieczających kolegów, którzy poszli po żywność.

Brał też udział w wysadzaniu pociągów niemieckich, niszczeniu mostów. Najchętniej jednak pracował w kuchni oraz przy oporządzaniu bydła. Bardzo często dobrowolnie pomagał stojącym na warcie kobietom. Ulubionym zajęciem Oswalda było też strzeżenie lotniska /miejsce lądowania na polanach leśnych/ i nadawanie sygnałów.

To właśnie w lesie zaczął zastanawiać się nad pójściem do zakonu. Niektórzy Żydzi namawiali go, że teraz, kiedy mu nic nie grozi, powinien powrócić do judaizmu. Zawsze podkreślał, że jest Żydem chrześcijaninem.

W sierpniu 1944 roku na Białoruś wkroczyła Armia Czerwona. Partyzanci, już wolni rozeszli się w różne strony. Rozkazem NKWD Oswald został rosyjskim policjantem w Mirze i jego zadaniem było dostarczanie władzy informacji o kolaborantach. Rosjanie sądzili, że Oswald, jako były żandarm niemiecki, posiada informacje w tym temacie. Rozczarował ich jednak i po trzech tygodniach uzyskał wolność, udając się do klasztoru karmelitów w Wilnie.

W POSZUKIWANIU DROGI DO KLASZTORU

Jakie było jego rozczarowanie, kiedy opat klasztoru karmelitów w Wilnie nie wpuścił go nawet za drzwi, a dowiedziawszy się, że Oswald był członkiem rosyjskiej partyzantki i w dodatku jest Żydem odmówił mu przyjęcia do zakonu.

Powrócił do zakonnic w Mirze, które załatwiły mu pracę u księdza w Nowej Wilejce, gdzie był pomocnikiem do wszystkiego.

Wkrótce matka przełożona poinformowała go o repatriacji Polaków do Krakowa.

W marcu 1945 roku Oswald przyjechał do Krakowa z listem polecającym od siostry przełożonej do ojca Józefa Prusa, prowincjała Zakonu Karmelitów Bosych w Polsce. Odnalazł go w Czernej, gdzie okazało się, że jest on autorem artykułów o uzdrowieniach w Lourdes, które Oswald czytał, ukrywając się u zakonnic. Po zapoznaniu się z życiorysem Oswalda, ojciec Józef zasugerował, że skoro Oswald -  jak kiedyś Daiel - wszedł do jasini lwa i ocalał, powinien w zakonie przyjąć imię Daniel. Tak też się stało.

Na życie zakonne składała się modlitwa, praca i nauka. Ponieważ powojenny rząd polski skonfiskował zakonowi część majątku, musieli tym intensywniej pracować na roli. Po okresie postulatu i nowicjatu Oswald odbył studia teologiczne i filozoficzne w Przemyślu i Krakowie.

Zmiana wyznania przez Oswalda wywoływała oburzenie a nawet szok u jego brata, z którym nawiązał kontakt w 1945 r. i znajomych z organizacji syjonistycznych. Próbowali oni taktownie odwieść Oswalda od złożenia ślubów.

Ten jednak trwał w swoim uporze i w 1946 roku przywdział szatę zakonną jako brat Daniel. W 1949 roku przyjął śluby wieczyste, a w 3 lata później, w wieku 30 lat, został księdzem katolickim.

Mszę prymicyjną chciał odprawić w rodzinnym Zadzielu. Obawiano się jednak reakcji społeczeństwa na wyświęcenie Żyda. Olbrzymiej pomocy udzielił mu proboszcz Starego Żywca, a msza prymicyjna odbyła się w Stryszawie-Siwcówce, gdzie brat Daniel odprowadzony został przez olbrzymią procesją wiernych. Zwróciło to jednak uwagę żywieckiego UB; proboszcz Starego Żywca musiał zapłacić karę za nielegalne gromadzenie się.

Po przyjęciu święceń brat Daniel został skierowany do klasztoru O. Karmelitów Bosych w Wadowicach, a następnie do wsi Szopienice pod Katowicami, gdzie wraz z drugim zakonnikiem, odprawiali msze w zaadoptowanej na ten cel stodole, stanowiącej własność zakonu. Zamierzali przekształcić ją w kościół z klasztorem. Działania zakonników wywołały niezadowolenie miejscowych władz, które zarzuciły im dokonywanie zmian architektonicznych w stodole bez zezwolenia i nakazały zamknięcie obiektu. W tej sytuacji brat Daniel postanowił wykorzystać swoją przeszłość i udał się do rosyjskiego ambasadora w Polsce, Ponomarienki, którego imieniem nazwany był oddział partyzancki, w którym służył. Niestety ambasador odmówił mu pomocy. Skorzystał jednak z rady sędziego Sądu Najwyższego, Żyda i złożył petycję do Rady Państwa. Zadaniem sędziego była dbałość, aby odpowiedź nie nadchodziła. Jednak po roku Urząd Bezpieczeństwa bezwzględnie nakazał rozbiór stodoły. Brat Daniel wracał do zakonu.

SPEŁNIONE MARZENIE-WYJAZD DO IZRAELA

Największym marzeniem brata Daniela był wyjazd do Izraela. Był księdzem zakonnikiem, katolikiem i Polakiem, ale czuł się przede wszystkim Żydem. W jego przekonaniu właściwym dla niego domem i ojczyzną był Izrael. Przełożeni klasztoru odmawiali mu jednak zgody na wyjazd.

Nadzieją dla niego stał się rok 1956 i fala wyjazdu Żydów z Polski. Teraz brat Daniel dostał zgodę przełożonych na przeniesienie do Hajfy, lecz ze względu na incydent w Szopienicach i liczne kazania publiczne władze polskie odmówiły mu wydania paszportu. Otrzymał go dzięki pomocy wysoko postawionego działacza PZPR Hersza Smolara, którego znał z czasów partyzanckich.

Warunkiem uzyskania paszportu była jednak rezygnacja z obywatelstwa polskiego, co Daniel uczynił. Otrzymał paszport jako Żyd.

Tymczasem ambasador Izraela uważał, że zakonnik nie może jechać do Hajfy jako Żyd, gdyż jest katolikiem, księdzem i zakonnikiem. W myśl prawa żydowskiego Żydem jest osoba zrodzona z matki Żydówki i wyznania mojżeszowego. Daniel był chrześcijaninem. Ostatecznie otrzymał wizę na rok i mógł wyjechać do Hajfy, gdzie został skierowany do tamtejszego klasztoru karmelitów Stella Maris.

Wyjeżdżając do Izraela Daniel był pełen obaw, że jako konwertyta katolik może spotkać się z potępieniem kół ortodoksyjnych, dla których przejście na chrześcijaństwo jest równoznaczne ze śmiercią. Nie wiedział też, jak zachowa się rodzina i znajomi. Już przed przyjęciem święceń brat i znajomi próbowali odwieść go od chrześcijaństwa. Rzeczywistość okazała się dla Daniela łaskawa; rodzina i przyjaciele, choć bardzo rozczarowani, przyjęli zasadę, że osobowość Daniela to jedno, a życie religijne to drugie. Zapraszając Daniela na różne uroczystości kierowali się zawsze tą pierwszą stroną.

Cała energia Daniela skupiła się teraz na działaniach, które doprowadzą do uznania go jako Żyda. Powołując się na Prawo Powrotu poprosił o zarejestrowanie go jako obywatela narodowości żydowskiej. Niestety spotkał się z odmową. Sprecyzowane przez rząd izraelski w 1958 roku Prawo Powrotu wyraźnie stwierdzało, że „ Żydem jest osoba, która deklaruje w dobrej wierze, że jest Żydem i nie jest innej religii”. Daniel odmówił przyjęcia tej wykładni i przy pomocy prawnika skierował sprawę do Sądu Najwyższego. Sprawa nabrała rozgłosu międzynarodowego. Wśród sędziów miał zwolenników i przeciwników, choć wszyscy doceniali jego przeszłość. Ale żaden wyrok nie byłby satysfakcjonujący.

Z jednej strony była to sprawa uszanowania odwiecznych praw żydowskich – Żyd to osoba zrodzona z matki Żydówki, będąca wyznania mojżeszowego, a z drugiej człowiek zrodzony z matki Żydówki, czujący się Żydem, pomagający swoim ziomkom z narażeniem życia, ale chrześcijanin. Mimo bardzo pochlebnych słów pod adresem Daniela wyrok był odmowny.

Ojciec Daniel otrzymał obywatelstwo państwa Izrael, ale w dowodzie przy rubryce narodowość widniała informacja „narodowość niewyjaśniona”.

Proces w Sądzie Najwyższym, choć przegrany, uczynił Daniela w oczach większości społeczeństwa izraelskiego bohaterem narodowym, szanowanym i zapraszanym na wielkie uroczystości i wykłady.

Zmarł 30 lipca 1998 roku w Hajfie. Nie doczekał roku dwutysięcznego, w którym, jak nam opowiadał, miał być przewodnikiem papieża Jana Pawła II po Ziemi Świętej.

W klasztorze Stella Maris pozostała po nim pamiątkowa tablica, podobna do tablic innych zmarłych karmelitów w Izraelu.

Autor: Maria Talik

Kopiowanie materiałów zabronione.