Epidemie i zarazy, które przez wieki nawiedzały Żywiecczyznę często doprowadzały do wymierania znacznej liczby mieszkańców Żywca i okolicznych miejscowości. Przeglądając kroniki znajdujemy wiele wzmianek o epidemiach, które nawiedzały nasz region.
Morowe powietrze
Pierwszą wzmiankę o zarazie, w wyniku której zmarło wielu mieszkańców Żywiecczyzny znajdujemy w „Dziejopisie Żywieckim” Andrzeja Komonieckiego pod rokiem 1591: „Tegoż roku od miesiąca września w Żywcu było morowe powietrze wielkie, które studenci z Krakowa przynieśli i miasto zarazili, w którym ludzi okrom wsi więcej niż na pięć set pomarło. I dla wielu trupów szaktę (głęboki dół – przyp. red.) u kościoła Świętego Krzyża wykopano, do której pogrzebszy wiele ludzi, topolą małą dla znaku i pamiątki wsadzono, a z tej dotąd tak wielka topola urosła, której patrzący każdy [się] dziwuje i starości jej przyznać musi”. Jednocześnie była to jedna z największych epidemii w naszym regionie, która na długo zapadła w pamięci mieszkańców Żywiecczyzny. W późniejszych wiekach morowe powietrze omijało Żywiec i przykładowo w roku 1652 w Krakowie grasowała zaraza, w wyniku której zmarło około 27 tys. krakowian, jednak do Żywca ona nie dotarła. Dopiero w roku 1657 w Żywcu ponownie zaczęło się szerzyć morowe powietrze. Pojedyncze przypadki Komoniecki odnotował pod rokiem 1677 w domu Ignacego Pyżykowskiego – „córka z trzema inszymi dziećmi umarła i tam w domu na ogródku pogrzebione są”.
Dżuma w Rajczy, Rycerce, Sopotni Małej
W roku 1680 dżuma nawiedziła Rajczę. Najpierw zaraza pojawiła się w dwóch domach, ostatecznie w wyniku zarazy zmarło 19 mieszkańców miejscowości. Domy zostały spalone, jednak wśród mieszkańców panowało przekonanie, że śmierć tych ludzi nie wynikała z zarazy, a zaszła w wyniku uduszenia przez kobietę-strzygę. Grób podejrzewanej kobiety rozkopano, zaś zwłoki poddano dekapitacji.
Morowe powietrze pojawiło się w Rycerce w roku 1713. Przynieśli je ludzie pracujący na Węgrzech. Epidemia rozpoczęła się w tej miejscowości we wrześniu a w wyniku czarnej ospy zmarło kilkanaście mieszkańców wsi i spalono dwie chałupy, by uniknąć rozprzestrzeniania się zarazy.
Również w 1713 dżuma opanowała Sopotnię Małą i Jeleśnie, gdzie profilaktycznie spalono chałupy zamieszkałe przez chorych. W wyniku wydarzeń wjazdu do miejscowości strzegły warty, które nie wpuszczały przyjezdnych.
Mieszczanie strzegli granic przed zarazą
Wielkie zarazy, które pustoszyły Kraków i m.in. Kęty szczęśliwie omijały Żywiec. Zapewne przyczyniło się do tego to, że mieszczanie żywieccy pilnie strzegli granic miasta przed zarazą tworząc… kordon bezpieczeństwa! W sierpniu roku 1707 w Krakowie zapanowała plaga dżumy. Granic Żywca wówczas strzegło 30 mieszczan, którzy nie wpuszczali do miasta nikogo z zewnątrz. Podobne wart strzegły również granic Międzybrodzia, Państwa Ślemieńskiego oraz Łodygowic. Na przestrzeni wieków takie kordony ustawiały się na Żywiecczyźnie 43 razy!
Matka Boska Rychwałdzka chroniła miasto przed morowym powietrzem
Mieszkańcy Żywiecczyzny wierzyli, że przed morowym powietrzem chroni ich obraz Matki Boskiej Rychwałdzkiej. Z tego też powodu 2 tys. ludzi z Żywiecczyzny wyruszyło 12 października 1707 roku na pielgrzymkę z żywieckiej katedry do kościoła w Rychwałdzie. Podobne procesje z innych miejscowości Żywiecczyzny wyruszyły do Rychwałdu na przełomie 1707 i 1708 roku. Epidemia dżumy ustała w roku 1709 i jak podaje Komoniecki w Krakowie i okolicach pochłonęła ponad 19 tys. ofiar, w samych zaś Kętach ponad 5 tys.
Mieszkańcy Żywiecczyzny nieśli pomoc
Rozsądek i pobożność pozwalały mieszkańcom Żywiecczyzny wyjść obronną ręką z zaraz, które opanowały np. Kęty. Co warte przypomnienia żywczanie nie zapomnieli o poszkodowanych i cierpiących i 13 grudnia 1707 roku do Kęt wysłali trzy wozy żywności. Mieszkańcy naszego miasta dla sąsiadów z Kęt podarowali – jak podaje Komoniecki: „ fur dwie chleba, mięsa, słonin i inszego pożywienia”.
Ku pamięci
Przechodząc ulicą Tadeusza Kościuszki w stronę rynku, naprzeciw dawnego centrum handlowego „Centrum” możemy odnaleźć figurę św. Rozalii. Figura ta jest bardzo ważnym zabytkiem w Żywcu, niestety wielu ludzi nie wie z jakim wydarzeniem jest związana. Zacznijmy więc od początku i przybliżmy tę historię. W roku 1831 zaczęły do Żywca napływać wieści o szerzącej się na wschodzie cholerze. Próbowano zapobiegać rozszerzaniu się zarazy przez budowanie kordonów, jeden z nich postanowiono wybudować przy korycie Soły. W połowie czerwca 1831 do Żywca przybyli inżynierowie i wytyczyli linię kordonu, w tym samym czasie przybyło także wojsko, które miało kordonu pilnować. Linia przebiegała Sołą od Wisły do Karpat, nad rzeką ustawiono budki wartownicze, rozstawione co 20 metrów, a więc linia ta była bardzo szczelna. Wstrzymano także komunikację między jednym a drugim brzegiem Soły, nie wolno było spławiać drzewa a przekroczenie wytyczonej granicy groziło karą śmierci. W lipcu podczas opadów rzeka zaczęła wzbierać. Na brzegu leżały tratwy spławianego drzewa oraz zgromadzone było płótno do bielenia na blichu. W nocy zebrali się ludzie, aby przenieść wspomniane rzeczy w bezpieczne miejsce. Żołnierze zauważyli w ciemności ludzi z drągami i wstrzeli alarm, że wybuchło powstanie (wszak był to okres powstania listopadowego) i uzbrojeni ludzie chcą sforsować Sołę. Komendant kordonu – major Klitsch, mieszkający w zajeździe „Pod Góralem” został powiadomiony i otrzymał raporty o rzekomym powstaniu. Do Żywca zaczęły ściągać oddziały wojska z Zarzecza, Siennej, Zabłocia oraz Pietrzykowic. Sprawa wyjaśniła się nazajutrz, niestety zaalarmowane dowództwo przysłało do Żywca dodatkową kampanie wojska pod komendą kapitana Legee, która przyniosła do miasta zarazę. Najpierw zachorowali żołnierze, później ludność cywilna. Zaraza szalała w mieście przez dwa miesiące, w jej wyniku zmarły 164 osoby. Zaraza powróciła ponownie w roku 1832, atakując mieszkańców wsi, w mieście zmarło „tylko” 38 osób. Te tragiczne wydarzenia upamiętnia kapliczka św. Rozalii. Kto ufundował pomnik i dlaczego? Z tym faktem związana jest wzruszająca historia. W czasie szalejącej epidemii na cholerę zachorowała jedyna córka Ignacego i Antoniny Krise – farbiarzy żywieckich. Rodzice modlili się do św. Rozalii o uzdrowienie córki. Ich prośby zostały wysłuchane, a wdzięczny ojciec ufundował w roku 1831 figurę, którą wyrzeźbił Tomasz Gałuszczyński, kamieniarz z Suchej. Na tym jednak nie kończy się historia figury i ciekawostek z nią związanych. Do dwudziestolecia międzywojennego figura stała pod blaszanym daszkiem w ogrodzie, pomiędzy dwiema lipami. Właściciele parceli w miejscu, gdzie stał posąg postanowili zbudować warsztat i sklep kuśnierski. By uzyskać więcej miejsca pod budowę chcieli przenieść figurę w głąb ogrodu. Żaden z murarzy nie odważył się tego dokonać, ponieważ – jak wierzono – zaraza podczas uroczystej procesji została zamknięta pod czworościennym słupem z cokołem i gzymsem i gdyby go przesunięto, zaraza znowu nawiedziłaby Żywiec. Sklep i warsztat wybudowano a kaplicę pozostawiono w niszy przypominającej pieczarę. Miejsce to można uznać za symboliczne, kto zna biografię św. Rozalii, ten wie, że kiedy próbowano ją wydać za mąż, uciekła w góry, gdzie ukryła się w grocie i wiodła tam życie pustelnicy. Co równie ciekawe, pod budynkiem znajdują się piwnice, które omijają miejsce, gdzie wznosi się posąg. Warto również wspomnieć o opowieściach ludzi pamiętających okupację w Żywcu. W czasie II wojny światowej armia niemiecka niszczyła miejsca kultu religijnego takie jak figury, kaplice. Również figura św. Rozalii została uszkodzona – w 1942 roku odłamano głowę posągu, nazajutrz ludzie zaczęli mówić, że osoba, która dokonała świętokradztwa wkrótce umrze. Po dwóch dniach ukradziony element podrzucono. Niemcy bali się zniszczyć figurę, dlatego kazali tylko zacementować polskie napisy na cokole. Na szczęście w odpisach przechowywanych przez mieszkańców Żywca wiersz ten zachował się: Oyciec pogroził Lecz się nie srożył Dzieciom błądzącym Się pokorzącym Odpuścił winy. Na twe przyczyny Więc w świętych jego Władze naszego Wielbimy Boga I zniknie trwoga Mimo tego, że kapliczka była poddana renowacji w roku 2008, dziś wydaje się nieco zapomniana i zaniedbana przez mieszkańców.
Autor: PW
Zdjęcie: Muzeum Miejskie w Żywcu