Historia

Pragnę przybliżyć Państwu postać Henryka Worka – charyzmatycznego nauczyciela w-f, kochanego i uwielbianego przez młodzież, człowieka wszechstronnie uzdolnionego i z ogromnym poczuciem humoru, a jednocześnie człowieka niezwykle wrażliwego, samotnego i nieszczęśliwego, który zapomnienia szukał w alkoholu i pośrednio przez alkohol zbyt wcześnie zakończył swoje piękne i cenne życie. W tym celu przeprowadziłam rozmowę z panem Edwardem Langiem – przyjacielem Henryka oraz panem Włodzimierzem Zwierzyną, który również bardzo dobrze go znał.

Pan Edward przyjaźnił się z Henrykiem Workiem od przedszkola, chodzili razem do podstawówki i do technikum w Żywcu. Następnie Henryk skończył sopockie Studium Wychowana Fizycznego (w 1966 r.) i poszedł do pracy w Węgierskiej Górce. Odnosił tam bardzo duże sukcesy. Ta szkoła była najlepsza jeśli chodzi o wychowanie fizyczne w powiecie, szczególnie w piłce ręcznej, ponieważ Henryk Worek był fanatykiem piłki ręcznej, już wtedy był bardzo znany jako „supernauczyciel w-f”. Po paru latach przeniósł się do Sporysza i tam ponownie zaczął być przodującym nauczycielem i znów ta szkoła jeśli chodzi o ilość zdobytych dyplomów, pucharów była jedną z lepszych w powiecie, a jeśli chodzi o piłkę ręczną na pewno najlepszą. Prowadził chłopców, miał mnóstwo dyplomów, nagród. To były takie czasy, że uczył też biologii, przysposobienia obronnego. Szkoła, w której pracował (nowa trójka) była duża, uczęszczało do niej ponad 1000 dzieci. Obaj rozmówcy zgodnie uważają , że „Heniek” był bardzo dobrym nauczycielem.

Pan Włodzimierz poznał Henryka, kiedy ten zaczął uczęszczać do Klubu „Śrubka”. Jak sam wspomina: „Znałem go w tym czasie, kiedy doznał pewnych słabości. Był człowiekiem samotnym i znalazł ukojenie w alkoholu. Ten alkohol nie degradował go twórczo, wręcz nieraz go dopingował. Pamiętam takie wydarzenie, które mnie załamało, jego oczywiście też. On miał ciągle jakieś starcia z dyrekcjami. Miał swoje plany, marzenia, a dyrekcja uważała, że w-f nie jest tak istotny jak inne przedmioty. Jego to gnębiło, ponieważ uważał, że to taki sam przedmiot jak każdy inny. Pamiętam, przyszedł do klubu zadowolony, troszkę wstawiony i mówi: „wiesz, udało mi się załatwić, że mi postawili bramki na boisku piłki nożnej obok szkoły.” Poszedł do tartaku i za przysłowiowe pół litra z pracownikami załatwił kantówki, oni mu je obcięli i wmontowali w boisko tak, że miał nadzieję, że będą wyglądały elegancko. Rano przyszedł radosny do szkoły, wezwał swoich chłopaków – organizatorów sportu (bo miał takich, którzy nie tylko uczestniczyli w zawodach ale organizowali zawody, więc on tylko zlecał i był takim menadżerem) – i mówi: „chłopcy, wiecie o tym, mamy boisko i mamy bramki”, a chłopcy na to: „proszę pana ale te bramki są podcięte”, podobno dyrektor w nocy je podciął.”

Z inicjatywy Henryka Worka powstała również ścieżka zdrowia na „Grapie” – pierwsza i jedyna w Żywcu. Załatwił z fabryką śrub (wtedy śrubiarnia opiekowała się tą szkołą i klubem bo to był klub fabryczny), że jej pracownicy według jego planu wykonali i zamontowali urządzenia do ćwiczeń (metalowe są do dzisiaj, drewniane zostały zdewastowane). Załatwił również, że wykonali tablice informacyjne. Włodzimierz Zwierzyna pomagał mu je malować (malował schematy ćwiczeń). Jednak mieszkańcy Sporysza okazali się tak „aktywni”, że po paru dniach wrzucili te tablice do rzeki. Jak wspomina pan Włodzimierz „Heniek po prostu przerósł rzeczywistość, on był bardzo wrażliwym człowiekiem...”

Był także człowiekiem wszechstronnym, w dzieciństwie grał na skrzypcach, chodził na lekcje w szkółkach prywatnych, miał bardzo dobry słuch, znał się na muzyce. Oprócz tego świetnie grał w szachy, z drugim kolegą Bogusiem Matusikiem (też nieboszczykiem, nauczycielem) grywali i bardzo skrupulatnie liczyli wszystkie partie, dopiero powyżej tysięcznej przestawali liczyć. Razem z Edkiem robili zawody w ilości przeczytanych książek z biblioteki. Jak wspomina pan Edward: „Byliśmy wtedy chłopcami, to był koniec podstawówki.” Ich hobby było dość nietypowe ale jak twierdzi pan Włodzimierz „o to właśnie chodziło, żeby było inne, ta inność przeważała w ich zachowaniach.” Następnie „Heniek” zabrał się już jako pracujący parę lat nauczyciel za fotografowanie i również robił świetne zdjęcia. Niestety nigdy ich nie wystawiał, robił je dla siebie i dokumentował swoje imprezy tzn. zawody, zloty, wycieczki. Prowadził świetną kronikę –„ kronikę doskonałą”, powinna jeszcze być w szkole nr 3, ponadto powinna tam również być ekspozycja w holu.

Heniek zajął się także turystyką dzieci i młodzieży. Jak wspomina pan Włodzimierz: „Było tak, że w soboty organizował spartakiady szkolne – takie zawody sportowe (biegi, skoki, rzuty) – i sam fundował nagrody, a w niedzielę szliśmy razem z młodzieżą w góry. Przychodził w piątek do klubu i umawialiśmy się ile on będzie miał młodzieży, ilu potrzebuje opiekunów i szliśmy. On płacił za nich przejazdy, bilety , a z tymi, którzy nie mieli kanapek dzielił się swoimi. Był człowiekiem bezinteresownym, o wielkim sercu. Zresztą jak miał pieniądze to lepiej żeby ich nie miał, no bo kwestia alkoholu.”

O tym, jak ogromny szacunek uczniów zdobył Henryk Worek świadczył jego pogrzeb. Jak wspomina pan Edward Lang: „Ja już sporo żyję na tym świecie i takiego pogrzebu jeszcze nie widziałem, pamiętam że dochodziliśmy do bramy tam na górze, a na dole na tej starej targowicy jeszcze byli ludzie. Cała droga z góry na dół była zapełniona. Przyjechała młodzież ze szkoły w Węgierskiej Górce – kilka roczników no i mnóstwo osób ze Sporysza.” Zmarł stosunkowo młodo bo miał skończone 40 lat. To alkohol doprowadził do jego śmierci, jednak nie bezpośrednio. Wracał z baru w Zabłociu, zatoczył się, a akurat jechał autobus i potrącił go.

Wracając do chodzenia po górach to wyruszali nie tylko z młodzieżą ale również jako klub. Było w klubie zarejestrowane Koło Turystyki Górskiej nr..., ta nazwa denerwowała klubowiczów, szczególnie Heńka i Bogusia więc wymyślili, że koło będzie się nazywało „Kółko Cnót Wszelakich”. Gdy władze miały wręczać dyplomy miały kłopot z wymówieniem tej nazwy, ponieważ zawsze się znalazł jakiś nadinterpretator, któremu słowo cnota kojarzyło się dwuznacznie. Klubowicze tłumaczyli, że chodzi o wszystkie cnoty np. pracowitość, wytrwałość itd. Gdy władze w końcu przyzwyczaiły się do tej nazwy, to pomysłodawcy doszli do wniosku, że trzeba wymyślić coś nowego i wymyślili (Boguś, Heniek i Edek) podgrupę turystyczną „Kółka Cnót Wszelakich” która się nazywała „Pierdoły Beskidzkie” i tej nazwy już nikt nie chciał wymówić.

„Heniek” był również opiekunem turystyki młodzieżowej w oddziale PTTK w Żywcu, prowadził komisję młodzieżową, razem z klubem organizował rajdy. Był również pomysłodawcą nietypowego „pasowania” na Babiej Górze na człowieka gór. Pasowanie to polega na biciu pasem. Regulamin spotkań na Lasku dla absolwenta pasowań przewiduje nazwy „niecnota beskidzki”, „pierdoła beskidzki”, „niecnota górski”.

Pan Włodzimierz wspomina jeszcze: „Myśmy – Kółko Cnót Wszelakich – chodzili nie tylko po Beskidach ale i np. po Bieszczadach i innych. Byliśmy raz na Turbaczu z Heńkiem. Siedzieliśmy przed schroniskiem i był tam taki mały chłopczyk z koniem, zapytał się nas – jak uszczęśliwić konia? Heniek mu poradził, żeby poszedł do kuchni i poprosił o cukier puder. Gdy wrócił z pełnymi garściami cukru to koń na nie dmuchnął i chłopczyk był cały biały. To był cały Heniek, człowiek z poczuciem humoru.”

Henryk Worek organizował również zimowe wyjazdy do Korbielowa. Współpracował z fabryką śrub, która dawała swój samochód – osinobus (klatka osobowa na podwoziu Stara, wyposażona w ławki). Jak wspomina pan Edward: „ Jeździliśmy do Korbielowa ze dwie, trzy zimy. On brał swoich chłopców, ja brałem swoich z mojej szkoły i jeździliśmy na taki łatwiejszy wyciąg, spędzaliśmy tam po parę godzin. Heniek był instruktorem. Szkolił jak pługiem jeździć, jak przenosić ciężar, jak skręcać – do dzisiaj to wszystko pamiętam, tak że to też była jego działalność. Chciało mu się poświęcać swój wolny czas i organizować te wyjazdy w czasie ferii.”

Pan Włodzimierz dodaje również: „Nagrywaliśmy w klubie z Heńkiem też takie audycje do radiowęzła o tematyce politycznej. To były takie dowcipy na granicy absurdu, nie wszyscy wiedzieli o co chodzi. Ja to puszczałem i nikt nie miał pretensji, jedyne co nam zarzucali, to że się spiliśmy w radiowęźle.” Henryk Worek napisał też scenariusz do filmu krótkometrażowego, ale niestety go nie nakręcił.

„Heniek” był także pomysłodawcą „Biesiad Turystycznych”. Jeździli wraz z Włodzimierzem do Okręgowego Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów w Katowicach i cały dzień siedzieli przeglądając filmy na „szesnastkach”, następnie przywozili te filmy – dostawali je „za piwo” na tydzień, bo tam i tak nikt ich nie oglądał. Heniek doszedł do wniosku, że najczęściej oglądanym w klubie filmem powinien być „Rejs” więc wypożyczali i wyświetlali go niemal co miesiąc. To było dzieło, które ich w jakimś stopniu kształtowało. W tych „Biesiadach Turystycznych” brali udział różni turyści, udawało się im także zapraszać do klubu alpinistów, było ich mnóstwo, był Pawłowski, był ks. Gadyna, skończywszy na Kukuczce i to była jego ostatnia wizyta. Spotkania te organizowali w zimie, teraz Jacek Seweryn robi takie spotkania ludzi gór w MCK, tam stałym gościem jest pan Edmund Zaiczek – zdobywca spektakularnych szczytów na różnych kontynentach świata, w tym Mont Blanc, Kilimandżaro, Elbrus, Ararat, Aconcagua, jest to również najstarszy Polak, który tego dokonał.

Co roku odbywają się zloty na Lasku. To są memoriały ku czci Henryka Worka. W tym roku we wrześniu odbędzie się 31 takie spotkanie. Jak informuje pan Włodzimierz „Będziemy siedzieć, rozmawiać, wspominać.” „Heniek” lubił Lasek, moi rozmówcy również są sentymentalnie związani z tym miejscem. Minusem są kłopoty z dojazdem bo w niedzielę trzeba tam dojeżdżać samochodami. Te zloty wyglądały różnie, czasem był na nich tylko sam pan Włodzimierz, czasem były dwie osoby, innym razem pięć, ale postanowili je kontynuować z uporem maniaka. Miały miejsce również zloty masowe. Według pana Włodzimierza Lasek jest miejscem magicznym, miejscem które tworzą ludzie, a nie instytucje.

Autor: Katarzyna Kubica - Sroka

Zdjęcia: Włodzimierz Zwierzyna