Historia

Dom rodzinny Gołków znajduje się w Zabłociu przy ulicy Wyzwolenia. Marian Gołek (rocznik 1946) podstawówkę ukończył w Zabłociu, a następnie w roku 1966 żywieckie Technikum Mechaniczne z tytułem technika.

Po ukończeniu technikum powołany został do odbycia zasadniczej służby wojskowej w Technicznej Szkole Wojsk Lotniczych w Zamościu, by z kolei po przeszkoleniu w Centrum Szkolenia Specjalistów Morskich w Gdyni, przejść do jednostki Specjalnej Marynarki Wojennej, gdzie ukończył szkołę podoficerską w stopniu kaprala. Zaszczepiony morskim bakcylem po odbyciu służby wojskowej przez 3 lata pracował w białej flocie, na statkach turystycznych w Gdyni na stanowisku mechanika motorzysty. Po upływie kontraktu postanowił wrócić do rodzinnego Żywca. Zatrudnił się w żywieckim FAMEDZIE, a następnie w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Okrajniku. Tu się ożenił z Marią Skalską i zamieszkał na stałe w Łękawicy. Owdowiał w 1999 r. Ma czterdziestoparo letniego syna, który prowadzi sklep w Łękawicy.

Płk Stefan Kulczyński szef Powiatowego Sztabu Wojskowego w Żywcu zaproponował mu służbę podoficera zawodowego w Powiatowej Komendzie Uzupełnień w Żywcu. Służbę przyjął i stąd w roku 2001 odszedł na emeryturę. Od wczesnych lat dzieciństwa i młodości kochał sport, a szczególnie bieganie, które z czasem stało się jego życiową pasją. Biegał prywatnie, w szkole i w wojsku. W wojsku swoją sportową pasję starał się zaszczepić żołnierzom. W czasie wojskowych egzaminów sprawnościowych wyróżniał się w biegach i tam został zauważony. W 1978 komendant WKU wydał mi polecenie wzięcia udziału w półmaratonie, w Pierwszych Otwartych Mistrzostwach Wojska Polskiego, gdzie zajął I miejsce. Tak się zaczęło. Była to kwalifikacja do udziału w maratonach. Żołnierz Wojska Polskiego Marian Gołek stał się maratończykiem.

Na następne maratony szły już pod jego adresem imienne zaproszenia. W maratonie w Londynie w roku 1999 był jedynym reprezentantem Ludowego Wojska Polskiego. W następnych 12 maratonach reprezentował Akademię Obrony Narodowej w Warszawie, a w pozostałych Wojsko Polskie. W jej gablotach znajdują się trofea maratońskie zdobyte przez chorążego Mariana Gołka. W krajowych maratonach, a jest ich sporo, bierze udział jako Marian Gołek. Mile wspomina maraton w Tokio. Wzorowa organizacja miała też jego zdaniem miejsce na maratonie w Nowym Jorku. Był to jego setny, jubileuszowy maraton, co organizatorzy docenili uhonorowaniem go specjalnym imiennym medalem i dyplomem.

Do ciekawszych zalicza maratony: w Paryżu, gdzie na starcie stanęło 45 tysięcy zawodników, w Lizbonie, gdzie w swojej klasie zajął 6 miejsce, w Rzymie, ulicami miasta, w Atenach na historycznej trasie Maraton – Ateny, w Koszycach na historycznej już trasie wyznaczonej kiedyś przez Zatopka, w Londynie gdzie został uhonorowany „Biegaczem Roku”, w Pekinie na trudnej, ale prestiżowej trasie. Na Jamajce ze względu na egzotyczne miejsce i w Jerozolimie z wiadomych dla katolików względzie.

Brał udział m.in. w takich dużych maratonach jak: Londyn, Sztokholm, Ateny, Rotterdam, Lizbona, Barcelona, Kopenhaga, Berlin (wielokrotnie), Hamburg, Rzym, Paryż, Maroko, Monako, Dubaj, Pekin, Tokio, Nowy York, Boston i wielu innych ale bardzo ciężkich maratonach jak Sydney, Jerozolima, Rio w Brazylii, Jamajka czy Hawaje.Bieg maratoński to taka specyficzna dyscyplina sportu, w której „gra” nie 11 albo 22 zawodników, ale na starcie staje 5, 10, 20, 40, a nawet 50 tysięcy zawodników. W maratonie w Tokio w 2012 roku startowało 55 tysięcy zawodników. Tu liczy się przede wszystkim udział w zawodach i ukończenie biegu. Na większości maratonów obowiązuje limit czasowy pokonania dystansu (42 km i 195m) wynoszący 5 lub 6 godzin. Najlepsi pokonują ten dystans w ciągu 2 godzin i kilkunastu minut. Marian Gołek najlepszy czas uzyskał w biegu maratońskim w Hamburgu, 2 godziny i 19 minut

Trenuje sam. Przed zawodami biega dziennie 30 km. Ma swojej kolekcji 72 medale o wadze 4,5 kg, masę dyplomów i fotografii z całego świata. Reszta zdobi gabloty w sztabie generalnym WP. Ale jakoś tu, w rodzinnej Żywiecczyźnie jego zasługi przechodzą jakoś bez większego echa, nawet w mediach. Może dlatego, że Marian jest skromny, nie lubi się afiszować. Przy próbie zaistnienia w łękawickich „Wieściach” usłyszał kiedyś, że „Na głupoty Gołka nie ma miejsca w Wieściach”. Docenia jego wyczyny biegowe i wspiera go najbliższa rodzina, towarzyszą mu w wyjazdach, zachęcał do trenowania ojciec, dzielili z nim i doceniali jego sukcesy biegowe przełożeni i koledzy z nieistniejącego już WKU i Powiatowego Sztabu Wojskowego.

W tym sporcie nie ma wielkich nagród, jeśli są to symboliczne, tu liczy się udział i symboliczne upominki, a przede wszystkim satysfakcja, a przy okazji zwiedzenie kawałka świata na koszt organizatora.

Autor noty biograficznej: Hieronim Woźniak
Zdjęcie: zbiory Hieronima Woźniaka