Historia

Publikujemy kolejny odcinek cyklu prowadzonego przez Dorotę Firlej "Spacerem po Żywcu z Andrzejem Komonieckim".

Część I, odcinek 20 – Historia żywieckiej fary cz. 8 – Jak feniks z popiołów, czyli historia wielkiego pożaru z 1711 r. cz. 1.

Roku Pańskiego 1675 Jaśnie wielmożny Jego Mość pan Jan z Pieskowej Skały, hrabia Wielopolski, stolnik natenczas koronny otrzymał po Janie Kazimierzu, królu polskim, Żywieckie Państwo. Które wprzód arendą go przez lat trzy trzymawszy, potem go wykupił
w roku 1678 wedle konstytucyjej, uczynionej na sejmie warszawskim roku 1631, oddawszy na długi królewskie sześciokroć sto tysięcy złotych, ciągnąc się bliskością po małżonce swojej Konstancyjej Krystynie z Jego Mości pana Krzysztofa Komorowskiego, syna Mikołajowego córki zrodzonej, który Krzysztof po Piotrze Komorowskim, jako stryju bez dziedzictwa umarłym, Suskie Państwo otrzymał. A z tą Jej Mością panią Konstancyją Krystyną
z Komorowa Jaśnie wielmożny Jego Mość pan Jan Wielopolski zrodził czterech potomków,
 to jest Ich Mościów panów Ludwika, pana Jana, pana Franciszka synów i Konstancyją Otulią, córkę. Na których to Żywieckie Państwo wykupił prawem dziedzicznym [1].

4.jpg

Herb rodziny Wielopolskich – Starykoń

- Drogi Jędrzeju, tak piszesz w swojej kronice pod rokiem 1675. To była  ważna data, kolejna zmiana właściciela. Oczywiście nie zapomnieliśmy o ostatnich z rodu Komorowskich, jak i królu Janie Kazimierzu. Do ich historii wrócimy, będąc na Starym Zamku. Ciągle jesteśmy w naszej farze i czas zacząć opowieść o barokowych metamorfozach w świątyni, których fundatorami, po słynnych braciach Janie Spytku i Krzysztofie Komorwskich, byli właśnie Wielopolscy herbu Starykoń – dodałam tłumacząc naszym stałym Czytelnikom pewien przeskok w historii panujących w dawnym Państwie Żywieckim.

- To prawda, omijamy nie tylko ważne postaci, ale i bardzo barwne. Przyjdzie stosowny czas na snucie pikantnych historii a choćby o Mikołaju Komorowskim! – wtrącił Komoniecki. Jeszcze jeden fragment mej kroniki  w tym miejscu muszę przytoczyć, bo jest to sprawa godna odnotowania: Roku Pańskiego 1669 przed Wniebowstąpieniem Pańskim [28.V.] Najjaśniejszy Jan Kazimierz król Polski, a pan na Żywcu po złożeniu korony polskiej[2] do miasta Żywca ze dworem swoim przyjechać był raczył i tu aż do święta Nawiedzenia Najświętszej Panny Mariej [2.VII.]  na zamku mieszkał przez wszytek czas elekcyjnej Michała króla polskiego zostając i tu w kościele „Te Deum laudamus” śpiewać kazał. I stąd w piątek po tym święcie do Francyjej [5.VII.], z żałością swoją z Żywca pożegnał się i szczęśliwie odjechał, darowawszy obicie swoje królewskie, atłasowe, błękitne, wzorzyste kościołowi żywieckiemu brytów kilkanaście[3] - wyrecytował kronikarz.

- Ważne to informacje związane z królem Janem Kazimierzem – odparłam. - Już nie mogę doczekać się, kiedy to będziemy wspominać naszego władcę! Nie bez powodu moi przodkowie dumnie chwalili się nazwą Królewskiego Miasta Żywca. Ale teraz czas na historie związane z Wielopolskimi. Jędrzeju, bez Twojej kroniki ani rusz! Posłuchajmy:  Tegoż roku 1700 miesiąca października z rozkazu Jaśnie wielmożnego Jego Mości pana Franciszka Wielopolskiego, starosty krakowskiego, jako Pana dziedzicznego Żywca, był generalny miasta żywieckiego i państwa wszystkiego popis, rachując ludzi wszystkich
i dobytki ich, co mieli. Z którego popisu w mieście Żywcu pokazała się liczba ludzi wszystkich, tak małych jakoli wielkich, to jest osób 1377, jako to: gospodarzów z żonami było 499, synów 242, córek 258 czeladzi 124, komorników z żonami 107, dzieci ich 107, komornic 40, krów 440, jałowic 128, cieląt 50, świni 274, zagonów w rolach 337
[4] - odczytałam z powagą.

- Rzeczony popis utkwił mi w pamięci bardzo, miałem wtedy 41 lat. Żywo się tym interesowałem i rzetelnie notowałem – wtrącił kronikarz. Franciszek był panem dobrym, zacnym, ale i nowoczesnym. Doskonale go pamiętam! Kochał miasto i szanował poddanych. Zajmował się sumiennie wszystkim: miastem, parkiem, zamkiem, a naprzód wielkie zmiany wprowadził w żywieckiej farze – z łezką w oku wspominał Komoniecki.

fara

Rysunek fary i dzwonnicy żywieckiej sprzed pożaru w 1711 r. autorstwa A. Komonieckiego, Dziejopis Żywiecki z 1704 r., zbiory Muzeum Miejskiego w Żywcu

- A więc poszukajmy tychże zmian w kościele. Jędrzeju, już wspominaliśmy, jak wyglądała fara na początku XVIII stulecia.  Znów musimy odwołać się do jedynego, Twojego rysunku w Dziejopisie. Przypomnijmy, że przedstawia on wygląd kościoła i drewnianej dzwonnicy sprzed czasu wielkiego pożaru, który nawiedził miasto w roku 1711, dnia
2 sierpnia. Były to chwile dramatyczne, bardzo dokładnie opisujesz przebieg pożaru. Tragedia zaczęła się tuż po północy, w niedzielę. Piorun uderzył w miedzianą banię wieży, która umieszczona była pod samym krzyżem. Ogień tlił się powoli, dopiero przed świtem został zauważony przez mieszkańców. Wtedy rozpoczęła się dramatyczna akcja ratownicza. Dzwony biły na całe miasto i okolicę. Bohaterską postawą odznaczył się niejaki Wincenty Pikuła, cieśla i mieszczanin żywiecki. Wyszedł na wysoką drabinę i z góry polewał palące się już mury. Nagle runął krzyż wraz z banią miedzianą. Ogień szybko rozprzestrzeniał się, stopił się także dzwon zegarowy znajdujący się na wieży. Przestraszeni mieszkańcy biegali po dachach swoich domów polewając je wodą, obawiali się najgorszego, zniszczenia kościoła, dzwonnicy i zarazem wszystkich domów przy rynku. Ludzie patrzyli, jak płonie więźba kościoła, sygnaturka z dzwonkami na dachu nawy, i w końcu całe sklepienie, które runęło
i z wielkim hukiem upadło na posadzkę świątyni. W trakcie pożaru wieża stała się niejako kominem, z którego na wszystkie strony wybuchał ogień. Wchodził on wszędzie oknami
i drzwiami do kościoła. I tak spłonął chór wielki, organy, całe drewniane wyposażenie, co do kołka.

Cdn.

[1] A. Komoniecki, Chronografia albo Dziejopis Żywiecki, Żywiec 1987, s. 226.

[2] Abdykacja Jana Kazimierza nastąpiła 16.IX.1668 r.

[3] Tamże, s. 213.

[4] Tamże, s. 275.