Historia
Publikujemy pierwszą część wspomnień o Marii Habdas, z domu Pieronek autorstwa Małgorzaty Kasperek. 
Władysław Pieronek wraz z żoną i pięcioma córkami: Marią, Janiną, Anną, Czesławą i Jadwigą zostali wysiedleni w 1940 r. do Stępkowa w gminie Dębowa Kłoda na Lubelszczyźnie. Tragiczne wydarzenia tamtych dni opisał we wspomnieniach „Wysiedlenie w 25-tą rocznicę wysiedlenia 1940-1965”. Na stronie „Radziechowskie historie” możecie Państwo znaleźć kilka opublikowanych przeze mnie postów nawiązujących do wysiedlenia. Dzisiaj publikuję zdjęcie rodziny Pieronków wykonane w Parczewie na Lubelszczyźnie. Nie znajdziecie na nim Marii i Janiny, które z wysiedlenia uciekły.
Postanowiłam udostępnić Państwu za zgodą Pana Mieczysława wspomnienia Marii Habdas z domu Pieronek. Pan Mieczysław Pieronek, brat Marii, spisał dokładnie opowieść siostry o losach wojennych po ucieczce ze wysiedlenia. Spisał wiernie słowo po słowie, dokładnie tak, jak opowiadała. Wstępem do kolejnych części historii Marysi Pieronek niech będzie fragment „Wysiedlenia” Władysława Pieronka, który na stronie 15-tej napisał:
„W organizowaniu robotników do roboty do Niemiec była stale nagonka na wysiedlonych. Urządzano „łapanki” nocami tak, że młodzież nie mogła sypiać w mieszkaniu, ale chroniła się w stogach siana, opuszczonych oborach, na stryszkach (w paszach na poddaszu), co powodowało wycieńczenie i choroby. Złapanych wywożono do obozu w Lublinie, a po zebraniu większej grupy odsyłano transportami do Niemiec. Za złapanych wypłacano „łapaczowi” po 50.-zł. od łebka. Była to ponętna oferta i łapacze starali się złapać jak najwięcej.”
I. UCIECZKA MARYSI
„Poszłyśmy na stancję do takich Zmorów, bo tam mieli dwa wyjścia z domu, ja i Marysia Wituśce. Ta z góry Wikta mówi: chodźcie tu, bydziemy tu spać, jak zaczną bić na drzwi, zanim otworzą, to my drugimi drzwiami uciekniemy i nic nam nie zrobią.
No tośmy tam poszły, siedzimy, śpimy na tej podłodze, a tu naraz Zmora wpada,
Dziewczęta mówi – policja, czy łapacze – łapacze. Aniśmy się nie ruszyły z tej ziemi, oni zaraz wpadli i od razu Wiktę zostawili, no bo to ona jedyna żywicielka rodziny, tam dzieci były, mamy nie miała, taty nie miała, dziadek był taki stary. To mnie i Marysię zabrali.
Zabrali nas, jeszcze jechał Władek Mika z nami na tym wozie, jechała taka Irka ze Stępkowa. No i przywieźli nas do Parczewa, do więzienia. W więzieniu była woda z jednej strony, jedna prycza i kubeł i nic więcej. W więzieniu my siedzieli jedną noc, potem nas wieźli do Lublina. Przyjechaliśmy do Lublina, tam dali nas do takiej fabryki. Tam robili jakieś odwszanie, bo przecież w Lubelskim mieli wszyscy wszy. Jakimś tam płynem posmarowali głowy, wszystkim się kazali wykąpać, nago. Spisywali nazwiska, imiona, skąd pochodzi. A ja tak mówię – ja do Niemiec nie pojadę, Taty nie ma, Mama jest chora i nie ma kto, a dzieci jest czworo i trza przy tym być. A ten pan, który to spisywał mówi tak: co się pani martwi, ja już i tam byłem w niewoli niemieckiej i tu jestem. A skoro tak – mówię – to dobrze. No i potem po południu wyprowadzają nas z tej fabryki do szkoły. Jakeśmy wyszli tylko za bramę, tak ja jedną dziewczynkę, koleżankę z jednej strony, drugą z drugiej strony za rękę i w nogi, w przeciwnym kierunku jak oni szli. Uciekłyśmy.
Doszłyśmy potem do stacji wieczór. Przychodzimy na dworzec, kupiłyśmy bilety. Taki pan przychodzi do nas i mówi – co wy tu robicie, nie jesteście z transportu rannego ? Nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Powiemy tak, a to kto wie kto to jest, może łapacz, weźmie nas z powrotem – nie?
Ale on mówi tak: skąd jesteście?
My ze Stępkowa.
To jedziemy razem.
Wsiedliśmy do pociągu, przyjeżdżamy do Parczewa. On w drugą stronę z pociągu, przez łąki przeprowadził nas aż na Borki. To nas nawet przez rowy melioracyjne przenosił, bo miał buty gumowe.
Przyszłyśmy tam, tam było pełno młodzieży, spali.
Nic się nie bójcie, tu jest warta, pod lasem stoją. W razie jakby gdzie ktoś szedł, to wszyscy pójdziecie w las. Tu będzie spokój. Nikt nic nie będzie widział.
Rano przychodzę do domu. Dziewczęta, Hanka zagląda oknem – tyś tu, a Tata.., widział cię Tata?
Mówię – nie, a gdzie Tata?
No pojechał do Lublina za tobą.
Ale Tata wszedł tam, Stopkę spotkał w tej szkole gdzieś my byli, takiego Władka Stopkę i pyta się go – gdzież jest Marysia?
Oj, chyba uciekły, bo ich tu nie ma.
No i przyjechał Tata z powrotem.
To potem już tak poniewierałyśmy się po polach, byle gdzieśmy spali, tośmy spali na stajni. Tameśmy zrobili tak, żeśmy jeden okocek wyciągnęli popod strzechę. Potem nas straszyli, tośmy przez dach uciekali na pole.”
Ciąg dalszy nastąpi…
I jeszcze jedno zdjęcie Marii Habdas z domu Pieronek, córki Władysława Pieronka, społeczniczki, wieloletniej członkini Koła Gospodyń Wiejskich, artystki ludowej. Maria urodzona w 1925r. wyszła za mąż za Michała Habdasa i do śmierci w 2015r. zamieszkiwała w domu rodzinnym w Radziechowach wraz ze swoją siostrą Czesławą. Zdjęcie zostało wykonane w 1957r.
 
Autor: Małgorzata Kasperek
 
Więcej ciekawych historii znajdziecie na Radziechowskie Historie