Historia

Jesteśmy wciąż na żywieckim rynku, w miejscu, gdzie kiedyś spotkało się nade wszystko putoszy. Wyjątkiem były wspomniane ostatnio targi i jarmarki, podczas których przewijał się tu ludzki kalejdoskop. Stoję na rynku z Andrzejem Komonieckim i ponawiam pytanie:

- Jak bywało za twoich czasów, tu w sercu miasta – twojego miasta?

- Było zaiste inaczej… inne domy, inni ludzie. Mieszkałem na rynku, blisko dzwonnicy i pracowałem w ratuszu, ale budynek był wtedy zupełnie inny…

- A cóż to za kolor? – wyrwało się burmistrzowi…

- Jędrzeju faktycznie, ratusz jest inny – wtrącam, ale przyjdzie czas, kiedy zajmiemy się samym magistratem i wyjaśnimy dlaczego właśnie tak wygląda. A historia ta jest bardzo ciekawa… Nie mówię oczywiście o współczesnej kolorystyce, która bardziej kojarzy się z figlarną bielizną, niż z miejskim, szacownym obiektem. Powróćmy do dawnych czasów…

- Słusznie. Domy były drewniane, jedna kamienica, ach piękna była i dostojna, a i jaki portal miała. Pamiętam, że były tam kamienne hermy – o ciele kobiety i mężczyzny. Ale teraz ich nie widzę – co z nimi?

- Dawno przeniesione do muzeum, można je zobaczyć w Starym Zamkurynek żywiec

- Oj działo się wiele na tym żywieckim rynku, widziałem to i opisywałem. Bywało czasami zabawnie. Często do miasta przybywali goście z całego świata. Pamięta, jak na jarmark żywiecki na niedzielę pierwszą po Wniebowzięciu Panny Maryjej doktór ze Śląska przyjechał, przyniósłszy na wielbłądzie lekarstwa swoje i obrazy uleczonych ludzi. Na rynku jawnie swoje umiejętności głosił i lekarstwa przez tłumacza prezentował, przy tym zęby bez boleści wielom wyruwał. Po czym wielbłąda kazał przyprowadzić, z którym sztuki różne przed pospólstwem czynił, także i żółwie żywe miał, a te ludziom pokazował Portret Komonieckiego Portret Komonieckiego

- I co dalej?

- Często bywali na rynku różni doktorzy i dziwaczne zwierzęta. Były także małpy, ale i widziane były przerażające komety, których obecność skrzętnie odnotowywałem w mej kronice… Zdarzały czasem się wielkie nieszczęście. Antoni Kralowski, krawiec, zabił przypadkowo cerulika – Macieja Czechowicza. Krawiec czyścił broń i siedział w izdebce u Molińskiego. Pistolet wystrzelił i zabił, siedzącego po drugiej stronie rynku, biednego cerulikaM

- A cóż to za święto, jesteśmy przecież na rynku i to wielkie M….

Cdn.

Autor: Dorota Firlej

[1] Wspomniany renesansowy portal z Kamienicy Kantorowskiej znajduje się na ekspozycji stałej w dziale archeologicznym. Datowany jest na 2 poł. XVI w.

[2] A. Komoniecki, Dziejopis Żywiecki, Żywiec 1987, s. 314.

[3] Tamże, s. 337.

[4] Tamże, s. 339.

[5] Spis ludności i domów odbył się w 1715 r., umieszczony jest w Dziejopisie (tamże, s. 466-470.).