Kiedy scena przenosi się do ciasnego pokoju z kolażami, a limeryki Szymborskiej stają się człowiekiem ulepionym z emocji to musimy mieć do czynienia z Teatrem Sześciu i ich kolejnym eksperymentem tym razem z improwizowanym dorobkiem Noblistki.
Współczesne czasy nie przepadają za poezją, ale są wyjątki, dla których słowa się nie starzeją. Ten wyjątek dokonał się wczoraj w pokoju, gdzie Teatr Sześciu swoimi talentami zawalczył o istotność słów i znaczeń. Prostota Pani Wisławy Szymborskiej stała się pretekstem do aktorskiej podróży w głąb jaźni poetyckich jaskiń, pełnych chwiejnych odpowiedzi i teatru od tyłu.
Wszyscy włącznie z widzami obmyślaliśmy świat czyniąc go lepszym chociaż na chwilę.
Maciek Pezdek, który gardzi granicami w sztuce razem z charyzmatyczną Agnieszką Batóg otworzyli strumień myśli luźnych. Mimiczne grymasy obłędu aktorskiego niczym u Warlikowskiego zahipnotyzowało rzeczywistość.
To była prawdziwie syta uczta spontanicznych gestów myśli.
Autor: Gabriela Kachel