Zapraszamy do przeczytania wywiadu z nietuzinkowym zespołem z naszego regionu. Muzycy Składu Niearchaicznego przedzierają się do sedna muzyki beskidzkiej i odnajdują drzemiące w niej możliwości i inspiracje. Co takiego jeszcze?
K.M: To może na początek zapytam kiedy powstaliście i skąd pomysł na zespół?
Znamy się od dawna. Graliśmy przy rozmaitych okazjach, spotykaliśmy się w różnych zespołach, więc w końcu żeśmy się zeszli w czwórkę. Na potrzeby pierwszych potańcówek dudziarskich potrzebowaliśmy tylu zespołów z dudami, żeby starczyło przynajmniej do północy, więc wiosną zeszłego roku się skrzyknęliśmy i zrobiliśmy parę starych numerów żywieckich trochę po nowemu,a trochę tradycyjnie. I nam się spodobało.
K.M: Skład Niearchaiczny? Co oznacza i co się za tym kryje?
Kiedyś było tak, że na zabawach grały u nas tylko dudy i skrzypce, a była to muzyka niezwykła i niespotykana nigdzie indziej na świecie. Z czasem trochę osłabły, instrument przeniósł się do zespołów folklorystycznych, dodając smaku występom scenicznym, a dawna dwuosobowa kapela zaczęła być przez badaczy folkloru nazywana "składem archaicznym". My ten skład reanimujemy i rozwijamy, szukamy wspólnego brzmienia z innymi instrumentami i pozwalamy muzyce ewoluować, nie zatracając przy tym jej wyjątkowego charakteru. A w każdej chwili możemy zagrać tak archaicznie, jak tylko się da.
K.M: Dlaczego wybraliście akurat granie w rytmach folk? Nasza lokalna scena muzyczna przesycona jest muzyką rockową i hip-hopową. Lubicie wyłamywać się ze schematów?
Gramy po góralsku od bardzo dawna. W którymś momencie zaczęliśmy tę muzykę ciągnąć w trochę innym kierunku, rozwijać, bawić się nią, ale mądrze. Gramy po swojemu, czerpiemy z głębokiej tradycji, ale na wiele sobie pozwalamy - takie jest prawo artysty, nawet ludowego. I nie wiemy, czy to ciągle muzyka tradycyjna, czy już folk. Trzeba by to jakoś zdefiniować, ale my się tego nie podejmiemy.
K.M: Skąd czerpiecie inspiracje? Do jakich źródeł sięgacie?
Wszyscy pochodzimy z różnych miejscowości, a nawet regionów. Marta pochodzi z Lalik, Rafał z Żywca, Staszek z Gliczarowa, Przemek z Jeleśni. Przesiąkaliśmy folklorem z różnych stron i inspiracji mamy wiele, ale największe wrażenie robi na nas muzyka kapeli Byrtków, naszych ostatnich wielkich Mistrzów muzyki dudziarskiej z Pewli Wielkiej. Pożyczyliśmy też coś od sióstr Sordyl z Korbielowa, a Marta przypomina sobie melodie śpiewane przez dziadka. Ale to ten dawny, niesamowity styl żywieckiego "ogrywania" melodii inspiruje nas najbardziej. Polecamy posłuchać dostępnych w internecie nagrań archiwalnych z Beskidu Żywieckiego, a młodym muzykantom jak najszybciej odwiedzić któregoś ze starych muzykantów, póki jeszcze mogą swoją wiedzę przekazywać.
Na pewno jest w naszej muzyce słyszalne brzmienie Karpat, bo też część z nas taką muzyką się zasłuchuje. To pozwala nam ciągle znajdywać ciekawe podobieństwa i tworzyć zaskakujące brzmienia, niejako osadzając nasz tradycyjny dwuosobowy skład w karpackiej kulturze muzycznej. Lubimy się też pobawić muzyką, coś zepsuć, coś wtrącić - mamy wielki szacunek do tradycji, ale też czujemy pełną swobodę artystyczną. A to dopiero początek!
K.M: Czy są jeszcze jakieś inspiracje bliskie Waszym sercom, które jeszcze nie pojawiły się w Waszej dotychczasowej twórczości?
Inspirujemy się wieloma rzeczami, inaczej się dziś nie da. Spotykamy wielu wspaniałych artystów, dla których jesteśmy pełni podziwu, ale staramy się przede wszystkim szukać tych inspiracji w sobie. To jest nasza muzyka.
K.M: Jesteście ukierunkowani wyłączenie na granie „czystej” nuty folkowej czy myśleliście kiedyś aby połączyć te rytmy np. z elementami hip-hopu, rocka itp.?
Przez kilka lat Marta, Rafał i Staszek grali ze Zbigniewem Wałachem w kapeli "Wałasi". Angażowali się w rozmaite projekty artystyczne, eksperymentowali, grali do przedstawień. W międzyczasie Marta, Rafał i Przemek współtworzyli folkowo - jazzowo - bałaganiarską formację Besquidians, a tam już pojawiała się jakaś elektronika i inne głupie pomysły. A Staszek był współtwórcą słynnego zespołu Karpatia. Miewaliśmy różne etapy, a teraz najbardziej cieszy nas to.
K.M: Pochwalcie się swoimi dokonaniami. Gdzie występowaliście, czy macie nagrane jakieś wydawnictwo?
Przez ostatni rok mieliśmy frajdę zagrać w paru ciekawych miejscach w kraju i za granicą (choć najfajniejsza jest Potańcówka przy dudach), pojawiliśmy się na Mikołajkach Folkowych w Lublinie, a w maju tego roku zagraliśmy na Nowej Tradycji, festiwalu folkowym Polskiego Radia, skutkiem czego nasze instrumentarium zasiliła nagroda specjalna - Złote Gęśle. Nagraliśmy na razie cztery numery, są do znalezienia w internecie, pozostałe będziemy sobie powoli dogrywać, aż powstanie fajna płyta.
K.M: Czy młodzi ludzie w końcu przestają się wstydzić własnej kultury ludowej? Jak uważacie?
Zainteresowanie muzyką ludową w Polsce wzrosło niesamowicie. Organizuje się mnóstwo festiwali i potańcówek, młodzi ludzie jeżdżą na wieś do mistrzów uczyć się gry w dawnym stylu, ta stara muzyka rozwija się na nowo i to jest naprawdę masa świetnych ludzi. Zjawisko jest szeroko przedstawione na stronie www.akademiakolberga.pl, polecamy również filmy Piotrka Baczewskiego - https://vimeo.com/muzykazakorzeniona lub program Dzika Muzyka w archiwum TVP2 - dzieje się bardzo dobrze! Na Żywiecczyźnie to też trwa już dłuższy czas. Młodzi uczą się grać w ogniskach muzycznych, tańczą w zespołach, organizują potańcówki. Dzieciaki z dumą noszą swoje stroje. Marta i Rafał pracują w Fundacji Braci Golec, gdzie uczą młodych muzykantów, kładąc nacisk na granie jak najbardziej tradycyjne. Dają im też dużo przestrzeni do samodzielnego rozwoju, a efekty często zwalają z nóg.
K.M: Jesteście m.in. organizatorami „Potańcówki przy dudach”. Skąd taki pomysł? Jaki jest odbiór mieszkańców?
W zeszłym roku przyjechała do nas telewizja kręcić odcinek Dzikiej Muzyki. Odwiedziliśmy z kamerą braci Byrtków i siostry Sordyl, byliśmy na zajęciach ogniska muzycznego braci Golców (wyszło nam tak rodzinnie), a na koniec chcieliśmy nagrać jakieś tańce, więc skrzyknęliśmy na szybko parę osób i wyszła nam pierwsza potańcówka. Chcieliśmy, żeby zagrały dudy, bo to najfajniejszy instrument w muzyce beskidzkiej. Nasi dobrzy przyjaciele muzykanci z różnych stron przyjechali nas wesprzeć muzycznie i robią to do dziś. Zawsze staramy się ściągnąć naszych mentorów, Edwarda i Władysława Byrtków i zapraszamy ich do wspólnego grania. Młodzi muzycy mogą stanąć na scenie i pograć z Mistrzami w naturalnym dla tej muzyki środowisku, poczuć jej energię, usłyszeć stare brzmienie - to jest bardzo ważne. Na początku spotykaliśmy się w Starej Karczmie w Jeleśni, ostatnio przenieśliśmy się do remizy w Sopotni Małej, myślimy o zrobieniu czegoś w górach. Mieszkańcy się zjawiają i wyglądają na zadowolonych, przyjeżdżają też do nas miłośnicy folkloru z różnych stron kraju, ludzie tańczą, dziewczyny poznają chłopaków, nawiązują się przyjaźnie, a wszystko dzięki dudom.
Potańcówki na Żywiecczyźnie to nie nowość. Młodzi ludzie tańczący i grający w różnych zespołach lubią sprawdzić nabyte umiejętności w boju, nie w układzie scenicznym. Muzycy nie grają dla publiczności, tylko dla tancerzy, a to najbardziej bezlitosny odbiorca. Pojawiają się też starsi mieszkańcy, tańczą, śpiewają, a niektórzy nie dowierzają, że taka muzyka do wsi przyjechała.
W którymś momencie pada komenda: Do konia! - i wszyscy tworzą szalony korowód najważniejszego żywieckiego tańca - przez kilkanaście minut do muzyki dudziarzy i skrzypków tancerze wylewają z siebie szklanki potu. Tak to dawniej wyglądało!
K.M: Macie jeszcze jakieś pomysły jak „przemycić” kulturę ludową do życia codziennego, zwłaszcza młodych ludzi?
Zajmujemy się wieloma rzeczami na raz, jednocześnie myśląc o kilku innych i to wszystko nam się przenika. Marta i Rafał na przykład grali niedawno na dudach i skrzypcach na szlaku maratonu górskiego. Budujemy instrumenty i uczymy na nich grać, prowadzimy warsztaty, działamy w fundacjach, piszemy projekty, niektóre realizujemy. Pojawiają się fajne pomysły. Kiedyś z Fundacją 9sił zorganizowaliśmy w jeleśniańskiej karczmie koncert japońskiego duetu Matsumoto Zoku połączony z muzyką i opowieściami Józefa Brody. Albo koncert folk-jazzowego zespołu Chłopcy kontra Basia, przeplatany historiami o strzygach i utopcach opowiadanymi przez Panie, które jeszcze je pamiętają. Udaje nam się ściągać takich artystów, jak Kapela Maliszów, która między jednym a drugim festiwalem gdzieś w świecie wpada na dwa dni do Jeleśni i daje koncert, jakiego tu jeszcze nie widzieli. Myślimy dalej.
K.M: Zdradźcie naszym Czytelnikom jakie macie plany na najbliższe miesiące i gdzie Was będzie można usłyszeć?
W tej chwili szykujemy się do występu na festiwalu world music "Czech Music Crossroads", który poprzedza tegoroczne Kolory Ostrawy. To będzie w dniach 17-18 lipca, a my występujemy w drugi dzień festiwalu. O późniejsze koncerty należy się dowiadywać na naszym fb: www.facebook.com/skladniearchaiczny lub na stronie skladniearchaiczny.pl, a i nie zapomnijcie o potańcówkach! - www.facebook.com/przydudach
K.M: Dziękujemy za rozmowę!
Wywiad z zespołem przeprowadziła Katarzyna Mołdysz