Kultura

Specjalnie dla naszej redakcji przedpremierowo Szymon J. Wróbel opowiada o swojej najnowszej produkcji „Z domu”

AT: Premiera filmu „Z domu” zbliża się wielkimi krokami...

Szymon J. Wróbel: Zbliża się wielkimi krokami i nie mogę się już doczekać. Ale póki co działamy i zmęczenie daje się we znaki. Tym razem, żeby uniknąć zamieszania, pewne działania podjęliśmy dużo wcześniej. Dlatego już dziś można zaopatrzyć się w Kinie Janosik w wejściówkę na premierę. Po to poświęca się nieprzespane miesiące, żeby z tym o czym chcemy powiedzieć w formie filmu, trafić do ludzi, żeby móc o tym porozmawiać. Chcemy więc zrobić wszystko, żeby zainteresowani filmem mogli się spotkać i obejrzeć go w komfortowy sposób.

AT: Szymon udało Ci się zrobić wszystko tak, jak sobie zaplanowałeś. Premiera odbędzie się przed Twoimi trzydziestymi urodzinami. Zapytam po prostu jak Ci się udało tego dokonać?

Szymon J. Wróbel: Tak, wszystko wskazuje na to, że się uda, bo prace jeszcze trwają! Dobrze, że taki termin sobie wyznaczyłem, bo pewnie kolejne 3 lata zastanawiałbym się nad nowym dokumentem <śmiech>. Obiecuję, że trzeci powstanie dużo szybciej. Niektórzy mówią, że drugi film jest najtrudniej zrobić, że istnieje "kryzys drugiego filmu", coś w tym chyba jest. Ale w odpowiednim czasie przyszedł temat, który poczułem, że może być ważny i że chciałbym go zrobić. Potem szukałem sposobu jak zrobić ten temat w sposób ciekawy, który zainteresuje również młodych widzów znudzonych oglądaniem historycznych dokumentów, robionych przez historyków dla historyków. Świat się zmienia, trzeba szukać nowych form komunikacji z młodymi widzami. To widać na festiwalach, jak reżyserzy z mojego pokolenia szukają swojego języka, bawią się formą. Łączą animację z fabułą i archiwalnymi zdjęciami. Widziałem np. animowany dokument o sytuacji dzieci w obozie w Oświęcimiu. Bohaterowie byli jak z kreskówki, a ich głowy... były autentycznie wycięte ze zdjęć archiwalnych. To była potężna dawka emocji. W naszym filmie również ich nie zabraknie.

AT: Z tego, co wiem, w filmie jest dużo nawiązań także do tych niespokojnych czasów w jakich przyszło nam żyć. W swojej nowej produkcji poruszasz temat Innego, który jest zagrożeniem dla kultury Zachodu... Odwołujesz się w tym kontekście i do Baumana czy Saida z jego prymatem kultury Zachodniej nad orientalizmem.

Szymon J. Wróbel: Przede wszystkim ten film jest dla mnie bardzo osobisty z wielu przyczyn. Po pierwsze moją rodzinę również dotknęło wysiedlenie i dramat II wojny, o czym wspominało się w domu. Po drugie synonim domu o którym mówimy, jest moim zdaniem szczególnie ważny dla naszej góralskiej kultury. Można żartobliwie powiedzieć, że ktoś w końcu kiedyś wymyślił "Góralu czy ci nie żal?", ale ten utwór ma głębszy sens niż tylko ten biesiadny. Po trzecie jeżdżąc z filmem "Jego oczami", Turcja, Rosja, Ukraina, czy również Polska np. Opolszczyzna, widziałem masę opuszczonych domów z różnych przyczyn. Lata lecą, a pewne rzeczy nadal są aktualne, one się dzieją na naszych oczach. Debata, która przetoczyła się u nas o "uchodźcach", o której można by długo mówić. Moim zdaniem, większość tych ludzi chętnie zostałaby w swoich domach, gdyby byli w nich bezpieczni, a nie żyli ze świadomością, że w każdej chwili mogą zginąć oni i ich dzieci. To ludzka, naturalna potrzeba przetrwania. Nie mówię o cwaniakach, próbujących wykorzystać sytuację. Wykorzystanie "obcego" do różnych gier politycznych znana jest od lat. Kiedy naszych mieszkańców wysiedlano, m.in. na Lubelszczyznę, to tamtym mieszkańcom mówiono, że to bandyci z Żywiecczyzny...próbowano negatywnie nastawiać tamtejszych mieszkańców przeciwko naszym. Mimo upływu lat pewne mechanizmy się powtarzają. Nie chcę wszystkiego zdradzać, ale ten film to będzie temat do szerszej dyskusji... niezwykle ważnej obecnie. Tak uważam.

AT: Do projektu plakatu udało Ci się pozyskać znakomitego plakacistę Sebastiana Kubicę. Na plakacie widać dosyć symboliczne ujęcie oderwanego serca... tory kolejowe... Co osobiście dla Ciebie znaczą?

Szymon J. Wróbel: Chciałem, żeby ten plakat był osobną formą sztuki, żeby przypomnieć historię Szkoły Polskiego Plakatu. Fakt, że przedstawiciela tej sztuki mamy na Żywiecczyźnie był dla mnie wielkim odkryciem. Mam nadzieję, że o Sebastianie zacznie się dużo mówić nie tylko na świecie, ale również u nas, bo jest wybitnym artystą i wspaniałym człowiekiem. Plakat Sebastiana pokazuje profil twarzy z której płynie łza w formie połówki serca. Ale tych interpretacji można odnaleźć bardzo dużo. Podzielone serce, tory, jedno oko. Jak usiadłoby 5 osób to każdy widziałby co innego i inaczej interpretował i to jest piękne w tej sztuce. Wiele razy będąc w sklepach, gdzie można kupić plakaty takich twórców, widziałem, że są to dla mnie duże sumy, dlatego nasz plakat jako osobną wartość filmu chciałbym przekazywać na różne charytatywne aukcje. Jeden z nich oczywiście zawiśnie w moim pokoju.

Zapraszam na naszego fanpaga, gdzie na bieżąco wrzucamy info o projekcie: www.facebook.com/filmzdomu

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała Anna Trzop
Foto: Grzegorz Ziemiański