„Co rządzi światem?”. Taki dylemat, czy myśl przewodnia, patronowały wtorkowemu spektaklowi. Jeżeli ktoś się tam wybierał z zamiarem wyjścia z gotową odpowiedzią w głowie, boję się że się zawiódł, otrzymawszy bowiem – w najlepszym przypadku – kilka opcji do własnego wyboru. To chyba dobrze. Wiodącą jednak jest teoria, że prawdziwa sztuka ma pobudzać do stawiania sobie pytań, a nie dawania odpowiedzi. Chciejmy, w powiatowym i pozaaglomeracyjnym mieście, trochę prawdziwej sztuki. Gdyby zadać infantylne pytanie, o czym sztuka była, można odpowiedzieć, że właśnie o tym. Trudno przecież traktować o fabule, jeżeli wystawia się opasłą powieść realistyczną, na deskach teatru, w niecałe 2 godziny.
Przedstawienie „Lalki”, w adaptacji Artura Pałygi i przy wykonawstwie aktorów Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, prezentowane w żywieckim Miejskim Centrum Kultury, trzeba uznać za udane. Tak, banał. Banał, ponieważ od dawna wiadomo, że prawdziwa sztuka – oprócz zadawania pytań - broni się sama. „Lalka” niewątpliwie wielką rzeczą jest. O ile polska literatura nie ma w świecie jakichś niebotyczny notowań, o tyle Bolesława Prusa powszechnie uznawana jest za dzieło – jedno z niewielu w rodzimej literaturze – które dotrzymywało i dotrzymuje kroku światowym trendom. Podobnie więc, jak ta prawdziwa sztuka, obroni się zawsze, niezależnie od interpretacji, wyimków, czy gatunku, w jakim jest prezentowana. „Dała radę” i wczoraj, w Żywcu. Trzeba napisać więcej. Nie tylko obroniła, się, ale był to spektakl ciekawy, wartościowy. Widzowie zobaczyli luźną interpretację „Lalki”. Jej fragmenty, nie zawsze przekazane chronologicznie. Sceny esencjonalne, mocne, ekspresyjne. Obdarte z opisów, czy z nadmiernych dialogów. Dosyć krzykliwe i sugestywne rozmowy, czy monologi na temat miłości, władzy, pieniędzy, relacji społecznych. Dywagacje z pozoru przekazywane widzom bardzo przekonująco i autorytatywnie, a jednocześnie – gdzieś pomiędzy wierszami – dające czas i miejsce na własne wątpliwości i interpretacje. Całość podzielona na dwie, niekoniecznie równe czasowo i jakościowo, części. Trochę jak u Hitchcocka, najpierw trup, a potem już tylko straszniej. Pierwsza część kończyła się akcentami zarówno bardzo mocnymi, jaki mającymi w sobie posmak jakiegoś bliżej nieokreślonego finału. W tym właśnie ledwie domniemanym quasifinale i antrakcie opadało jakieś napięcie, które potem trudno było już w sobie odtworzyć. Osobiście miałem wrażenie, że gdyby te części ze sobą pozamieniać, to potencjalna achronologiczność nie byłaby widoczna, a dramaturgia by zyskała.
Pozostało mi wrażenie, że recepcja sztuki, bez znajomości powieści „Lalka”, byłaby bardzo trudna. Przekazywany ze sceny tekst był skompresowany, mocny, a dzięki znajomości książki można było ten ciężar przyjąć, szybko przetrawić i iść dalej, bazując na pewnych kodach i skrótach myślowych. Mógł to być zresztą zabieg świadomy, próba oderwania widza od tych kodów właśnie. Ale nie wiem, czy skuteczny? Świat przedstawiony powieści pozwala czytelnikowi wejść w pewne okoliczności i klimat, a przez to łatwiej zrozumieć, zaakceptować słuszność i uniwersalność myśli bohatera. Taka cecha i rola prozy. Krótkie, mocne hasła dawno temu już przypisano innym gatunkom. Proza nie zawsze daje się przerobić na poezję, dramat, czy jakieś perfrmance. Nie wiem, czy dała się przerobić w tym przypadku, w Żywcu, gdyż oglądałem i słuchałem skażony grzechem pierworodnym znajomości książki.
Nie wiemy, co rządzi światem, nie wiemy też do końca czy to dobrze czy to źle. Wiemy natomiast, że wielu w Żywcu ten dylemat zaciekawił. Widownia MCK zapełniona była niewiele poniżej przysłowiowych brzegów. W przerwie, czy też o spektaklu dało się posłyszeć całkiem ożywione dyskusje. Rozmowy zarówno o sugerowanych w nim dylematach, jak i samej powieści. Ten już czytał, ten chyba to niebawem zrobi, jeszcze inny posiłkować się będzie filmem, czy serialem. Podobnie, jak mówiący ze sceny: ta też ma syna co wyjechał z tego kraju, tamten też uważa że tylko władza i pieniądze.
Mimo, iż miejsce zdarzenia nie było obiektem stricte teatralnym, całkiem ciekawa i istotna dla odbioru była scenografia i muzyka. Całość zawierała w sobie mały element interaktywności. Po i w przerwie spektaklu widzowie mogli wypełnić ankietę z własnymi odpowiedziami na początkowe i główne pytanie, kto tym światem w końcu rządzi?
Zdecydowanie warto było.
Autor: Michał Cichy