Magazyn

W zeszłym tygodniu poruszyliśmy temat małopolskich korzeni Żywiecczyzny, oraz argumentowaliśmy, dlaczego Żywieccyzna nigdy nie była i nie będzie częścią Śląska. Zarówno w tym jak i w kolejnych artykułach, krok po kroku, będziemy Wam tłumaczyć okoliczności zmian związanych z reformą administracyjną oraz z jej skutkami. 

Głos oddajemy Januszowi Okrzesikowi, który w 1998 roku czynił olbrzymie starania na rzecz utrzymania województwa bielskiego, a w dalszej kolejności włączenia Bielska-Białej i Żywiecczyzny do woj.małopolskiego: 

“Z perspektywy ponad dwudziestu lat od tego fatalnego w skutkach wydarzenia, można już bez emocji pokusić się o bardzo smutną refleksję: utrzymanie województwa bielskiego nie było wówczas możliwe. Dlaczego tak myślę? Powody są cztery.

Zacznę od tego najważniejszego: przyjęto od początku błędną koncepcję nowego podziału

terytorialnego. W dodatku, wskutek działań rozmaitych lobbystów, uległa ona w trakcie prac

dodatkowemu zwyrodnieniu. Przypomnę, że początkowo planowano utworzenie 8 wielkich

województw, skończyło się na… 16, w tym takich potęgach jak województwa opolskie, lubuskie czy świętokrzyskie, o potencjale mniejszym niż dawne województwo bielskie. Niemniej praprzyczyną było przyjęcie tezy o tzw. „wielkich” województwach, zamiast - przyjaźniejszej i lepiej dostosowanej do regionalnej i lokalnej specyfiki - koncepcji „średnich” województw, których miało być 25-26. Taką koncepcję przedstawił wtedy PSL, a jej autorem był prof. Witold Kieżun. W jego wersji oczywiście województwo bielskie pozostawało. Niestety, zwyciężył kurs na wzmocnienie kilku-kilkunastu ośrodków miejskich kosztem pozostałych miast średniej wielkości. Dziś widzimy, że z punktu widzenia zrównoważonego rozwoju kraju przyniosło to fatalne skutki.

Drugą przyczyną była dominacja opcji śląskiej w polityce krajowej. Premierem był Jerzy Buzek, a swego rodzaju „nadpremierem” Marian Krzaklewski, ówczesny przewodniczący NSZZ „Solidarność” i realny polityczny przywódca obozu większościowego w Sejmie. Dwóch najważniejszych ludzi w polskiej polityce pochodziło z Górnego Śląska i skutecznie zadbało o interesy tego regionu. A w interesie Katowic była likwidacja województwa bielskiego i wchłonięcie najbogatszych jego części. W starciu z taką siłą lokalni politycy, niezależnie od opcji politycznej, byli bez szans. Tu dochodzimy do problemu trzeciego: lokalnych elit politycznych dawnego województwa bielskiego.

Nie były jednolite. Byli tacy, którzy do końca, łamiąc dyscyplinę partyjną i narażając się na utratę swojej pozycji politycznej, bronili województwa. Ale byli i tacy, którzy natychmiast wyczuli skąd wieje wiatr i podpięli się pod nowe układy, licząc na błyskotliwe kariery. Niestety, taka taktyka była skuteczna. Nagrodą za lojalność wobec nowych górnośląskich szefów były błyskotliwe kariery, m.in.burmistrza Cieszyna czy niektórych parlamentarzystów.

I przyczyna ostatnia. W sposób zdecydowany województwa bielskiego broniono w Bielsku-Białej (z miłości) i na Żywiecczyźnie (z rozsądku), w innych częściach byłego województwa zabrakło i miłości i rozsądku. Wadowice spoglądały na Kraków, Cieszyn przebierał nogami, by dołączyć do Śląska. Minione dwie dekady pokazały, jak błędne to były kalkulacje. Tak Cieszyn jak i Wadowice uległy w nowym układzie administracyjnym kompletnej marginalizacji, stając się odległymi peryferiami swoich nowych województw. Najtragiczniejszy dla swojej tożsamości błąd popełnili chyba Cieszyniacy (Cieszynioki), którzy w swojej zaślepionej tęsknocie za powrotem do „śląskiej macierzy” zapomnieli,

że historyczne, kulturowe a nawet językowe drogi Śląska Cieszyńskiego i Górnego Śląska rozeszły się kilkaset lat temu, że zatem o żadnym „powrocie do śląskiej macierzy” nie mogło być mowy, że potrzebni byli wyłącznie jako „piąta kolumna” przy terytorialnych przepychankach, ale potem żadna ich odrębność i cieszyńskość nikogo już w Katowicach nie obchodziła. I doczekali się tego, że w setną rocznicę najazdy wojsk Czechosłowacji na Śląsk Cieszyński, dzieci w cieszyńskich szkołach nie usłyszały nic o bitwie pod Skoczowem w lutym 1919 roku, która zdecydowała o przebiegu granic na tym terenie, o kapitanie Hallerze i masakrze jeńców w Stonawie. Za to na specjalnych lekcjach, finansowanych przez samorząd wojewódzki, uczyły się o powstaniach śląskich, które przecież toczyły się na innym terenie, z innym przeciwnikiem i nie miały wpływu na losy Śląska  Cieszyńskiego.

W województwie bielskim w tym samym czasie samorząd dbałby o to, by w szkołach dzieci uczyły się o tym, co działo się na Podbeskidziu zarówno w jego części śląskocieszyńskiej, jak i tej małopolskiej. Teraz musimy zadbać o to sami, bez wsparcia z Katowic czy Krakowa.”

Janusz Okrzesik

W latach 80. związany z podziemiem solidarnościowym, Ruchem Wolność i Pokój i Solidarnością Polsko-Czesko-Słowacką. Był posłem na Sejm X kadencji z ramienia Komitetu Obywatelskiego (najmłodszym parlamentarzystą KO). Zasiadał w radzie naczelnej Ruchu Obywatelskiego Akcja Demokratyczna. W pierwszej połowie lat 90. pełnił funkcję redaktora tygodnika „Gazeta Prowincjonalna” i zastępcy dyrektora ds. reklamy i wydawnictw w prywatnej spółce. Dwukrotnie wygrywał wybory do Senatu w województwie bielskim, sprawując mandat w izbie wyższej III kadencji z rekomendacji Unii Demokratycznej i IV kadencji z ramienia Unii Wolności. Od 1994 do 2009 nieprzerwanie zasiadał w radzie miasta Bielska-Białej – w tym jako przewodniczący lokalnego stowarzyszenia Unia dla Bielska-Białej. Do 2022 roku piastował urząd Przewodniczącego Rady Miasta Bielsko-Biała.

Autor: Stowarzyszenie Beskidzki Dom

Ikona: Łukasz Bień (źródło: TU)

Źródła zdjęć: TU, TU