Oferty sponsorowane

Żywiec... jeżeli ktoś tam jeszcze nie był, to przynajmniej kojarzy z piwa i durnych reklam, obecnie związanych z literką „Ż”. Żadna z reklam nigdy nie powstała w samym Żywcu, no chyba że w części muzealnej browaru, ładnej zresztą.

Gdyby jednak miała powstać w samym mieście i zareklamować miasto znane na całym świecie z piwa... można by było co najwyżej w reklamie pokazać Stary Zamek, pałac Habsburgów i park. Chyba w każdej reklamie żywieckiego piwa słyszymy, że Żywiec leży u podnóża gór, że z gór bije czyste źródło (konia z rzędem temu kto mi to źródło pokaże!), z którego pozyskuje się wodę do piwa itd. Ma się wrażenie, że to takie urocze miasteczko, że sielsko, że czysto... A tymczasem? (i nie mam na myśli smogu. Smog jest wszędzie, żadna nowość). Wjeżdżając do Żywca, obojętnie z której strony, witają nas reklamy. Wiem, wjeżdżając do każdego miasta w Polsce witają nas - przede wszystkim - reklamy i bilbordy, ale ponieważ pochodzę z Żywca pamiętam to miasto bez reklam i wiem co te reklamy zasłaniają. Ta specyficzna moda na stawianie reklam w miejscach, które zasłaniają widoki na góry to jakaś zaraza. Jadąc od strony Krakowa wyjeżdżamy na sporą górkę, z której rozpościerał się widok na jezioro i góry. Od kilku lat skutecznie ten widok zasłaniają bilbordy ustawione rzędem, lekko pod skosem, coby taki kierowca widział, że właśnie tutaj w Żywcu to może sobie kupić samochód, pomalować paznokcie, czy zjeść cudowne wędliny. Bilbordy są aktywne od lat, coraz większe. Zmieniają swą szatę graficzną z ohydnej na ohydniejszą i głupszą. Może to dla bezpieczeństwa? Bo jakby taki kierowca zagapił się w sielski widok okalających Żywiec gór mógłby spowodować wypadek... a tak, to przecież na reklamy uwagi nie zwraca. Jadąc dalej... wjeżdżamy na most. Pierwsze rondo przed mostem i bilbordy, wielkości połowy kortu tenisowego. Te akurat zasłaniają jakąś posesję. Ale już wjazd na most to koszmar. Na potężnym rusztowaniu reklamuje się piwo... żywieckie. Bo lud durny, wjeżdża do Żywca i nie wie, że to piwo to tutejsze. Widok z mostu na górę Żar i jezioro skutecznie zasłania mega reklama, chyba największa tego typu w Polsce. Czworokąt na oko 8 m długości i 4 wysokości (każdy bok). Białe tło,butelka piwa i literka „Ż”... pasuje jak kwiatek do kożucha, coby nie powiedzieć broszka. Zjazd z mostu to kolejne rondo, wokół którego znowu widok na góry szczelnie zasłaniają ogromne bilbordy. Znowu możemy się dowiedzieć gdzie jest jakaś knajpa, a gdzie mięso za pół ceny, oczywiście świeże. Potem jest już tylko gorzej, ale inaczej, czyli może ciekawiej. Każdy płot to kolorowo-wyblakłe, brudne i naderwane płachty. Paznokcie, fryzjer, uszczelki, mechanik, lecznica itd... Reklama na reklamie, reklamę pogania. Czy to ktoś czyta? Śmiem wątpić. Ale ktoś to projektuje, ktoś to zamawia, wierząc w potęgę reklamy i ktoś na tym zarabia. Na tych płotach to chyba tylko dziada z babą brakuje. I ja już nie pytam, co na to włodarze, bo niestety póki co, prawo mamy takie, że każdy na swoim płocie może wywiesić sobie choćby stare majtki, a w ogródku postawić pomnik. Ja się pytam o co chodzi właścicielom firm, prezesom, dyrektorom, osobom odpowiedzialnym za reklamę, że zamawiają coś tak ohydnego, płacą krocie za to, by stało czy wisiało, wierząc w dobie internetu i gpsów w to, że ktoś akurat zwróci uwagę i zobaczy na płocie, że gdzieś tam ktoś oferuje jakieś usługi. Już nie wspominając, że zanotuje numer telefonu. Czy właściciele tych przeróżnych reklamujących się firm są aż takimi idiotami? Wychodzi na to, że tak. Druga sprawa, to treść, kolor, projekt tych, za przeproszeniem, gó*ien. Od Sasa do lasa. Nie ma choćby jednej reklamy, na którą człowiek zwróciłby uwagę, choćby dlatego, że jest estetyczna czy czytelna. Ten szpaler brudnych płacht ciągnie się przez cały Żywiec. Tam gdzie płoty się kończą, zaczynają się ulice tzw. handlowe. I tu dopiero zaczyna się "jazda". Na setki sklepów większych, czy mniejszych zaledwie kilka ma estetyczną reklamę, ładne logo, które nie kłóci się z otoczeniem. Reszta to albo zemsta firmy reklamowej, albo "zrób to sam... w piwnicy".
Ohyda to w tym wypadku komplement. Czy ktoś to kontroluje? Czy jest jakiś główny architekt miasta, konserwator? Chyba nie. W Żywcu są trzy miejsca wolne od takiej masakry. Park, Zamek i Rynek. Ale żeby tam dojechać, trzeba się przedrzeć przez te tysiące płacht, szyldów i bilbordów.
Kiedyś wyśmiewano Podhale i setki tamtejszych reklam. Tam też jest masakra, ale nie taka jak w Żywcu. No jeszcze Nowy Targ może tu konkurować. Zakopane już robi się luźniejsze. Żywiec wg. mnie wiedzie prym. Gdy słyszę... "ty z Żywca? Tam jest tak cudnie"! Pytam gdzie w Żywcu jest cudnie? W odpowiedzi słyszę... no, jak tam byłam/byłem na koloni... Tak, jak tu ktoś był lat temu 20,30,40 to sobie zapamiętał fajne miasto. Teraz to jest miasto z reklamową zarazą. Ta samowola i bezguście kompletnie niekontrolowane zrobiło z tego miasta ohydę. Jeżeli miasto nie daje sobie z tym rady, to może właściciele firm powinni pomyśleć, że taka płachta na płocie, czy durny bilbord to nie jest krok do sukcesu. To porażka. Czy np. właściciel firmy komputerowej myśli, ze skusi mnie jego reklama? Czy jakaś lecznica dla zwierzaków myśli, że będę jej szukać po płotach? Ludzie, czas się obudzić. Ten reklamowy syf nie jest drogą do klienta.

Autor: Izolda Sanetra