Na łamach naszego portalu mamy przyjemność rozmawiać z wyjątkowymi ludźmi. Naszym gościem tym razem jest polski pilot szybowcowy, dziesięciokrotny mistrz świata w konkurencjach szybowcowych – Sebastian Kawa.
1. Proszę powiedzieć: jakie były Pana początki związane z szybownictwem? I czy to była pierwsza, że tak powiem „miłość do sportu”, czy też trenował Pan wcześniej inną dyscyplinę?
Historia jest dosyć znana, wystarczy wpisać w Internecie Sebastian Kawa i można znaleźć moją stronę, na której to dokładnie opisuję. Powstała też książka o lataniu wyczynowym na szybowcach, "Niebo pełne Żaru", w której znalazło się miejsce na część biograficzną. Ruch i obcowanie z przyrodą było w moim życiu od zawsze. Graliśmy na osiedlu w piłkę, podchody, powstawały różne tory rowerowe z przeszkodami. Udało mi się nawet jeden rower połamać. Potem przyszła kolej na łamanie nart i masztów żaglówek. Na szczęście nigdy nie byłem przy tym łamaniu poszkodowany. Raz nawet udało mi się złamać piękne, nowe Rossignole na pierwszej muldzie, po wypięciu się z wyciągu na szczycie Pilska. Tego wyciągu już chyba nie ma, ale wtedy oznaczało to jazdę z samego szczytu góry na sam dół na jednej desce. Odkąd uprawiam szybownictwo udaje mi się niczego nie łamać, nie rozbiłem szybowca a najpoważniejsze uszkodzenie to wgniecenie od kółka na skrzydle przy lądowaniu poza lotniskiem. Chociaż życzenie dla szybowników brzmi „połamania skrzydeł” - to nic takiego się mi nie przytrafiło. Życzenie to oznacza bardzo dobre warunki w powietrzu i dzięki temu bardzo szybki lot.
Na poważnie, o tyle jeśli można o czymś poważnym mówić mając 13 - 17 lat, uprawiałem żeglarstwo w klubie Neptun Bielsko-Biała. Tam nauczyłem się poważnego traktowania wyścigów i dawania z siebie wszystkiego podczas regat. Nauczyłem się jak być zawodnikiem. Gdy nie było możliwości dalszego rozwoju w tym klubie, bo straciliśmy sponsora i nie było większych łódek – olimpijskich – przesiadłem się na szybowce. Po szkole mistrzostwa żeglarskiego sukcesy w lataniu przyszły bardzo szybko.
2. To, czym się zajmujemy od najmłodszych lat, jest w zdecydowanej większości konsekwencją wpływów naszych rodziców. Nie inaczej było ze mną. Czy Pan również poszedł ścieżką, którą pokazali Panu w sporcie rodzice?
Oczywiście. Mój ojciec latał na szybowcach z bardzo dobrymi rezultatami. Wygrywał zawody przelotowe, zawody w akrobacji szybowcowej. Poza tym uprawiał też akrobację samolotową. Ja, jako dziecko spędziłem mnóstwo czasu siedząc na starcie szybowcowym i słuchając lotniczych opowieści. Żyłem lataniem i nic dziwnego, że gdy tylko było można poszedłem w ślady ojca. Dwukrotnie startowaliśmy nawet razem w jednych zawodach – w mistrzostwach Polski, gdzie zajęliśmy dwa najwyższe stopnie podium i w mistrzostwach Europy, które wygrałem.
3. Proszę opowiedzieć pokrótce o Pana przeszłości w Górskiej Szkole Szybowcowej „Żar”. Był Pan jej wychowankiem, prawda?
Dawniej Żar i Bielsko było jednym ośrodkiem lotniczym. Trochę ze względu na niepolityczną przeszłość kierownika Żaru. Żar miał bogatą historię, jeszcze sprzed wojny i było tu zbyt wiele osób związanych z lotnikami w Anglii i Armii Andersa. Chciano tę szkołę zamknąć, ale ostatecznie podłączono pod Bielsko. Mnie się udało, pomimo że należałem do ABB szkoliłem się podstawowo już na Żarze. Bez większych problemów, tu także trenowałem. Ponieważ latać w górach jest nieco trudniej, niż na równinach, gdy pojechałem na pierwsze Zawody Juniorów w Lesznie udało mi się je wygrać z bardzo dużą przewagą. Zawsze tu wracam i w tej chwili często latam jako instruktor szybowcami dwuosobowymi. Latam też samolotem i holuję szybowce. Żar to bardzo ciekawe miejsce do latania. Gdy pogoda dopisuje z łatwością można polecieć w piękne góry pogranicza Polski, Słowacji i Czech. W tym Tatry.
4. Jak zdobywa swoje umiejętności w szybownictwie wielokrotny Mistrz Świata? W książce „Niebo pełne Żaru” napisał Pan, że dużą część podstawowych umiejętności potrzebnych do skutecznego konkurowania w szybownictwie zdobył Pan w czasie „kariery” żeglarskiej...
To bardzo ważne, by nauczyć się odpowiednio wcześnie tego, jak być zawodnikiem, jak walczyć do końca, jak radzić sobie ze stresem. Poza tym, żeglarstwo nauczyło mnie precyzji i ciągłego nadzorowania tego, co się dzieje podczas wyścigu. Ten, kto lepiej obserwuje innych zawodników, szybciej zareaguje na zmiany i będzie miał przewagę. Jest to bardzo ważne w jednej, jak i w drugiej dyscyplinie. Natomiast jest jedna duża różnica w tych sportach – w szybownictwie mniejsze znaczenie ma sprzęt. Gorsza żaglówka przy wyrównanym poziomie zawodników nie ma szans. W szybowcach jest pod tym względem dużo łatwiej.
5. Pana pierwszy tytuł Mistrza Świata... kiedy to było? I czy pamięta się to do dziś? Proszę pokrótce o tej historii opowiedzieć...
Pierwszy złoty medal to zawody w Priewidzy w 2003 roku. Natomiast przed tym wygrałem Mistrzostwa Europy Juniorów w 1995 roku – (MŚ nie rozgrywano). Zawody na Słowacji były deszczowe, burzowe. Burze potrafią w sposób przypadkowy zapędzić zawodników w "kozi róg". I tu też tak było. W jednej konkurencji maruderzy nie zdążyli przelecieć pod jedną z wielkich chmur burzowych, wrócili się do lotniska i tam otwarła się przed nimi druga szansa. Burza posadziła w tym czasie czołówkę, w której leciałem i Litewscy piloci długo po nas mogli ukończyć całą trasę, zdobywając ogromną przewagę. Ale jakie było ich zdziwienie, gdy w kolejnej konkurencji stracili połowę z zarobionych punktów, a w kolejnej przegrali zawody. Ja wtedy nie miałem dużego doświadczenia i latałem w dużej części dla przyjemności. Robiąc też eksperymenty. I to się udało.
6. Czy Pana dyscyplina sportu jest niebezpieczna dla zdrowia?
Można się nabawić poparzenia słonecznego, zmarznąć na kość przy -40 stopniach w lotach na fali, albo stracić przytomność z braku tlenu. Jak ktoś chce, to znajdzie sposób by sobie zrobić krzywdę. Nie jest to jednak, moim zdaniem, tak zwany sport ekstremalny, choć taką łątkę się mu przypina. Tu nie ma ciągłego zagrożenia złamań, urazów, nie latamy w kasku. Od 100 lat, gdy człowiek wzbił się w powietrze opracowano zasady, które pozwalają uprawiać latanie bezpiecznie. Jak się przestrzega zasad to jest bezpiecznie.
7. O sukcesach w życiu, jak i w sporcie w zdecydowanej większości decydują „prawdziwi trenerzy i mentorzy”. Czy Pan trafił na takich ludzi? Czy może się Pan także zgodzić z tym stwierdzeniem?
Ja też tego doświadczyłem. W jednych dziedzinach takich ludzi spotkałem, w innych niestety nie. Moim najlepszym trenerem był Zygmunt Leśniak, w klubie nad Jeziorem Żywieckim. Doskonały trener, organizator, wychowawca. Dzięki jego pasji wszystko działało. Klub z gór, który w pojęciu środowiska żeglarskiego w Polsce nie miał racji bytu, miał najlepszy w Polsce sprzęt i ogromne sukcesy. Wygrywaliśmy Mistrzostwa Polski i reprezentowaliśmy kraj. Drugą taką osobą jest mój ojciec, który zawsze był moim zapleczem, inspiratorem i do tej pory pomaga mi w przygotowaniu się do zawodów, a nawet jeździ jako pomocnik i manager na Mistrzostwa Świata. Gorzej było w medycynie. W Bielsku szef nie pozwalał nam operować...
8. Za sukces płaci się dużą cenę. Jaką cenę zapłacił Sebastian Kawa za swoje mistrzowskie szybowanie po kuli ziemskiej?
Nie zarabiam, szybownictwo jest sportem mało spostrzeganym w polskich mediach. Nie mamy bogatych sponsorów, którzy potrafiliby się przebić z tą informacją. Poza tym, jak widać, moja kariera zawodowa leży.
9. W jakim miejscu na świecie czuł Pan, że jest Pan w raju. Zwiedził Pan już cały świat, prawda?
Przesada. Całego świata nie zwiedziłem, ale gdybym miał wybierać, wybrałbym miejsce, gdzie jest ciepło. Jak chodzi o latanie – pięknie jest w górach Nowej Zelandii, we Francji, w Chile, ale zawsze byłbym tam obcy więc wolę góry na południu Polski.
10. Co wg. Pana jest trudniejsze? Zdobyć pierwszy tytuł mistrzowski, czy utrzymanie swojej dominacji przez lata? Ja mam swoje zdanie, niemniej jestem ciekawy Pana opinii...
Trudniej jest utrzymać to, co się zdobyło. Zawsze działa taki mechanizm „bij mistrza”, nikt cię nie lekceważy, wszyscy pilnują i próbują przechytrzyć. Widać to choćby po ostatnich zawodach, gdzie najwięksi rywale najlepszych pilotów wystawili w mojej klasie, a obserwując zachowanie podczas konkurencji widać, że próbowali mnie wypuszczać i potem gonić. Nie przypadkiem wiele razy odlatywali na trasę regularnie kilka minut po mnie.
11. Z jaką maszyną, na której Pan latał do tej pory ma Pan najmilsze wspomnienia?
Z "Dianą" oczywiście. Ogromne emocje, wspomnienia dobre i złe. Seryjnie wygrałem na tym szybowcu trzy edycje zawodów Grand Prix w Nowej Zelandii, Francji i Chile. Były też momenty, że wydawało się, że nie będę mógł nią latać. Szkoda, że do tej pory nie udało się producentowi certyfikować tego szybowca. To jest kosztowny proces, a zakład malutki. Jest to szybowiec, który ma najlepsze osiągi w klasie 15m i dobrze mi się na nim latało.
12. W wolnym czasie uczestniczy Pan w szkoleniu w Górskiej Szkole Szybowcowej „Żar”. Proszę powiedzieć: czy na tę chwilę rośnie nam następca Sebastiana Kawy?
To bardzo poważny problem. By zostać zawodnikiem na poziomie światowym, trzeba dużo latać przez 10 lat i to w różnych miejscach na świecie. Niestety teraz za latanie się płaci, a nie ma fundacji, czy innych środków, by młodym i zdolnym pilotom umożliwić odpowiedni trening. Młodzi, zdolni ludzie z definicji nie mają pieniędzy. Ci, których stać na latanie już są w wieku, który nie pozwala im dojść do poziomu mistrzowskiego. Latałem z kilkoma młodymi, zdolnymi pilotami, jednak na zbyt wczesnym etapie, by mieli już szanse w zawodach. Nie widzę w tej chwili, by ktoś im umożliwiał odpowiednio intensywny trening.
13. Jest Pan absolwentem liceum w Żywcu. Co Pan kocha najbardziej w tym mieście?
Beskidy i jeziora w okolicy.
14. Czego można Panu życzyć w 2013 roku?
By się udało wygrać obie edycje Mistrzostw Europy, w klasach klapowych we Francji i w klasach bez klap w Ostrowie Wielkopolskim. To będzie bardzo trudne, bo jak chodzi o poziom zawodów Europa to świat.
15. Czy możemy prosić jeszcze o kilka słów dla naszych czytelników od Mistrza Świata?
W tym roku już nie będzie mistrzostw Świata, są co dwa lata, ale z pewnością podzielę się wrażeniami z mistrzostw Europy.
Rozmawiał Sławomir Brak.
Zdjęcia: Archiwum Sebastiana Kawy
Kopiowanie materiałów zabronione.