Zapraszamy do przeczytania wywiadu z żywieckim zespołem After The Sound.
Katarzyna Mołdysz: Co zadecydowało o tym, że wznowiliście działalność muzyczną i powstało After The Sound?
After The Sound: After The Sound właściwie nigdy jakoś oficjalnie nie zawiesiło działalności. W zespole nadal są ci muzycy, którzy to wszystko rozpoczęli i chociaż przerwaliśmy granie koncertów, to nie przestaliśmy pracować nad kompozycjami. Przerwę w koncertowaniu wymusiły po prostu zmiany w składzie. Natomiast Szymon z Dawidem, z którym opracowaliśmy nowy materiał, zaczynał tworzyć zarysy utworów praktycznie od początku jego zainteresowania muzyką – było pewne, że w końcu spróbujemy wyjść z tym na scenę.
KM: Czy jest to kontynuacja Soundverb? W 2012 roku robiłam z Wami wywiad i trochę w Waszym zespole się pozmieniało. W swojej kilkuletniej historii przeszliście spore zmiany składowe. Jak one odbiły się na zespole i charakterze tworzonej muzyki?
ATS: Teraz jest to zupełnie inny projekt, nawiązujący do zupełnie innych klimatów i prezentujący zupełnie inne brzmienie. Zresztą sama nazwa zespołu mówi również i o tym. After The Sound oznacza nie tylko to, co pozostaje w odbiorcy po przesłuchaniu utworu (emocje czy sens tekstu), ale dla nas nazywa też coś nowego, co powstało po oderwaniu się od tego, co graliśmy kiedyś. Obecny zespół ma już teraz niewiele wspólnego z Soundverbem – łączy te dwa projekty praktycznie jedynie skład. Niestety, z różnych przyczyn rozeszły się nasze drogi z Mateuszem, a wcześniej z Marcinem, który śpiewał w poprzednim zespole – jesteśmy jednak im wdzięczni za ich wkład i udział w tworzeniu tego naszego grania. Ale to nie jest też tak, że modyfikacje składu były duże i że to właśnie zmiana wokalu zadecydowała o nowym brzmieniu. W największym stopniu przesądziło raczej to, że czujemy się teraz dobrze w zupełnie innych klimatach muzycznych, chcemy grać coś nowego – tak zwyczajnie.
KM: Czym inspirujecie się przy tworzeniu muzyki w After The Sound? W Waszym poprzednim projekcie był to fenomen sceny Seattle z lat 80 i początku dziewięćdziesiątych. Jak jest teraz?
ATS: Nie wiem... Poważnie, nie mam pojęcia – ma to być po prostu taka „nasza” muzyka. Nie postawiliśmy sobie żadnego ultimatum, że zespół w całości musi brzmieć „tak albo tak”. Każdy z nas wybrał dla siebie jakieś w miarę określone brzmienie czy styl gry, który najlepiej go wyraża, a potem dopiero staraliśmy się łączyć to w całość. Jedni usłyszą w tym trochę Muse’a, inni powiedzą, że to jakiś taki „mocniejszy indie rock”, a ktoś jeszcze inny stwierdzi, że ma to w sobie coś z elektroniki czy post rocka. Każdy będzie miał trochę racji, ale najlepiej przyjść na koncert i przekonać się samemu. W każdym razie nikt nie usłyszy w tym np. reggae. I ciężko będzie już znaleźć tu brzmienie Seattle...
KM: Na profilu facebookowym poinformowaliście, że pracujecie nad singlem. Jak idzie nagrywanie? Czy planujecie także wideoklip do tego utworu?
ATS: Tak – opublikujemy singiel razem z teledyskiem. Nagrywanie już skończyliśmy, teraz tylko czekamy na efekt całej pracy.
KM: Singiel będzie zapowiedzią longplay ‘a?
ATS: Niewykluczone... Ale w najbliższym czasie należałoby się raczej spodziewać jakiejś dłuższej Epki (śmiech).
KM: Nagrywacie w Sound Stone Studio. Jak Wam się układa współpraca ze studiem?
ATS: Znamy to studio od dłuższego czasu i mieliśmy już okazję w nim nagrywać. Zawsze było bardzo pozytywnie – ciekawe pomysły, duże zaangażowanie w pracę i kawał doświadczenia. No i fajna atmosfera – jak spotkanie kumpli, w trakcie którego robi się muzykę.
KM: Jak wygląda Wasza praca twórcza? Jak pracujecie nad nowymi utworami, ich warstwą muzyczną oraz tekstową?
ATS: Obecnie nasze granie zależy od całego zespołu, nie tylko od pojedynczego kompozytora. Wiadomo, że od jednej osoby się zaczyna – ktoś przynosi pierwszy pomysł, ale potem zostaje to i tak przedyskutowane i przerobione przez wszystkich. Chodzi o to, żeby każdy „czuł siebie” w tym, co gra. Później piszemy tekst na jakiś wybrany temat, ale zawsze musi on nawiązywać do atmosfery kawałka.
KM: W zespole bywają spięcia czy zawsze jesteście zgodni?
ATS: Pracując w grupie osób, które znają się już parę ładnych lat, nie da się ciągle zgadzać we wszystkim. Zawsze wyjdą jakieś różnice – w poglądach albo w wyczuciu. Chyba trzeba to po prostu zrozumieć i złapać dystans do tematu sporu – wtedy łatwiej szybko zakończyć takie bzdury jak kłótnie.
KM: Uważacie, że jest jeszcze sens wydawać dziś płyty przez wytwórnie? Jaki macie stosunek do takiego tradycyjnego kanału wypychania materiału na rynek?
ATS: Zapewne wszystko ma sens, jeśli warunki umowy są odpowiednie. Mnóstwo osób wydaje za pośrednictwem wytwórni, ale znamy też takie przypadki, kiedy twórcy działają tylko na własną rękę. Wszystko po prostu zależy od konkretnej sytuacji. My tak naprawdę na razie myślimy o tym, co mamy zrobić teraz, w tym momencie, w trakcie najbliższych tygodni – wytwórniami pomartwimy się później.
KM: Macie na swoim koncie kilka koncertów w nowym składzie. Jakie uczucia towarzyszą Wam po wyjściu na scenę, macie tremę?
ATS: Jakaś tam trema pewnie jest i będzie zawsze, jeśli komuś na czymś naprawdę zależy. Ale to jest tak jak z wcześniejszym tematem kłótni w zespole – trzeba po prostu cały czas uczyć się łapać dystans. Inne uczucia są o wiele ważniejsze. Przede wszystkim energia, jaka płynie z grania czy z odbioru naszej muzyki, ale także to otoczenie dźwiękiem, kiedy gra się dobrze nagłośniony koncert i słyszy tę niesamowitą przestrzeń, ścianę dźwięku. Piękna sprawa :)
KM: Czym chcecie się wyróżniać na tle pozostałych rockowych zespołów?
ATS: Brzmieniem – postawiliśmy sobie taki cel, że chcemy brzmieć maksymalnie po swojemu. Zobaczymy, jak ocenią to odbiorcy.
KM: Macie jakąś swoją receptę na sukces?
ATS: Kochać to co się robi i zwracać uwagę na szczegóły :) – może to truizm, ale też fundament wszystkiego, co jest zrobione dobrze.
KM: Bardzo dziękuję za rozmowę. Ostatnie słowo należy do was...
ATS: Tak jak zawsze – zapraszamy na koncerty oraz do wyrażania opinii (prosimy o konstruktywne). Wszystko to bardzo pomaga i daje motywację do robienia muzyki. Dziękujemy!
Wywiad z zespołem After the Sound przeprowadziła Katarzyna Mołdysz.