Wydarzenia

"Jest w tej próbie przewrotna rozkosz zdrady, zdemaskowania, lekki dreszczyk skandalu"

Wczoraj (12.05.2012) odbył się w salach starego zamku w Żywcu finisaż wystawy „Xięga Bromów”. Relację z tego wydarzenia możecie przeczytać poniżej. Wystawa fotografii inscenizowanej do prozy Bruno Schulza spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem żywieckiej publiczności i przyciągnęła wielu widzów.

Schulz zmienia płaszczyzny opowiadań, jego bohater wyrusza na coraz to nowe wędrówki; przestrzeń i czas uzyskują coraz to nowe znaczenia. Tworzą podstawy coraz to innych dopełniających się, lecz nigdy nie opowiedzianych do końca historii.

Widz wchodzący w przestrzeń wystawy, podobnie jak czytelnik wchodzący w przestrzeń prozy Schulza, opuszcza/porzuca bezpieczny dom by pogrążyć się w labirynty – strychy, piwnice, peryferia. Czekają tam niebezpieczeństwa, pokusy, erotyzm, szaleństwo, perwersja, kalectwo.

 

 

Licznie zgromadzonych gości na finisażu wystawy powitali twórcy prezentowanych fotografii: Jakub Grzywak i Mariusz Kubielas z nieformalnej grupy artystycznej Klisza Werk . Ich dzieła ilustrują twórczość Brunona Schulza. Ci którzy znają dorobek artystyczny Schulza wiedzą, że jego grafiki są pełne obsesji, fobii, które nękają głównego bohatera. Nacechowane są erotyzmem, groteską i magicznością. W związku z czym wystawa w odbiorcach mogła wzbudzać zarówno podziw, jak i awersję, do tak śmiałego ujęcia twórczości modernistycznego artysty.  Wystawę można było oglądać w salach muzem od 30 marca 2012 roku.

Po oficjalnym przemówieniu zwiedzający zostali zaproszeni do sali obok na anglojęzyczny film o Brunonie Schulzu i lampkę szampana.

Myślę, że dla wielu Żywczan twórczość Jakuba Grzywaka i Mariusza Kubielasa była do tej pory nieznana. Podczas trwania wystawy każdy mógł zobaczyć śmiałe fotografie twórców i odnaleźć w nich własne historie. Bowiem artyści wykreowali w wyobraźni swój magiczny świat, inspirowany Brunonem Schulz'em, w którym mają miejsce niezwykłe wydarzenia i przelali go na "kliszę fotograficzną". Pora finisażu była bardzo trafiona, gdyż wieczór w Muzeum, gdzie za oknami nastaje ciemność, sam tworzy atmosferę tajemniczości oraz swoistej magii. Inspirowana Schulz'em fotografia artystów przedstawia świat przetworzony przez ich wyobraźnię, zmitologizowany, odkształcony, świat z pogranicza jawy i snu. Obok fotografii nie można przejść obojętnie, przy każdej trzeba się zatrzymać, aura tajemniczości scen jest dwuznaczna oraz mroczna, można w niej wyczuć ogromny ładunek emocji. Ważny jest każdy szczegół i detal, czasem widoczny na pierwszy rzut oka, czasem trzeba obejrzeć zdjęcie kilka razy, zupełnie tak jak z twórczością Schulza, którą można odkrywać na nowo za każdym razem. Domeną każdej z fotografii jest niewątpliwie groteska, nonsens, absurd sprawiające, że przedstawione postaci zyskują element magiczny, surrealistyczny, podszyty jakąś bliżej nieuzasadnioną obawą.

 

Na fotografiach ludzie przestawieni są we wnętrzach zakurzonych strychów, zapuszczonych ogrodów, tajemniczych piwnic. Spowici w niepokojące światło, perwersyjni, ujęci w ramy fotografii. Prace zbudowane są na zasadzie kontrastu pomiędzy kobietą a mężczyzną. Kobiety przedstawione są jako istoty niemal boskie, zaś mężczyźni stanowią ich przeciwieństwo, są podporządkowani płci przeciwnej. Na pracach widoczne są również wątki fetyszyzmu np. kobiecy pantofelek bądź wątki mitologiczne, a także nawiązania do innych dziedzin sztuki, jak na fotografii "Śmierć na raty", nieodzownie przywodząca na myśl obraz Davida "Śmierć Marata".

 

Nie sposób również nie wspomnieć o rekwizytach znajdujących się w salach Muzeum Miejskiego: stare łóżko, wypchane ptaki, znaczki, cudowny magiczny zegar, lampy naftowe i intrygujące lustro.  Poprzez te rekwizyty odbiorcy fotografii mogą czynnie uczestniczyć w każdym zdjęciu. Na przykład siadając na łóżku, odbiorca ma wrażenie, że mężczyzna znajdujący się na fotografii umiejscowionej na przeciwko nich, siedzi po prostu w drugim końcu pokoju i obserwuje go.

 Każda z fotografii wykonana jest techniką czystą, bezpośrednią. Nie ma retuszu ani żadnych poprawek w programach fotograficznych. To zapewne jest kolejnym atutem artystów.

Finisaż zakończył się przed godziną 22.00. Można stwierdzić, że zdjęcia przedstawione przez  Jakuba Grzywaka i Mariusza Kubielasa zapadają głęboko w pamięć, można je oglądać kilka, kilkadziesiąt razy i za każdym razem wzbudzają nowe emocje i znajdziemy na nich nowe, dotąd nie widziane szczegóły.

 Po finisażu, późnym wieczorem, usiedliśmy z twórcami tej niezwykłej – jak proza Bruno Schulza – wystawy. O czym rozmawialiśmy możecie przeczytać w przygotowanym wywiadzie.

1. Dlaczego Schulz? Skąd inspiracja właśnie tym twórcą? Musze przyznać, że pomysł jest bardzo ciekawy bo ilustrujecie w niesamowity sposób to, co czytelnik znajduje w dziełach pisarza z Drohobycza.

Mariusz Kubielas: Zaczęło się ode mnie. Schulz dlatego, że podczas moich studiów fotograficznych w Jeleniej Górze, Wojciech Zawadzki – prowadzący przedmiot fotografia, zadał nam za karę „trudny temat”: przeczytacie sobie „Sklepy cynamonowe” i zrobicie ilustrację do książki. Zrobiłem wtedy pierwszą fotografię, pomagał mi w tym Grzegorz Gemza i Kamila Gowin. Wykonaliśmy pięćdziesiąt fotografii, z czego jedna wyszła i to był przypadek. Wojciech Zawadzki był tą fotografią oczarowany i półtora roku później zgłosiłem chęć rozwinięcia tej fotografii w zestaw dyplomowy, ponieważ akurat kończyłem studia. Wojtek powiedział mi wtedy, że będzie to przedsięwzięcie niezwykle karkołomne, gdyż ta fotografia jest genialna i będzie  trudno utrzymać ten poziom, dorabiając osiem fotografii – tyle ile musi mieć zestaw. Spróbowałem. W tym czasie Kuba powrócił już z Irlandii, początkowo zaczął mi pomagać a z biegiem czasu zauważyłem, że nie muszę mu nic mówić, bo on ma świetną swoją wizję, pojawiało się coraz więcej fotografii w których to on komponował. Dla dobra całego zestawu postanowiliśmy współpracować. Jak celnie określiła to pani Krystyna Bednarska znaleźliśmy się w korcu maku. Schulz więc jest impulsem od Wojtka Zawadzkiego z jeleniogórskiej szkoły fotografii, impulsem, który zaczął rozwijać się w sposób wpół kontrolowany.

 2. Jak już mówiliśmy wiele Waszych fotografii jest w pewnym sensie ilustracją do opowiadań Schulza, ale w moim odczuciu bywają i takie, które są interpretacją tej twórczości, poszczególnych scen z opowiadań. Spoglądając na kilka prac i czytając dołączone do nich opisy, mam wrażenie, że wyjaśniacie na przykład gdzie znajdował się ojciec Schulza, w momencie, gdy Schulz opisuje jego zniknięcia.

Mariusz Kubielas: Rzeczywiście. Nasze zdjęcia nie tylko „obrazują” Schulza, jako cytat w stosunku do jego twórczości. Na wielu fotografiach budujemy nasz świat, naszą wizję. On nas inspiruje. Z jednej strony pokazujemy jego poetykę wypowiedzi artystycznej i literackiej, a z drugiej staramy się przemycić nasze spojrzenie na tę twórczość. Scena z Nemrodem to z jednej strony ilustracja, a z drugiej strony nasza wizja. Dostrzec można na tej fotografii sielskość początku lat trzydziestych, zderzającą się z tragedią, która nastąpiła na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych, ponieważ w głębi zdjęcia widzimy osoby w pasiakach. My o tym dziś już wiemy, natomiast człowiek, który stał na balkonie i trzymał na rękach pieska nawet sobie tego nie wyobrażał.  To zderzenie drastyczne.

 3. Część zdjęć jest w tonacji czarno-białej, część kolorowych – czemu służy ten zabieg?

Jakub Grzywak: Część barwna pojawiła się nie dlatego, że my tak chcieliśmy od samego początku, ale raczej za sprawą osób, które widziały te fotografie i zaczęły się domagać. Początkowo była to dokumentacja tego, co dzieje się na planie zdjęciowym. Były to fotografie, które miały nam tylko pomagać, ewentualnie stanowić pamiątkę, która zaległa w archiwach domowych. Później jednak okazało się, że na zdjęciach tych jest bardzo dużo ciekawych detali, dużo ujęć, które zdradzają sekret. Sekretów tak właściwie nie mamy, bo zawsze, wszędzie, otwarcie mówimy o tym jak dane zdjęcie powstało i  jakich metod i technik używaliśmy przy budowaniu scen. Oczywiście wszystkie zdjęcia są fotografią czystą, bezpośrednią, bez manipulacji komputerowej – oprócz jednego zdjęcia. Na fotografiach kolorowych pokazujemy kulisy powstawania obrazu i staramy się nie mieszać tych dwóch zestawów, bo jednak one żyją samodzielnie. Do części osób przemawiają bardziej zdjęcia czarno białe, do innych kolorowe, zatem te dwa zestawy bardzo dobrze się uzupełniają.

 

 4. Nazwa grupy – Klisza Werk – kojarzy mi się w dużej mierze z techniką plastyczną  cliché-verre, którą posługiwał się w swoich grafikach Schulz. Domyślam się, że to zabieg celowy?

Jakub Grzywak: Owszem, jest to nawiązanie do techniki, jaka posługiwał się Schulz, ale też nazwa to wyraża po prostu pracę nad kliszą – z języka polskiego Klisza i z języka niemieckiego Werk, czyli praca, mechanizm.

5. Przestrzenie zdjęć doskonale oddają klimat opowiadań Schulza, gdzie budowaliście scenografie?

 Jakub Grzywak: Na dzień dzisiejszy to jest cała lista miejsc…

Mariusz Kubielas: Zaczęło się w Żywcu na ulicy Brackiej 45 na strychu, tam powstało pierwsze zdjęcie – zadanie. Później na tym samym strychu, w różnych jego punktach powstały dwie kolejne fotografie. Następnie przenieśliśmy się na strych na ulicy Węglowej 16, który aktualnie jest w remoncie i niestety wszystkie te wnętrza już nie istnieją i tam zostało wykonanych około 10 fotografii – w ogrodzie i na strychu. Następnym miejscem jest urocza posiadłość pani Barbary Siemickiej w Iłownicy. Kolejnym miejscem jest dom naszego przyjaciela Macieja Latkowskiego, artysty-malarza, który mieszka w Genewie, ale dom kupił we Francji i właśnie w tym domu i w jego okolicy wykonaliśmy jedno ze zdjęć. Mało brakowało a byłby jeszcze stary zamek w Żywcu, ponieważ dziś mieliśmy zrobić kolejne zdjęcie, ale deszcz nam nie pozwolił. Planujemy też udać się do Michałowic koło Jeleniej Góry, gdzie mieści się teatr „Cinema”, właścicielami są państwo Szumscy i to jest magiczne, nieprawdopodobne miejsce. Chcemy tam zrealizować około siedmiu, dziesięciu fotografii z pozostałych scenariuszy. Jednak to wymaga środków.

 

 6. Fotografie są bardzo profesjonalne i dopracowane, czy fotografia to Wasz sposób na życie?

Mariusz Kubielas: Niestety fotografia nie jest naszym sposobem na życie. Zajmujemy się czym innym. Gdyby to była nasza praca zawodowa to zapewne nie zostałyby one zrobione w osiem lat, tylko w sześć miesięcy, ten potencjał w nas tkwi, my to wszystko mamy w głowie, niestety życie jest takie jakie jest, musimy robić inne rzeczy żeby żyć i to cały czas nam umyka. Boję się, że przyjdzie taki czas, kiedy ja nie zdążę czegoś zrealizować, cieszę się, że Kuba jest dużo młodszy i najwyżej on to dokończy. Nie chodzi o to że wygasamy w jakimś sensie artystycznym tylko zwyczajnie nie mamy czasu.

 Jakub Grzywak: Oczywiście ten brak czasu odbija się na samej sztuce, wiele rzeczy moglibyśmy zrobić lepiej.

 7. Od którego roku realizujecie ten projekt?

Jakub Grzywak: usiłowaliśmy to policzyć w latach i ostatnia wersja to rok 2004, kiedy Mariusz otrzymał zadanie, konkretniej – październik 2004.

8. Na zdjęciach dostrzec można wiele niezwykłych rekwizytów, jakie jest ich źródło?

Mariusz Kubielas: Strych albo piwnica (śmiech).

Jakub Grzywak: Często też są to przedmioty, które znajdują się w naszym codziennym, bezpośrednim otoczeniu.

Mariusz Kubielas: Na przykład ta tablica ze swastyką została uratowana przed zniszczeniem, ponieważ pani, która była jej właścicielką chciała ją wyrzucić, akurat byłem w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, przechwyciłem tę tablicę. Takich przedmiotów jest więcej. Inne przedmioty pożyczamy.

 

9. Wyjątkowe zdjęcie?

Mariusz Kubielas, Jakub Grzywak: nie ma wyjątkowych zdjęć, wszystkie lubimy.

 10. Czy wystawa była już gdzieś wcześniej prezentowana?

 Jakub Grzywak: Tak, na lublańskim festiwalu Bruno4ever było prezentowanych czterdzieści prac, był to listopad 2011 roku, później 20 prac we Wrocławiu na wystawie „Mity i melancholia”, to jest wystawa, której kuratorką jest pani Jolanta Ciesielska.

 11. Analizując zdjęcia zauważyłem, że na kilku łączą się elementy stare, z nowoczesnymi, jaki cel ma ten zabieg, czy jest to celowe?

Mariusz Kubielas: Na barwnych zdjęciach to nie ma znaczenia, dlatego, że one pokazują kulisy. Natomiast przy czarno-białych, przy pierwszym zdjęciu to była „wtopa”, dopiero pod powiększalnikiem zauważyłem, że na parasolce, która tam leży jest kod kreskowy. Teraz z premedytacją przemycamy takie elementy, które symbolizują nowoczesność. Przykładowo do zdjęcia, które mieliśmy dziś wykonać zamierzaliśmy wprowadzić antenę satelitarną.

 

 12. Plany na przyszłość?

 Jakub Grzywak: oczywiście są, jesteśmy w trakcie ustalania kolejnych wystaw m.in. we Wrocławiu i Drohobyczu.

 Mariusz Kubielas: Ponadto zestaw jest cały czas otwarty, mamy do zrealizowania jeszcze ponad czterdzieści scenariuszy i są to zdjęcia coraz trudniejsze.

 W takim razie będziemy informować o Waszych kolejnych wystawach i dziękując za rozmowę, życzę Wam takiego przyjęcia kolejnej wystawy, jak było to w przypadku wystawy żywieckiej.

Opracowanie: Rafał Mołdysz i Katarzyna Lach

Specjalne podziękowania dla kustosza wystawy Wojciecha Mirochy.