Wydarzenia

Witaj. Dzisiaj znów od serca. Znów ciekawa inspiracja. Ponieważ to wszystko dzieje się na Twoich oczach, a moim poniekąd zadaniem i naszym, jako redakcji jest dać Ci na to wszystko odpowiedni soczewki, byś zaczął to dostrzegać.

Będąc czynnym zawodnikiem, z czasem trenerem, jak również pracując z ludźmi na co dzień przyglądam się jednemu, ciągle powtarzającemu się schematowi. Nieważne, co ludzie robią. Cały czas, nie mówię, że zawsze, powtarza się jak mantra ten sam cykl. Polacy są przygotowani na porażkę, lepiej ją rozumieją, sympatyzują z przegranymi.

 sukces żywiec

Lubicie ludzi sukcesu? Czy drwicie z nich, czy podziwiacie te osoby? Sukces pisany jest wieloma kolorami. Od sportu, po związki damsko–męskie, biznes, jakąkolwiek dziedzinę aktywności. Wspominaliśmy jakiś czas temu, iż inni nie widzą trudu, jaki człowiek wkłada w to, co robi a i tak oceni efekt końcowy, jako: „fuks, szczęście, udało mu się, kombinator”. Skąd to wszystko się bierze? Jaką cenę płacimy wszyscy, jako cały naród, jako społeczność lokalna tutaj, na południu Polski, za kilkaset lat niewoli i ciągłej walki o własną tożsamość?

Świadomość, świadomość, świadomość. Magiczne słowo. Trzeba ją kształtować już na etapie edukacji. Od lat najmłodszych. Trzeba dawać młodym właściwe wzorce, aby nasiąkali nimi i szli później w świat tworząc dobre rzeczy. Jest trudniej, kiedy dom rodzinny żyje pseudoświadomością świata i siebie. W Polsce powstał lata temu film: „Życie, jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Jeśli zrozumiemy tę chorobę, jako przekazywanie z pokolenia na pokolenie patologicznych wzorów zachowań, to jest to istotnie choroba, którą poniekąd żyje ten kraj.

Skąd biorą się sympatie do ludzi przegranych? Bo jesteśmy bierni. Rozpoczynając od domu rodzinnego. Tam nie uczą nas entuzjazmu, radości życia, ciekawości do wszystkiego. Kreatywność zawsze była matką postępu. A jeśli nie planujemy czegoś nowego, sukcesu, postępu, to planujemy porażkę, stagnację. Samospełniająca się przepowiednia jest tu niemal idealną wyrocznią. Franek mówi: „Nie będę robić biznesu, bo mi się nie uda”. W istocie rzeczy nie zacznie, bo już wie, że to nie ma sensu. Ciekawe skąd, skoro nic nie zrobił. Ale tak myślimy i tak działamy. Zamiast pobrudzić ręce w zimnej wodzie, to wolimy pooglądać niebo.

 leń

Boimy się przegrywać. Dlatego boimy się robić cokolwiek nowego w życiu, bo jak mi się nie uda, to będzie to i to i to. Bo jak się potknę, to Janek powie, że wiedział to od początku. A kogo to obchodzi. Ludzie nie chcą się uczyć. Kończą przymusową szkołę i uważają, że już nic nie muszą się nowego uczyć. A stąd prosta droga do życiowej patologii. Kiedy uczymy się nowego hobby i tak potrzebujemy czasu, by poznać nową pasję. Tak jest ze wszystkim. Gotowanie i nauka spędzona w kuchni właściwie nigdy się nie kończy. Ale...nie będę uczyć się robić pierogów, bo się skaleczę...Ktoś powie. Postęp gospodarczy nigdy nie będzie możliwy bez ludzi przedsiębiorczych. Ale tacy są w mniejszości, bo większości nie chce się ruszyć palcem. Ale i tak potem powiedzą, że ta mniejszość coś ukradła, skombinowała, i tak dalej. Znamy to wszyscy? Obiło nam się to o uszy?

Nie wejdę w nowy związek, bo poprzednia relacja kosztowała mnie wiele bólu. Nie pojadę rowerem nad Wisłę, bo Franek już wyjechał a z nim podróże były nie z tej ziemi. Nie zbuduję firmy w tym rejonie, bo ludzie powiedzą, że chcę ich okraść. Piszemy więcej? Tylko po co? Jeśli czytelnik uważnie podąża, to w tym momencie zacznie zauważać paradoksy ludzie w swoim własnym życiu. Boimy się nowego, nie lubimy ryzykować. Ci, którzy się wychylają są skrętami, kombinatorami, oszustami, udało im się, przypadkiem. Po co będę się wychylać, w grupie raźniej.

Ale w grupie nic się nie dzieje nowego, cały czas to samo, to samo. Szkoda czasu, bo i tak wiem, że się nie uda. Cudowne, prawda? Nie cenimy się w ogóle, jako naród i jako indywidualności tym bardziej. Inny przykład. Nie zadzwonię do mojego partnera, bo to on powinien pierwszy. I tak po trzech miesiącach związek się rozpada, bo ona zapomniała, że życie polega na dawaniu, siebie, cały czas.

Po co będę się wychylać. Nie chce mi się uczyć nowych rzeczy. Mam czerwony pasek ze szkoły i to wystarczy. Wszystko już wiem i jestem genialny. Sukces? To nie dla mnie. I tak płyną patologiczne wzorce przekazywane z pokolenia na pokolenie. I tak zabija się kreatywność w ludziach. I tak sympatyzuje się z ludźmi, którzy nic w życiu nie zrobili. Nienawidzimy sukcesu, wiemy, ze nie jest on dla nas. Pytanie tylko skąd? Mamy jakąś czarodziejską kuleczkę przyszłości? Mamy niskie poczucie własnej wartości i przez to nie chce nam się pokazywać ludziom naszych talentów, pasji. A kto nas miał tego nauczyć? Kto nam miał mówić, że jesteśmy wyjątkowi i cudowni? Co się potem dzieje? Trafiamy na zwykłych partnerów życiowych, takich samych jak my – pozbawionych pasji, smutnych, nieśmiałych. Idąc dalej boimy się czegokolwiek, tym bardziej poznać kogoś nowego. Mamy gdzieś upaść w błoto, bo to nie wypada. Bo jeśli pójdziemy sami to nas palcem wytkną. Po co robić biznes, skoro wiem, że się nie uda.

Dochodzenie do sukcesu nie jest prostą drogą. Trzeba się przewrócić, nie raz i to zaakceptować. To cena nauki, jaką każdy przejść musi. Każdy, kto chce. Pytanie, czy wyjdzie z szeregu i zacznie robić to, co chce. Jest tylko jedno niebezpieczeństwo. Przestanie obowiązywać parasol ochronny na przegranych. Teraz jest ryzyko. Albo więc staniesz się wrogiem numer jeden społeczności, albo pójdziesz swoją drogą do realizacji marzeń, swoich marzeń.

Autor: Sławomir Brak

Kopiowane materiałów zabronione.