Wydarzenia

Relacja z III edycji festiwalu Hip Hop na Żywca

W sobotę, 20 lipca odbyła się III edycja coraz bardziej rozpoznawalnego festiwalu w Polsce – Hip Hop na Żywca. Jak co roku organizatorami był zespół The Pryzmats, Grzegorz Zwierzyna oraz Kuba Winiarski, przy współpracy z Miejskim Centrum Kultury w Żywcu. Dystrybucja biletów została przeprowadzona m.in. poprzez firmę TicketPro, co ułatwiło zakup biletów  wielu gościom z całej Polski. Festiwal rozpoczęły trwające już od godziny 9 rano atrakcje, takie jak: Żywiec Basket Tour, na terenie imprezy, czy Jam Graffiti przy ul. Witosa. Od godziny 15 otwarto bramki do głównej sceny, znajdującej się pod górą Grojec. Duża, jak na tę porę dnia grupa widzów od razu pojawiła się na terenie festiwalu. O 16 rozpoczął się pierwszy koncert, na którym już zgromadziło się kilkaset osób. Prowadzący festiwal – PROCEENTE zapowiedział pierwszych muzyków, czyli Tymina & Peusa. Młodzi freestyle’owcy zaprezentowali swój materiał i zaczęli powoli ściągać jeszcze nie rozgrzaną publikę pod barierki. Trzeba przyznać, że wywiązali się z zadania i pomimo wczesnej pory, pod barierkami znajdował się spory tłum słuchaczy. Po zakończonym występie, dla redakcji, o festiwalu wypowiedział się jeden z organizatorów, Kuba Winiarski:

Myślę, że jest to najlepiej przygotowany festiwal od lat w Żywcu. Współpraca z chłopakami z The Pryzmats i Grzegorzem Zwierzyną zaowocowała tym co mamy, a mamy pierwszo-ligowy festiwal na naszych terenach i jeden z ważniejszych festiwali hip hopowych w Polsce.

hip hop na żywca 2013

Po krótkiej przerwie na scenę weszli gospodarze tej imprezy, hip hopowy live-band z Żywca, The Pryzmats. Dwóch raperów, gitara, klawisze, bas, perkusja tworzą niezwykle energetyczną muzykę okraszoną ciekawymi tekstami. Żywiecka część publiczności i ci z przyjezdnych, którzy znali teksty, wspierali artystów wokalnie. Reszta miała okazję zapoznać się z niecodziennym hip hop live band’em. Występ gospodarzy nie był długi, z powodu początkowych lekkich opóźnień. Trzeba też zwrócić uwagę, że muzycy po zejściu ze sceny nie szli do garderoby odpoczywać, tylko pracowali i czuwali nad dobrą organizacją festiwalu do samego końca i zapewne jeszcze trochę dłużej. Po występie chwilę czasu dla redakcji znalazł Krzysztof „Batman” Jarosiewicz, oto co nam powiedział:

Mariusz Waligóra: Czy organizacja tegorocznej edycji festiwalu przyniosła jakieś trudności, czy korzystając z doświadczeń poprzednich lat poszło z górki?

Krzysztof „Batman” Jarosiewicz: Uczymy się na błędach, więc myślę, że efekty widać… i słychać. Cały czas raczkujemy, to jest młody festiwal. Pierwsza edycja to był w zasadzie mini-festiwal. Nie wchodziły w jego skład wszystkie elementy kultury hip hop, miał mniejszy, bardziej lokalny zasięg, a teraz jak widać trochę się to rozrosło. Jest pozytywny odzew z różnych miejsc, mamy rozpoznawalną markę, przyciągamy ludzi spoza regionu.

MW: W tym roku line-up jest dosyć ciekawy, trudno było „dograć” tych artystów?

B: Tak, rozmowy z artystami przy takich festiwalach zaczynają się bardzo wcześnie i żeby skonfigurować wspólny termin, żeby ci muzycy mogli i chcieli przyjechać, to trzeba się trochę pogimnastykować. Na pierwszym planie mamy oczywiście względy artystyczne, dobieramy wykonawców według swojego gustu, wyrobionej wrażliwości muzycznej. Śledzimy też trendy, co się teraz dzieje, kto wydał nową płytę. Przykładowo w zeszłym roku był u nas Bisz, świeżo po wydaniu nowego albumu, kiedy jeszcze nie było na niego tak dużego „boom’u”, nie był jeszcze tak rozpoznawalny. W tym roku po ujawnieniu line-up’u ludzie dopytywali się o niego, zapominając, że grał u nas na poprzedniej edycji.

MW: W tym roku mamy debiutancki koncert nowej płyty W.E.N.A.

B: Dokładnie, sam raper podkreślał to wielokrotnie na facebook’u, że będzie to pierwszy koncert z prezentacją nowego materiału, jest to ciekawe dla muzyków i publiki.

MW: Teraz nawiązując do The Pryzmats, jak się czuliście na scenie przy takim Line-up’ie? Wasz występ był dość krótki.

B: Czuliśmy się bardzo dobrze, czujemy się gospodarzami. Zawsze gramy prawie na początku, żeby zagrać, rozgrzać trochę publikę i wracamy do swoich obowiązków. Traktujemy to, jako dobre granie w profesjonalnych warunkach, ale nie mamy na to tyle czasu, co inni artyści. A dzisiaj w ogóle przez małe „obsuwy” czasowe, chłopcy z The Pimps mieli problemy z nagłośnieniem, żeby nie robić przesunięć w planie imprezy, skróciliśmy swój repertuar. Nie zagraliśmy pełnego koncertu, ale jako gospodarze mogliśmy sobie na to pozwolić, pozostali artyści mieli spisane umowy, ile mają zagrać.

MW: Jesteście drugim składem, która gra na festiwalu z live bandem. Nie jest chyba dużo w Polsce tego typu składów, jak się czujecie w takiej konfiguracji?

B: Gdybym nie uważał, że jest to świetna konfiguracja, to byśmy tak nie grali. Mam opinię ludzi, że nawet bez live band’u to by było fajne, graliśmy tak kiedyś i było dobrze. Miałem to szczęście, że trafiłem na fajnych ludzi i dobrych muzyków i udało mi się z nimi zrobić band. Na tle innych, ciężko mi to oceniać, to jest żywe granie, wszystko się dzieje w tym momencie. Wydaje mi się, że mamy szersze spektrum możliwości.

MW: Dzięki za rozmowę.

B: Dzięki i pozdrawiam.

hip hop na żywca relacja

Szybko, sprawnie i bez dużych przerw na scenie pojawił się prowadzący zapowiadając kolejnego artystę, którym był Gruby Mielzky. Raper zaprezentował wciąż powiększającej się publice materiał ze swojego zeszłorocznego debiutu solowego – płyty: „Silny jak nigdy, wkurwiony jak zwykle”. Po udanym występie artystę można było spotkać w strefie handlowej, w namiocie „El Polako”. Również z nim przeprowadziliśmy rozmowę:

Mariusz Waligóra: Podoba ci się klimat imprezy?

Tomasz „Gruby Mielzky” Mielewski: Stary, ja grałem co prawda trochę wcześnie i nie wszyscy z publiki dotarli, ale sam festiwal jest niesamowicie profesjonalnie ogarnięty. Wystąpiłem dziś bez próby, wjechałem na „stówę” nie wiedząc do końca jak tutaj sprawuje się nagłośnienie, jak wszystko jest rozłożone – nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. Całe miasteczko tutaj, część handlowa, gastronomiczna, zajebiście jest to zrobione. Jeżeli byłaby możliwość to zagrałbym tu jeszcze raz, tym bardziej, że strasznie jaram się tutejszymi terenami, jak byłem w Międzybrodziu Żywieckim to oszalałem. Powiedziałem sobie, że muszę wrócić i super, że trafiła się okazja.

MW: Co porabiasz teraz artystycznie?

GM: Aktualnie skończyliśmy nagrywać płytę 1.5, zamknęliśmy ją już z miesiąc temu. Premiera odbędzie się pod koniec wakacji. Teraz skupiamy się na robieniu klipów, tego typu rzeczy. Płyta na początku jesieni będzie w sklepach… no i zobaczymy co dalej. Na pewno siądę i zacznę coś robić. Kiedy wyszła płyta Silny jak nigdy, wkurwiony jak zwykle, to na drugi dzień po skończonej produkcji usiadłem i zacząłem robić nowy kawałek.

MW: Preferujesz koncerty festiwalowe, czy klubowe?

GM: Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Na klubowe przychodzą ludzie bardziej świadomi, wiedzący na co idą. Przy mniejszej ilości osób jest też specyficzna interakcja, dobry kontakt. Przy takich koncertach, jak dzisiaj niesamowite jest to, że jest tak szeroki line-up i część osób przyjdzie bardziej na jednego artystę, część na drugiego. Jest więcej przypadkowych osób, takie sytuacje pozwalają im poznać artystę, którego nie znali. Niech choćby co dwudziesta osoba, która przyszła na innych artystów, a nie słyszała o mnie, posłucha, może się zainteresuje.

MW: Dzięki za rozmowę.

GM: Dzięki, pozdrawiam.

hip hop na żywca opinie

Około godziny 18 na scenę wkroczył dłużej już działający na scenie hip hop, łódzki raper Zeus z grupą Pierwszy Milion. Zostali oni bardzo ciepło przyjęci i od razu rozpoczęli energicznie. Prezentowali szeroki materiał ze swojej twórczości ujawniając niektóre inspiracje Zeusa, przykładowo fragment „Smells Like Ten Spirit” Nirvany przed utworem „Hipotermia”. Zobaczcie co powiedział artysta po występie:

Mariusz Waligóra: Jak ocenisz atmosferę w Żywcu, jak skomentujesz tą edycje festiwalu?

Kamil „Zeus” Rutkowski: Grało nam się bardzo miło, wdzieliśmy bardzo fajną reakcję publiczności, energię. Na mnie największe wrażenie robi miejsce – zachodzące słońce, wokół drzewa, jest cudownie. Całego festiwalu nie widzieliśmy bo przyjechaliśmy niedawno. Pewnie niedługo będziemy wracać do Łodzi, ale jestem pierwszy raz w takim miejscu na festiwalu. Jest to dla mnie niesamowite. Zaproście nas tu jeszcze raz.

MW: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Z: Teraz przygotowujemy płytę człowieka z którym grałem, czyli Wojtka „Joteste”. To jest nasze wydawnictwo na jesień, prawdopodobnie ja też coś swojego przygotowuje.

MW: Działasz już jakiś czas na rynku muzycznym, jakie masz spostrzeżenia?

Z: Przez wiele lat czułem się mocno niedoceniany, niszowy. Miałem problemy z zebraniem większej publiczności na koncertach. Na szczęście zmieniło się to ostatnio, jest ok i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.

MW: Zarobiliście już „pierwszy milion”?

Z: Jeszcze nie zarobiliśmy. Myślę, że do miliona jeszcze daleko, na razie żyjemy filozofią.

MW: Czy planujesz jeszcze jakieś eksperymenty z innymi gatunkami? Wiem, że inspiruje cię m.in. Nirvana.

Z: Niewykluczone, ponieważ miałem już takie połączenia w swoim dorobku. Przykładowo na płycie „Zeus, jak mogłeś?” było wiele różnych klimatów. Czasami tworzyłem coś do podkładów, które potem się całkowicie zmieniały. Utwór „Kilka słów o odwadze” ma taki filmowy podkład, normalnie nagrywałem go do bardziej rockowego bitu, co tworzyło by chyba rapcore. Nagrywam dużo dziwnych rzeczy i cały czas rozszerzam spektrum podkładów, do których mogę porapować. Inspiruje mnie muzyka, interesuje się nowymi gatunkami.

MW: Co cię ostatnio inspiruje lirycznie?

Z: Wiele rzeczy, literatura, film, z muzyki ostatnio bardzo podobała mi się płyta „Lepsze Żbiki” (Ten Typ Mes). Materiał bardzo cenię pod względem lirycznym i technicznym. To chyba najmocniejsza pozycja ostatniego czasu. Zaopatrzyłem się ostatnio w „Nową Ziemię” W.E.N.A. ale jeszcze nie zdążyłem jej przesłuchać. Z książek ostatnio kupiłem sobie „Erystykę” Schopenhauera, czyli sztukę prowadzenia sporów.  Bardzo specyficzna lektura. Ostatnio jestem też w trakcie książki pewnego ufologa, który udowadnia pojawianie się Ufo w mitologii, historii. Ciekawe co wyjdzie po przeczytaniu do końca.

MW: Dzięki za rozmowę.

Z: Dzięki.

hip hop żywiec

Po godzinie 19 przemieszczając się po terenie festiwalu można było odczuć, że doszło wielu „spóźnialskich” widzów i atmosfera stawała się coraz bardziej żywiołowa. Ci, którzy byli od początku byli już mocno rozgrzani, ale nadal chętni kolejnych artystów, których było sporo. Kolejnym był Małpa z formacją Proximite. Mający w dorobku jedną płytę solową, ale za to wiele występów gościnnych raper podtrzymywał atmosferę, nie dając publice odpocząć. Następnymi artystami byli W.E.N.A., DJ IKE i Stona. Był to ciekawy występ, ponieważ raper po raz pierwszy zaprezentował na koncercie materiał z niedawno wydanej płyty „Nowa ziemia”, która ukazała się na rynku 5 lipca. Test nowego materiału został z pewnością zaliczony. Po twarzach widać było, że część publiki znała już teksty i bardzo pozytywnie odebrano premierowy materiał. Mijały godziny a aktywna publika była wciąż głodna kolejnych występów. Po 21 na scenie pojawili się Łona i Webber, którym towarzyszył live band the Pimps. Była to druga po „Pryzmatach” konfiguracja z „żywymi” instrumentami tego festiwalu. Aranżacje były różnorodne, pełne energii, którą uwalniał nie tylko tłum widzów, ale sami raperzy, którzy skakali, tańczyli i bawili się w czasie rapowania. Chwilę po koncercie porozmawialiśmy z Adamem „Łoną” Zielińskim:

Mariusz Waligóra: Po waszym występie widzę,  że jesteście pełni energii, jak czujesz się na festiwalu Hip Hop na Żywca?

Adam "Łona" Zieliński: Prawdę mówiąc, jestem trochę oszołomiony. Mocno zaspałem i obudziłem się dopiero pół godziny przed koncertem, ledwo zdążyłem wypić pół kawy. Ale doskonale widziałem co się działo pod sceną; tych ludzi roznosiła energia. My też się świetnie  bawiliśmy.

MW: Jak ci się pracuje z live-bandem?

Ł: Na pewno inaczej. Zawsze jeździliśmy z Dj'em, a to jest zupełnie inna jazda. "Żywy zespół" wyzwala w nas dodatkową energię z której istnienia w ogóle nie zdawaliśmy sobie sprawy. Patrzę na swoje nogi i nie mogę się nadziwić, co one wyprawiają w rytm tych czasem w ogóle nie rapowych groove'ów. Ten zespół dorobił się zajebistego feelingu. Ci kolesie może na to nie wyglądają, ale słuchają rapu, dlatego wiedzą jak to grać.

MW: Nie gracie ortodoksyjnego, hermetycznego rapu, zatem czym się inspirujecie ogólnie?

Ł: Ja pasjonuje się bałkańskim folkiem, Rymek lubi np. muzykę punkową. Każdy z nas ma jakieś ciekawe odchylenia muzyczne, co czyni horyzonty muzyczne naszego składu dosyć szerokimi.

MW: Czy konfiguracja Łona, Webber & The Pimps jest dla was najbardziej optymalna, tak chcielibyście pracować?

Ł: To jest świetna konfiguracja, aczkolwiek nie jedyna. Ja i Webber to podstawowa komórka, która nagrywa płyty. Obawiam się, że ciężko nagrać album z takim zespołem, zwłaszcza, że Polska to wielki kraj, wszyscy oni mieszkają w różnych miejscach, co nie sprzyja pracy nad albumami. Jest to bardziej koncertowy zespół, czego wyrazem jest nasza ostatnia płyta (Łona, Weber & The Pimps w S-1) z koncertem. Dojrzejemy kiedyś do tego, żeby iść razem do studia, nagrać płytę w miesiąc, tylko trzeba będzie ten miesiąc znaleźć.

MW: Jakie macie najbliższe plany?

Ł: Mamy ich cały szereg, ale jak zacznę je zdradzać, to nic z nich nie wyjdzie. Naprawdę, to nie jest żaden przesąd, po prostu tak jest.

MW: Będziecie chcieli wrócić do Żywca?

Ł: Pewnie, że tak. Zostajemy tu na trochę i bacznie się rozejrzymy. Bardzo nam się tu podoba, jesteśmy pierwszy raz, ale jest świetnie. Jest czasem tak, że przejeżdżamy do jakiegoś miejsca i widzimy je tylko zza okien fury. A tu widok zza okien jest nadzwyczaj malowniczy, więc trochę u Was pewnie zabawimy.

MW: Dziękuję za rozmowę.

Ł: Dzięki.

łona hip hop na żywca

Przedostatnim artystą festiwalu, był poznański raper, znany jako DonGuralesko. Zachęcany okrzykami publiki wszedł na scenę i od razu poprosił akustyka o zwiększenie częstotliwości basowych, co było sygnałem dla słuchaczy, że adrenalina będzie podczas tego występu na wysokim poziomie. „Gural” złapał świetny kontakt z publiką i zachęcał do wykonywania refrenów. Wpewnym momencie schodząc ze sceny, wszedł na kolumny iskotonowe i rozpoczął żywy dialog z fanami. Po spacerze obok barierek wrócił na scenę nadal prezentując swoją mocną set-listę. Kiedy zakończył, rozpoczęło się oczekiwanie na ostatnich artystów tej edycji Hip Hop na Żywca. Sokół i Marysia Starosta oraz Włodi. Pomimo późnej pory i powoli odczuwalnego chłodu, rozgrzana publika radośnie wyczekiwała skandując. Około 24 na scenie pojawili się artyści. Żywiołowy rap Sokoła i Włodiego oraz łagodny śpiew Marysi Starosty porwały tłum. Pomimo obaw artystów co do kondycji publiki, ta nie pokazała zmęczenia i nie trzeba było jej zachęcać do aktywnej zabawy. Ostatni występ zakończył się około 1 w nocy a redakcji udało się krótko porozmawiać z Sokołem:

Mariusz Waligóra: Zakończyła się właśnie III edycja festiwalu Hip Hop na Żywca, swoim występem uświetniłeś jego finał. Jakie masz wrażenia?

Wojciech „Sokół” Sosnowski: Festiwal był dość duży, było sporo osób, wydaje mi się, że towarzyszyła temu fajna atmosfera. Graliśmy jako ostatni, więc mieliśmy tą niewdzięczną rolę występowania przed zmęczonymi ludźmi. Staramy się czasem zmieniać te ustawienia i występować wcześniej. Dzisiaj pomimo tego, że byliśmy ostatni, udało się rozruszać publikę, podnieść atmosferę. Naprawdę nie jest łatwo grać na końcu przy tak długiej imprezie.

MW: Jak wyglądają wasze plany artystyczne w najbliższym czasie?

S: Staramy się płytę skończyć do końca roku. Nie jest to łatwa sprawa, ale jesteśmy dobrej myśli. Mamy dużo muzyki, mamy kilka pomysłów, parę dobrych nagranych kawałków, ale jest to cały czas początek. Zresztą my nigdy się bardzo nie spieszyliśmy.

MW: Jako producent, aktywny od jakiegoś czasu muzyk, jak się odniesiesz do polskiej sceny muzycznej? W jakim kierunku ona zmierza?

S: Jest to dobra i mocna scena. Mamy zdolnych producentów, wielu bardzo dobrych raperów, mamy fajne media, swój rynek z firmami odzieżowymi, wydawnictwami. To jest unikatowe w skali światowej. To co udało się zrobić w Polsce rynkowi hip hopowemu jest wyjątkowe. Myślę, że jesteśmy jednym z lepszych rynków europejskich, przyznając bez fałszywej skromności. Nigdy nie dorównamy pod wieloma względami Ameryce, no chyba, że pod względem pomysłów i fajnych płyt. Na pewno nie dorównamy im pod względem popularności, zasięgu – my rapujemy po polsku a nie po angielsku, zasięg się automatycznie ogranicza. Nie można mieć złudzeń, trzeba być szaleńcem, żeby ścigać się z Kanye West’em, aczkolwiek wydaje mi się, że polska scena jest bardzo profesjonalna, zwłaszcza parę ostatnich lat pokazało, jak duża jest w niej siła. Wróciło paru dobrych starych graczy, zrobili to w wielkim stylu a pojawiło się też dużo młodych twarzy, które mocno zadebiutowały. Wydaje mi się, że to świadczy o wielkości tej sceny.

MW: Myślisz, że Hip Hop na Żywca może być ważnym punktem festiwali na polskiej mapie?

S: Mam nadzieję, nie wiem jak będzie, bo festiwali jest teraz coraz więcej i tylko te najlepsze się utrzymają. Nie wszędzie też miałem okazje być. Wiadomo, że numerem jeden jest Giżycko, najstarszy polski festiwal, gdzie impreza trwa przez 3 dni, ma bardzo duże tradycje. Nie widzę zdecydowanego lidera na dalszym miejscu, muszę się temu przyjrzeć, a tutaj na pewno było bardzo fajnie. Jutro zostajemy na chwilę po śniadaniu, zobaczyć najbliższe góry.

MW: Dziękuję za rozmowę.

S: Dziękuję również.

Organizacja i poziom tegorocznej edycji festiwalu Hip Hop na Żywca robiły wrażenie. Według organizatorów w tym roku gościło na festiwalu 4,5 tysiąca widzów, co jest wynikiem wyższym niż w zeszłym roku. Organizatorom, artystom i publice należą się wielkie brawa, wszyscy stanęli na wysokości zadania. Festiwal z roku na rok zyskuje na renomie i powiększa swój zasięg. Może następnym razem będzie dwudniowy? Może będzie gwiazda zagraniczna? Śledźcie uważnie newsy, czekając na kolejną edycję.

hip hop na żywca w żywcu

Autor: Mariusz Waligóra

Zdjęcia: Paweł Gondek

Kopiowanie materiałów zabronione