Istnieją ludzie, dla których ważny jest cel. Istnieją i tacy, których sensem staje się droga. Zwłaszcza ta, która przez czas, miejsce i intencje nabiera szczególnego znaczenia. I taką drogę na szczyt Babiej Góry odbył Jurek Płonka, człowiek, który nie widzi przeszkód. Najwyższy szczyt Beskidów Zachodnich zdobył wraz z grupą przyjaciół. Nocą, z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę.
Jurkowe niewidzenie przeszkód ma wymiar fizyczny i matafizyczny. Fizyczny, sprowadza się do tego, że Jurek widzi tylko 5 procent tego, co my. Metafizyczny, urósł w filozofię, w której idea pokonywania barier i przeciwności losu, nabrała niemalże religijnego znaczenia. Bo jak inaczej określić wiarę w to, że mimo niepełnosprawności można robić wszystko. Jeśli się tylko chce i wierzy, że można. Choćby jeździć na rowerze, nurkować, skakać z samolotu czy zdobywać Koronę Europy. Do zakończenia tego ostatniego projektu Jurkowi zostało 10 szczytów. Ręce w geście zwycięstwa zamierza podnieść we wrześniu. Na razie, z sympatykami Stowarzyszenia Nie widzę przeszkód, trenuje. W Wielkanoc na Babiej Górze, bo dlaczego niby nie?
– Babia bywa kapryśna i zmienna jak kobieta – Jurek potrafi prowokować, nawet wtedy, kiedy w grupie ma trzy mocne przedstawicielki tej pozornie słabej płci. - A zima, śnieg, noc oraz wielkanocna atmosfera staje się idealna, by jej sprostać.
Grupa wyruszyła tuż po 3 godzinie rano z przełęczy Krowiarki, by o godzinie 5.30 powitać słońce na wysokości 1 725 metrów. Z takiej perspektywy, nawet wtedy, gdy widać naprawdę niewiele, świat z jego codziennym pędem i problemami wydaje się naprawdę mało istotny. Zwalnia.
– Warto czasem zahamować, oderwać się od tego co materialne, co Świętom niepotrzebne i zmierzyć się z przyrodą. I samym sobą – mówi Jurek Płonka. I trzeba mu wierzyć, bo od lat wychodzi mu to idealnie.
Jurkowi w wielkanocnym zmierzaniu się towarzyszyli: Ania, dwie Kaśki, Grzegorz, Staszek i Krzysiek.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z tego niezwykłego wydarzenia w galerii poniżej.
Autor: Gabriela Kachel