Wydarzenia

Kocham Żywiec nocą! Wywiad z Krzysztofem Masiukiem, fotografikiem, twórcą projektu „Zakochaj się w Polsce nocą”

W tym roku m.in. Bydgoszcz, Konin, Ostrów Wielkopolski, Lublin czy Starostwo Bocheńskie oraz m.in. Żywiec zdecydował się na wydanie kalendarza ze zdjęciami nocnymi fotografika Krzysztofa Masiuka w ramach projektu „Zakochaj się w Polsce nocą”. Artysta realizuje swój Projekt już drugi rok z kolei, fotografując, a przez to promując atrakcyjność polskich miast i miejscowości nocą. Choć wydawać by się mogło, że noc jest monotonna, to prace Krzysztofa Masiuka stawiają zdecydowane veto temu poglądowi i cieszą się uznaniem i wielkim zainteresowaniem. My przeprowadziliśmy wywiad z artystą, który zdradził nam motywy swojej nocnej pasji, podzielił się swoimi wspomnieniami z  realizacji niektórych sesji, w czasie których Jego jedynym towarzyszem bywał strach oraz podzielił się planami na najbliższe miesiące.

1) Jak to się stało, że Żywiec znalazł się na liście miast fotografowanych w projekcie „Zakochaj się w Polsce nocą” obok takich miejscowości jak m.in. Tarnów, Bydgoszcz, Inowrocław, Lublin, Grudziądz, Wrocław, Warszawa, Bochnia, Sanok. Pod jakim kątem dobierał Pan miejsca?

Bydgoszcz, Grudziądz, Inowrocław czy Lublin są wielkimi aglomeracjami miejskimi, a Żywiec …. ma - wielkiego burmistrza Antoniego Szlagora (śmiech).

A tak zupełnie serio, to Żywiec jest jednym z tych nielicznych miast, które są dla mnie szczególnie bliskie. Stąd pochodzi bardzo wielu moich przyjaciół z czasów harcerstwa i „Czarnej 13”, znajomych i osób, z którymi łączą mnie bardzo bliskie więzi, jak np. z Panem Burmistrzem. Kiedy więc powiedziałem Mu, że będę realizował projekt „Zakochaj się w Polsce nocą” to On zachęcił mnie do tego abym jedną z pierwszych sesji zrealizował w Żywcu.

Dlatego Żywca nie mogło zabraknąć już na starcie realizacji projektu „Zakochaj się w Polsce nocą”. Ponadto Żywiec ma doskonale zachowany śródmiejski układ architektoniczny, który w dniu dzisiejszym w Polsce jest ewenementem.

Chciałem ponadto aby w projekcie zaprezentować nasze polskie odmienności regionalne, a Żywiec jest wzorcowym przykładem galicyjskiego miasta.



2) Dobrze zna Pan Żywiec? Pytam o to dlatego, ponieważ w kalendarzu „Zakochaj się w Żywcu nocą” można zobaczyć zdjęcia nie tylko znanych żywieckich zabytków, ale także fotografie zabytków mniej znanych, mam tu na myśli piękną willę przy dawnej Fabryce Papieru „Solali”?

Aż tak wysoko nie wyceniłbym stopnia mojej znajomości tego miasta, ale jest faktem, że w Żywcu się nie gubię (śmiech). Choć gdy pewniego razu jechałem na ul. Podgórską po znajomego, a kiedy indziej na Kocurowską do moich przyjaciół, to potrzebowałem podpowiedzi.

Co się tyczy willi Ignacego Seroga właściciela „Solali”, to wytłumaczenie mojej znajomości tego budynku jest relatywnie proste. Kiedyś, kiedy „zaliczałem” szlaki Beskidu Żywieckiego, to przyjeżdżałem pociągiem do Żywca i zawsze miałem chwilkę czasu w trakcie przesiadki na pociąg do Zwardonia. Jeśli tylko nie padało, to plątałem się po Zabłociu i poznawałem jego zakątki, a „Solali” była przecież kiedyś jedną z wizytówek Zabłocia i Żywca, więc willa utkwiła mi szczególnie w pamięci.

3) Z wykształcenia jest Pan historykiem. Czy w Żywcu czuć „ducha historii”?

Żywiec jest jednym z tych nielicznych polskich miast, które w moim odczuciu jest wręcz przesiąknięte „duchem historii” praktycznie na każdym kroku, a co ważne, jest jednym z tych miast, które ma doskonale zachowaną żydowską zabudowę przemysłowego Zabłocia i miejską zabudowę Żywca. Chodząc po Zabłociu można poczuć gdzieś unoszący się zapach dawnych koszernych kuchni i czesko – niemiecko – żydowski gwar rozmów. Kiedy mijamy most jawi nam się Polska mieszczańska. Idąc ulicą Kościuszki, czy Batorego patrzymy na bogate kamienice, pięknie zdobione domy i możemy słyszeć rozmowy dawnych mieszczan – tak dumnych ze swojej polskości. Wchodzimy do parku zamkowego i możemy nasycić wzrok widokiem Polski  wielkich rodów, które odeszły gdzieś w przeszłość wraz ze swoimi właścicielami. Tylko siedząca postać Arcyksiężnej Alicji Habsburg przypomina, że to była kiedyś rzeczywistość a nie druga strona lustra baśniowej Alicji.

Proszę pokazać mi miasto w Polsce, które ma tak wspaniale zachowanego tego „ducha historii”? Oczywiście można zawsze wskazać Kraków, czy Lublin ale trudno zmienić tak wielkie aglomeracje miejskie o ile tylko nie uległy całkowitemu zniszczeniu jak Warszawa.

 

4) Jak i kiedy zaczęło się Pana zamiłowanie do fotografii?

Zawsze mówię, że szybciej zacząłem robić zdjęcia, jak pozbyłem się pieluch (śmiech). A tak serio, to mój Tato fotografował, a co robi mały bajtel jak widzi aparat? Oczywiście bierze aparat – jeśli mu się poszczęści, albo coś co przynajmniej kształtem go przypomina do ręki i naśladuje starszych. I ja tak robiłem, z czego Tato, gdy dorwałem się do prawdziwego aparatu,  nie był zadowolony, bo aparat był „szkolny” i nic nie mogło mu się stać. Po 3 klasie podstawówki pojechałem z Rodzicami na moja pierwszą wycieczkę zagraniczną do Czechosłowacji (było kiedyś takie państwo za naszą południową granicą) i tam Mama kupiła mi taką małą przeglądarkę „Meopty” na stereo-przeźrocza razem z kilkoma wkładami, które przedstawiały słynne miasta w nocy. Wracając do Polski miałem przed oczyma Paryż pełen neonów i świateł nocy, widziałem wieże Eifla i słynne ulice. To był widok jak z baśni, rozbudzający do granic wytrzymałości wyobraźnie młodego chłopaka z małego beskidzkiego miasteczka. Zapragnąłem robić też takie zdjęcia w takich pięknych miastach.

 

5) Jakie były Pana „sprzętowe” początki? Jak bardzo zmienił się sprzęt do fotografowania do dziś?

To bardzo trudne pytanie, bo przecież niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że jesteśmy niemymi świadkami wielkiej rewolucji przemysłowej i technologicznej, która została zapoczątkowana gdzieś w połowie XIX wieku i wciąż trwa, a ostatnimi czasy nabrała ogromnego tempa. Oczywiście nie ominęło to fotografii, która zrodziła się i powstała razem z tą rewolucją, a za sprawą wojen, rozwoju szpiegostwa, a potem podboju kosmosu przeszła wielkie przeobrażenie od prostych aparatów otworkowych do „wypasionych” cyfrówek.

Moja przygoda z fotografią zaczęła się w czwartej klasie, kiedy dostałem od Rodziców prostą polską konstrukcję „Druh” dla początkujących. Był to taki ówczesny aparat kompaktowy z bakelitu, z wysuwanym obiektywem. Strasznie śmieszny. Wspominam go mile, choć zdjęcia … no tak je nazwijmy, pozostawiały wiele do życzenia. Szczególnie jeśli chodzi o ostrość. Ale zabawa „Druhem” nie trwała długo albowiem pomimo, że była to tylko namiastka aparatu, to można powiedzieć moje serce mocno zabiło i nastąpiła miłość od ….  pierwszego zafocenia. (śmiech). Potem przyszła kolej na małoobrazkową „Smiena 8M” - jeden z kultowych aparatów Demoludów (tak kiedyś nazywano państwa tzw. Demokracji Ludowej) i nie tylko. Dlatego nie tylko, że wszystkie wyprawy wysokogórskie (o czym mało kto wie) w Himalaje zaopatrywały się w ten tani radziecki kompakt a nie japoński sprzęt, albowiem dzięki ciekawej konstrukcji migawki, która niezamarzała nawet w najniższych temperaturach „Smiena” była absolutnie niezawodna, nawet powyżej 8000m. Ja zrobiłem tym aparatem wiele fajnych zdjęć na niższych wysokościach. Technicznie pozostawały wiele do życzenia ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Gdzieś pod koniec podstawówki wyprosiłem od mojego kochanego Dziadzia pieniądze i mogłem kupić „FED 3” inny kultowy radziecki aparat małoobrazkowy. Choć raczej bym powiedział, że kultowym aparatem była słynna niemiecka „Leica” a „FED” całkiem udaną kopią, co było swego czasu specjalnością radzieckiej myśli technicznej (śmiech). Ale cóż mnie to obchodziło? Miałem świetny aparat, który miał światłomierz, dalmierz, bardzo dobrą optykę i robił naprawdę świetne zdjęcia. Ten aparat towarzyszył mi przez wiele lat ale …. No właśnie jak i każdy chyba fotograf, tak i ja marzyłem o lustrzance. W liceum kolega pożyczył mi niemiecką „Exa” ale była zdefektowana. Moją wymarzoną dostałem od mojej Mamy jako „łapówę” za skończenie studiów, do czego mi się specjalnie nie paliło. Ale obietnica Mamy podziałała jak najlepszy - jak byśmy to powiedzieli dzisiaj - energy drink i po kilku miesiącach miałem dyplom ukończenia studiów w kieszeni a na szyi kolejny radziecki kultowy aparat fotograficzny. Tym razem był to „Zenit 12xp” i …… przeżyłem wielki szok, bo pierwsze zdjęcia znacznie odbiegały na niekorzyść od dotychczasowych z „FEDa”. Musiało upłynąć trochę czasu nim się przyzwyczaiłem do zmian, choć i aparat szybko zmieniłem na „Zenita TTL”. Był to starszy model i mniej zaawansowany elektronicznie od „12xp” ale bardziej mi „spasował”. A z założonym obiektywem Carla Zeiss Jena robił absolutnie fantastyczne zdjęcia. Na tym aparacie wychowała się chyba absolutna większość polskich fotografików. Marzył mi się wtedy co prawda japoński aparat małoobrazkowy „Yashica”, ale był dostępny tylko za tzw. dewizy i kosztował mnóstwo pieniędzy. Można było też go kupić w sklepach górniczych na tzw. książeczkę „G” dostępną dla górników za pracę w wolne dni. Jako, że z Suchej Beskidzkiej wtedy pracowało na kopalniach całe mnóstwo Suszan, więc znalazłem kolegę, który był skłonny kupić mi na swoja książeczkę tego Japońca. Sprzedałem całą kolekcję 300 moich płyt winylowych razem z kultowym gramofonem „Fonomaster” i dzięki temu miałem pieniądze na mój upragniony aparat. Ale niestety…. jak miałem pieniądze, to aparaty zniknęły z półek sklepowych. Musiałem zadowolić się moim „Zenitem”, z masą tracących wartość pieniędzy i bez kilku znakomitych płyt winylowych. Ale takie wtedy było życie. A ja i tak moją „łapówką” zrobiłem moje pierwsze wystawy, które spotkały się z ciepłym przyjęciem.

Każdy fotograf, który  myślał wtedy o rozwoju chciał kupić „wypasioną” lustrzankę profesjonalną (cokolwiek to oznaczało) marki „Mamiya”, „Hasselblad” lub jego radziecką kopię „Kiev”, czy „Leica”. Niestety ten sprzęt kosztował bajońskie sumy pieniędzy, będące absolutnie poza moim zasięgiem. Dopiero po wyjeździe do Austrii w początku lat 90tych mogłem kupić sobie „Minoltę dynax 5000i”. To był bardzo dobry aparat z bardzo dobrą optyką z niższej półki ale, który jak na ówczesne czasy pozwalał na robienie dobrych technicznie zdjęć.

6) Jakiego sprzętu używa Pan obecnie? W jakiej technologii realizuje Pan zdjęcia do projektu?

Mój aparat? Nie zdradzę marki, bo firma nie płaci mi za reklamę, jak i nie angażuje się w finansowanie edukacji dzieciaków oraz wspieranie finansowe młodych fotografów w Polsce. Więc proszę o wybaczenie.

Powiem tak, mam aparat cyfrowy mający 22 megapikselową matrycę i tzw. dużą klatkę. Ta konstrukcja pozwala na robienie bardzo dobrych technicznie zdjęć. Mam do tej „puszki” kilkadziesiąt różnych obiektywów. Od tzw. „rybiego oka”, przez ultraszerokie, szerokie, po portretowe i teleobiektywy, co pozwala mi na elastyczny dobór obiektywu odpowiednio do tematu. Wiele z tych obiektywów, to konstrukcje manualne pozbawione automatyki. Używam też wielu obiektywów z dawnych lat z gwintem M42. Ale nie polecam, to ma raczej sens zabawowy, a nie praktyczny. Jak czytacie na allegro, że obiektyw CZJ z gwintem M42 czy np. Takumar inne cudo tamtych czasów z dopiskiem kosiarz ostrości, to włóżcie to na półki między baśnie Andersena. Szkoda Waszych pieniędzy. Lepiej wydać na coś innego.

Zdjęcia nocne są trudne w realizacji. Gdy oglądamy seryjnie nocne zdjęcia, to po kilku oglądanie zaczyna nużyć, a kolejne ujęcia zlewają się ze sobą, gdyż jak są zrobione w nocy to tylny plan i przedni zazwyczaj stapiają się w jedną płaską całość. Czasem, gdy zdjęcia nocne są zrobione o zmierzchu albo krótko przed świtem, to wtedy tylny plan nie jest czarny a lekko granatowy lub ciemnoniebieski i wyodrębnia się od planu przedniego. Można wstawić takie zdjęcie dla urozmaicenia ale nie mogą być same takie zdjęcia, bo zmierzch i przedświt nie trwają wiecznie, a ponadto mnie bardzo się jednak podoba jak noc jest nocą. Dlatego staram się moje zdjęcia robić fotografując osobno plan przedni, a osobno tło, a następnie łączę to co daje efekty trójwymiaru. Innymi słowy naśladuję w 100% prekursora tej techniki Gustawa Le Gray, który już w końcówce XIX wieku używał podobnej technik aby w pełni oddać nadmorskie widoki.

7) Fotografia dla Pana to…

Przeżywanie po raz kolejny baśni z tysiąca i jednej nocy zobaczonej kiedyś przez małego chłopca w wizjerze przeglądarki.

8) Ile czasu potrafi Pan spędzić robiąc zdjęcie jednego obiektu?

To trudno tak jednoznacznie określić. Kiedyś będąc na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu fotografowałem pomnik Madonny z dzieciątkiem. Klimat i atmosfera miejsca sprawiła, że nie wiem kiedy minęła godzina. Stałem i patrzyłem na Nią urzeczony robiąc zdjęcia. Nie zrozumie tego ktoś, kto tam nie był wieczorem, nie widział tej palety barw i ciszy tego miejsca. Polecam.

W październiku stanąłem na brzegu Wisły i zobaczyłem po raz pierwszy grudziądzkie spichrze. BOŻE!!!! …. Koniec cytatu (śmiech). Widok jest po prostu powalający. Stoisz jak urzeczony, za tobą płynie Wisła, a Ty oglądasz tę baśń na żywo. Czas mija, a Ty stoisz i patrzysz, nie wierząc że jesteś w Polsce i w mieście z 30% bezrobociem.

Ostatnio robiłem zamek obronny w Wieruszycach. Kompletna noc, wzgórze z wysokimi drzewami, pełnia księżyca, całość oświetlały tylko nieliczne światła z okien zamkowych. Atmosfera idealna do kolejnej części „Zmierzchu” (śmiech) a ja z aparatem stoję jak urzeczony i patrzę. Wampiry nie wyskoczyły z lasu na mecz bejsbola ale czasu upłynęło sporo. Zdjęcia chyba oddały atmosferę miejsca.

A innym razem widok niby piękny, wyciągasz aparat, robisz zdjęcie, kolejne i idziesz dalej. Brak klimatu, atmosfery, chodź niby widok piękny …. Ale tylko niby.

Więc trudno powiedzieć ile czasu potrafię spędzić wykonując zdjęcia? O tym decyduje nie tylko piękno sceny ale klimat miejsca i jego zawartość emocjonalna.

9) Czy może się Pan pochwalić zdjęciem, które sprawiło najwięcej problemów technicznych np. zbyt duża wysokość, zła pogoda, ale efekt końcowy był bardzo zadawalający?

Nie tylko jednym zdjęciem ale także całą serią (śmiech). Robiłem w tym roku kalendarz „nocny” dla Starostwa Bocheńskiego. Poświęciłem na te zdjęcia całe mnóstwo czasu. Życzeniem Starostwa było, aby każda gmina miała swojego reprezentanta. Aby znaleźć odpowiednie obiekty i aby zdjęcia były - powiedzmy zadowalające, to…. bardzo się napracowałem. Jak nie gęsta mgła, to deszcz. Jak nie deszcz, to brak oświetlonych obiektów. Jak już i one były, to… tematyka ich była zbyt monotematyczna. Najważniejsze, że całość spodobała się mieszkańcom powiatu będącym na prezentacji kalendarza.

W ubiegłym roku byłem w Żywcu w styczniu. Bardzo zimno - chyba z minus 20. Jadę wokół rynku i widzę jakiś tłum ludzi, a obok fajny widok, jak ze świątecznej kartki. Ratusz a wokół oświetlone lampkami choinki. Zostawiłem samochód, zabrałem statyw, aparat i poszedłem na rynek. Młodzież protestowała tam w sprawie AKTA, wokoło stali gapie, a ja chciałem zrobić tę świąteczną kartkę. Palce mi drętwiały, zmieniałem po kilkakroć miejsce, bo protestujący gdzieś mi się rozeszli. Efekt końcowy widać w kalendarzu żywieckim. Mnie się bardzo podoba.

Ale niestety są i smutne zakończenia takich opowiadań. I tu dobrym przykładem jest znowu  Żywiec. Tyle razy chodzłem ze statywem Jagiellońską, Szewską, Sienkiewicza, czy Komanieckiego i . jak ja to czasem określam – Gucio i Cezar czyli nic! Dziesiątki zrobionych zdjęć, atmosfera nocna tych ulic, która mnie zawsze urzeka, a efekt moich prac absolutnie niezadowalający. Ale nie powiedziałem ostatniego słowa lub jak to mówił wilk zajączkowi w mojej ulubionej kreskówce – Zajac! Nuu pagadi!  (śmiech).

10) Dlaczego noc? Czy charakter miasta bardzo zmienia się po zmierzchu?

Dlaczego noc? Bo przez ten opuszczony całun ciemności noc jest intrygująca, tajemnicza, wyzwalająca w nas wyobraźnię, wciągająca blaskiem świateł i reflektorów. Bo pozwala wreszcie na przysłonięcie mrokiem pewnych niedoskonałości, a wyeksponowanie niedostrzeganego czasem piękna.

Większość ludzi boi się nocy, odczuwa trudne do określenia lęki. Kiedy Instytut Analiz Środowiska zrobił badania na grupie ok. 1000 osób dając do porównania dwa zdjęcia budynku wykonane za dnia i w nocy, to absolutna większość tych którzy mówili że boją się nocy wskazywała właśnie nocne zdjęcie, jako te które mu się podoba najbardziej. Choć zaprezentowane zdjęcie dzienne było bardzo ładne i  a budynek w dziennym świetle prezentował się bardzo atrakcyjnie. Ale za dnia chodzimy na co dzień i tu mało co nas jest w stanie zaskoczyć, a po nocy się nie „plątamy” …. bo się jej boimy.

 

11) Które zdjęcie z Żywca lubi Pan najbardziej? Czy znalazł Pan w Żywcu miejsce wyjątkowo wdzięczne do fotografowania?

Żywiec jest dla mnie jednym wielkim wdzięcznym obiektem do fotografowania (śmiech) ale mam swoje ulubione miejsca. Zawsze, jak jestem u Was to muszę na koniec trafić do parku zamkowego i tam uganiam się po alejkach robiąc kolejne foty lub „pastwię” się nad pałacem lub zamkiem. To miejsce jest dla mnie cudowne, park z tymi swoimi podświetlonymi alejkami, domkiem chińskim, pałacem i zamkiem tworzy absolutnie niesamowitą enklawę, jak Central Park w Nowym Jorku. Już widzę uśmiechy u niektórych osób – Żywiec i Nowy Jork, no znalazł gość porównanie. Ale jeśli odrzucimy wielkości miast i parków, to one są do siebie bardzo podobne. Znajdują się praktycznie w centrum, a stanowią zupełnie inny świat. Schodząc z Kościuszki w bok i przechodząc bramę parku, znajdujemy jak Alicja w krainie czarów kompletnie coś zaskakującego po drugiej stronie lustra.

Cudowne jest też Zabłocie. Dziś może trochę zapuszczone ale wierzę, że za niedługo i ono zmieni swój wygląd, albo raczej wróci do dawnego blasku. Choć właśnie Zabłocie, takie jakie jest dzisiaj ma dla mnie swój klimat i urok.

12) Pana zdjęcia z projektu prezentowane są na licznych wystawach nie tylko w Polsce, ale też na świecie. Czy w Żywcu będziemy mieli przyjemność obejrzenia wystawy Pańskich fotografii?

Bardzo chciałbym aby moja wystawa „trafiła” do Żywca w trakcie trwania TKB. Tak zaplanowali koordynatorzy moich wystaw ich trasę po Polsce. Mam nadzieję, że to się uda. Ale będzie to wystawa cyklu „zakochaj się w Polsce nocą”, gdzie Żywiec prezentuje zdjęcie dziedzińca zamkowego i domek chiński. Jeśli uda mi się zgromadzić odpowiednie fundusze, to chciałby zupełnie osobno zrobić wystawę pt. „Zakochaj się w Żywcu nocą”. Bo mam tych nocnych zdjęć Żywca trochę do zaprezentowania, a planuję do wakacji odwiedzić Burmistrza Szlagora i moich Przyjaciół  jeszcze z kilka razy.

13) Gdzie w najbliższym czasie będzie można zobaczyć Pana zdjęcia?

W chwili obecnej w Warszawie. Właśnie kończy się wystawa w przestrzeni publicznej na stacji warszawskiego metra „Kabaty”, a w styczniu rozpocznie się kolejna na stacji metra „Śródmieście”. Końcem stycznia lub raczej początkiem lutego wystawa będzie wyeksponowana w Sejmie.

A trochę później, to... w Paryżu. 21. lutego będzie otwarcie wystawy moich zdjęć pt. „La Pologne nocturne" (Polska nocą) w galerii Roi Doré. Potem wystawa odwiedzi Lyon, Lille, Nicea, Strasburg, Brukselę, Amsterdam. Druga wystawa pt. „I love Poland by Night” prawdopodobnie zostanie zaprezentowana we Włoszech, Chorwacji, Austrii i Słowacji ale to jest teraz jeszcze przedmiotem rozmów.

Tak, że ten rok 2013 zapowiada się bardzo intensywnie.

 

14) Pana zdjęcia z projektu „Zakochaj się w Polsce nocą” prezentowane były w grudniu w przestrzeni otwartej, publicznej – na stacji metra w Warszawie. Dlaczego zdecydował się Pan na taką formę wystawy? Czy zdjęcia przez to nie tracą, nie szkodzi im to? Czy widz, który spieszy się może w pełni zobaczyć/odczytać zdjęcie? Zastanawiam się nad tym, ponieważ kiedy oglądam zdjęcia Żywca, zwłaszcza wspomniane już zdjęcie willi przy „Solali”, przyglądając się mu dłużej dostrzegam, że jest niezwykle magiczne!

Świat się bardzo zmienił jak już mówiłem. Jeśli chodzi o nasze życie codzienne, które ma wpływ na nasz czas wolny też albo raczej zwłaszcza. Dziś człowiek pędzi, leci, goni, za pracą, karierą, pieniędzmi, jedzeniem. Człowiek końcówki XX i początku XXI wieku nie ma czasu na XIX wieczny spokój i harmonię. Spójrzmy w drukowane czasopisma codzienne, które jeszcze ostały się na rynku. Tryumfy święcą nazywane w Niemczech BILD-Zeitung für Idioten czyli gazety z dużymi zdjęciami przyciągające uwagę i krótki tekst. Bo dzisiejszy człowiek nie ma czasu czytać długich tekstów. Więc zdjęcie – piktogram, krótki tekst i sprawa załatwiona. Gazety typu „Dziennik Polski” odchodzą do lamusa. Tak samo jest z galeriami. Pamiętam żale mojego znajomego, który był kuratorem wspaniałej wystawy. Fantastyczne eksponaty, miesiące przygotowań i puste sale, bo ludzi odwiedzających wystawę przyszło tyle co kot napłakał. Ludziom przestała podobać się sztuka? Nie, skąd! Tylko dzisiejsze galerię wystawowe to galerie handlowe, gdzie Polacy z całymi rodzinami idą w dni wolne i bynajmniej nie tylko na zakupy. Zamiast narzekać i „labiedzić” lepiej przesunąć eksponaty w miejsce gdzie są ludzie, a co za tym idzie widownia.

Ja od początku zdecydowałem się na ekspozycję zdjęć w przestrzeni publicznej. Obserwując reakcje ludzi na stacji metra „Świętokrzyska” w Warszawie naliczyłem ok. 50 osób które przystanęły przy zdjęciach w trakcie 20 min. Dla mnie to zadowalający wynik, bo daje na godzinę średnio ok. 100 osób, a na dzień wystawienniczy ok. 800. W normalnej galerii, bez kosztownych nakładów na marketing i kampanii promocyjnej w mediach nierealne do osiągnięcia.

W tej wspomnianej grupie 50 osób zauważyłem wielu, którzy przystawali przy jakimś swoim liderze. Czy dziedzińcu żywieckiego zamku, czy ostrowskim kościele. Jeśli ktoś ma w sobie poczucie smaku i ducha sztuki, to w największym tłumie potrafi się wyłączy i odnajdując „swoje najpiękniejsze zdjęcie” będzie je przeżywał.

A straty? Niestety muszą być. Ale jeśli byśmy się ich obawiali, to nie ma sensu robić fasady kamienicy, bo i tak ją graficiarze zniszczą. Choć przecież graffiti to w dniu dzisiejszym najlepiej rozwijająca się sztuka XXI wieku, a Banks’y to prawdziwa ikona tej sztuki.

 

15) Kilka słów do czytelników ŻywiecInfo.pl

Drodzy czytelnicy ŻywiecInfo.pl, mieszkańcy Żywca możecie być dumni ze swojego miasta, które w otaczającym Was świecie, choć małe, stanowi wspaniałą enklawę i pomost tych dawnych czasów ze współczesnymi. Myślę, że nie tylko ja ale i wielu innych życzyłoby sobie, aby jego miasto rodzinne takim właśnie pomostem było.

Nie zapomnę jak będąc na uroczystej sesji Rady Miasta Żywca z przyjaciółmi z Polski ich zaskoczenia na widok Asysty Żywieckiej. Bo dziś taki widok to ewenement, choć większość zdaje sobie sprawę z faktu, że cóż warte jest społeczeństwo, które się wstydzi i zapomina swojej tradycji i kultury? Kompletnie nic! W kolejnym pokoleniu nie będzie wiedzieć kim jest i skąd pochodzi. Więc dlaczego dzisiaj Asysta Żywiecka jest ewenementem a nie standardem w Polsce? Dlaczego w Austrii, czy Niemczech pójście do pracy w stroju ludowym to „normalka” a u nas ekscentryczny „wyskok”? Dlatego właśnie powiedziałem, że Wy Żywczaki możecie być dumni z tego gdzie mieszkacie, bo u Was wciąż widać resztki dawnej świetności kulturowej Rzeczypospolitej.

Zapraszam Państwa na stronę projektu „Zakochaj się w Polsce nocą”, gdzie można zobaczyć zdjęcia Żywca i nie tylko.

facebook.com/krzysztof.t.masiuk/photos_stream#!/krzysztof.t.masiuk

•    Dziękuję za rozmowę!

Dziękuję i pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!

Rozmowę z Krzysztofem Masiukiem przeprowadził Rafał Mołdysz.

Kopiowanie materiałów zabronione.