Wydarzenia

Dzisiaj startujemy z nowym działem na naszym portalu. Mały kącik literacki pt. "Opowieści żywieckiej treści” to dział poświęcony twórczości ludzi, którzy chcą spróbować swoich sił w literaturze. Cykl ten będzie ukazywał się w każdy poniedziałek wieczorem i zawierał będzie opowiadania, wiersze i inne próby literackie. Zapraszamy do lektury, przy kubku kakao.

 

Autor: Adrian Wędzel

Zalane światłem

Jedno spojrzenie za okno wystarczyło, by wiedział, że nie chce nigdzie iść. Z ciepłego ale pochmurnego, jesiennego popołudnia, zrobił się chłodny, deszczowy i wietrzny wieczór. Warunki nie sprzyjały wyjściu, lecz pracować trzeba. Zapewne kolejne godziny sprawią, iż bardziej będzie martwił się przeziębieniem niż odejściem Audrey, która zostawiła go prawie miesiąc temu. Zakładając płaszcz, powtarzał sobie jak ważna jest jego praca. Chodziło przecież o dobro innych.

Gdy wyszedł na ulicę, wiatr przybrał na sile. Jego podmuchy działały na deszcz jak na ogień - podsycały go. Z każdą chwilą padało coraz mocniej i mocniej. Brukowana ulica zapełniła się kałużami. Każda spadająca kropla, uderzając w lustro wody, powodowała powstanie kilku mniejszych. Przypominało to moment gdy zwierciadło uderza o ziemię, a jego pomniejsze kawałki odbijają się od niej. Uroku całości dodawało światło rzucane przez pochodnie. Wyglądało to niesamowicie.

Magiczny spektakl z pewnością by go zachwycił, gdyby nie był cały przemoknięty. Dodatkowo, przejeżdżająca kareta odebrała całą magię tej chwili. Przednie koło wpadło w kałużę, przenosząc jej zawartość na płaszcz Marka. Zmoknięty od stóp do głowy był pewny, że zachoruje. Pracę w tak paskudną pogodę w najlepszym wypadku przypłaci potężną grypą.

Po krótkim marszu minął zakręt i dotarł do pierwszej z sześćdziesięciu latarni, które musiał zapalić dzisiejszego wieczoru. Wszystkie były wyższe od niego o jakiś metr, ich lampy były kształtu czworokąta, a każda z nich posiadała w środku zbiorniczek na naftę, który codziennie napełniano. Jedną z szybek lampy można było otworzyć specjalnym hakiem. Następnie wystarczyło włożyć do środka pochodnie, dzięki czemu zapalał się knot. Gdy już latarnia została zapalona, należało zamknąć szybkę i udać się w dalszą drogę.

Nagle, mimo kiepskiej widoczności, coś przykuło uwagę latarnika. Zdawało mu się, że na jednej z oświetlonych szybek widać słowa. Po przetarciu powiek, słowa jakby zniknęły. „O ile rzeczywiście tam były”, dodał w myślach i ruszył do kolejnej latarni.

Wszystko szłoby sprawnie jak nóż, tnący masło, gdyby nie to wrażenie, że w każdej szybce lampy widnieją jakieś słowa. Jeśli one naprawdę tam są, to dlaczego dostrzegł je dopiero teraz? Co prawda pracuje tutaj od niedawna, ale w pozostałe, dni, nie zauważył niczego podobnego. Takiej ulewy chyba też nie pamiętał. "Czy to moja wyobraźnia?” zastanawiał się Mark.

Wzmagający się deszcz powiększał kałuże do tego stopnia, że parę razy mężczyzna musiał w nich stanąć, by wykonać swoją pracę. Buty miał zupełnie przemoknięte. Coś, co go naprawdę zaniepokoiło, wydarzyło się dopiero przy piętnastej latarni, w jednym z pobliskich zaułków.

Zaczęło się od dźwięku czegoś uderzającego o bruk. Brzmiało to jak stalowa pokrywa od kubła. Mark odgłos przypisał bezdomnemu zwierzakowi, poszukującemu schronienia przed deszczem i szczerze mu współczuł. Gdy tylko lampa rzuciła trochę światła w zaułek, na ścianie pojawiły się trzy cienie. Deszcz uniemożliwiał mu dokładniejsze przyjrzenie się temu co tam się dzieje, ale domyślał się, że to nic dobrego. Gdy zobaczył, że jeden z cieni upada, oddalił się szybkim krokiem.

Latarnik pogrążył się w myślach. Zastanawiał się, czy jest tchórzem, z drugiej zaś strony tłumaczył sobie że w bezpośrednim starciu nie miałby szans z dwójką mężczyzn, z czego jeden pewnie był uzbrojony. Poza tym musi pracować, by rozświetlone ulice stały się bezpieczniejsze, co potwierdza miejska policja. Chcąc nie chcąc, pracował dla dobra ogółu, by ludzie bez obaw mogli przemieszczać się dzięki jego pracy.

Podczas zapalania osiemnastej latarni stwierdził, że chciałby kiedyś kogoś uratować i zostać bohaterem. Choćby takim małym, lokalnym. Deszcz wciąż padał i utrudniał mu pracę, mimo to znów miał wrażenie, że na szybce pojawiły się wyrazy. Gdy tylko podszedł bliżej, słowa zaczęły zanikać, a latarnia dawała więcej światła i nagrzewała się coraz bardziej.

Mark postanowił przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku, jakim były pojawiające się znaki podczas zapalania kolejnych lamp. Okazało się, że słowa zapisane są na wszystkich szybkach co drugiej latarni. Niestety, spośród kilku odszyfrowywał tylko dwa albo trzy wyrazy. Na jednej z lamp spostrzegł „bezpieczeństwo”, „życie” i „aura”, a kolejna informowała o „zniszczeniu” oraz „zalaniu”. Sprawa tak go zaintrygowała, że zapomniał o deszczu, kałużach, obowiązkach i usiadł w wodzie, na bruku pod latarnią. Wyglądało to tak, jakby latarnik osłabł i próbował zaczerpnąć tchu

Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to wspomnienia starszych ludzi, mówiące, że ponad pół wieku temu miasto było zalewane każdej jesieni. Mieszkańcy, przyzwyczajeni do podtopień, zamieszkiwali piętra, zostawiając parter pustym. Niektórzy także zaopatrywali się w łodzie, których zbutwiałe szczątki leżą do dziś w niektórych zaułkach. Do tych wydarzeń mogły się odnosić słowa o zalaniu i zniszczeniu, lecz o czym mówiły pozostałe? Zagadkę stanowiły również te wyrazy, których nie rozszyfrował.

Pogrążony w swych myślach zebrał się i ruszył w stronę kolejnej latarni. Doszedł do wniosku, że jutro weźmie kartę papieru, ołówek i będzie spisywał każde odczytane słowo. A w razie czego, postara się o jakiś taboret, by przyjrzeć się temu z bliska. Nie chciał zwracać się z tym do Gildii, gdyż zaraz odsunęliby go od sprawy, przydzielając mu kilka dni wolnego. Nie wytrzymałby tego, zwłaszcza, że chęć poznania prawdy była zbyt silna.

Z kolejnych dwóch latarni odczytał słowa takie jak: „deszcz”, „życie”, „ocalenie” i „ogień”. Był już pewien, że tajemnicze informacje miały związek z deszczem i podtopieniami, które kiedyś notorycznie się zdarzały. Teraz ciekawiło go również po co ktoś zamieścił tak zaszyfrowane słowa na latarniach. A najbardziej nie dawało mu spokoju pytanie …

- Kończymy te opowieści – powiedziała babcia, która weszła do salonu, jednocześnie wycierając ręce o starą ścierkę.

- Jeszcze chwila babciu, niech dziadek skończy – poprosiła Alison.

- Babcia ma rację, kochanie. Pora jest już późna, a jutro rano musicie wcześnie wstać – odparł dziadek.

- Wcale nie! – odkrzyknął Nick.

- No już dobrze, dobrze. Widzicie, kochane wnuczęta – kontynuował dziadek – na latarniach dawno temu zapisano magiczne runy, które opisują dzieje miasta, a jednocześnie bronią go. Gdy tylko zapłonie lampa, magia rośnie w siłę, rozpościerając nad domami przeźroczystą kopułę…

 A co to kopuła? – przerwała Alison.

 To jakby połowa skorupki jajka, tylko dużo większa i bardziej wytrzymała. Ochrania to na czym nam zależy. Ale wracając do opowieści. Otóż ta przeźroczysta kopuła zapobiegała zalewaniu miasta, o którym była mowa. Dzięki pradawnej i silnej magii run, możemy spokojnie żyć i funkcjonować bez obaw, że pewnego ranka obudzimy się, a nasze ulice, domy, sklepy i wszystko inne będzie zalane wodą.

- Czyli latarnik jest wielkim bohaterem, bo pilnuje, żeby nam się nic nie stało, prawda? – słusznie zauważył Nick. – A on chce być takim bohaterem, a nie wie, że już nim jest. To trochę głupie.

- Masz rację wnusiu, choć to nie jest całkiem głupie. On po prostu tego nie zauważa, tak jak setki podobnych mu ludzi, którzy mają marzenia na wyciągnięcie dłoni. Ale to opowieść na inny wieczór. Teraz uściskajcie dziadka na dobranoc i idźcie spać.

Dzieci poderwały się i wyściskały dziadka, po czym wyszły z babcią. W tym czasie dziadek wyciągnął z szuflady stare, pomięte, czarno-białe zdjęcie. Widniał na nim młody mężczyzna z pochodnią w jednej ręce, a plikiem zapisanych kartek w drugiej. Stary latarnik uśmiechnął się na wspomnienie tamtych czasów oraz potężnej grypy, która przykuła go do łóżka na całe dwa tygodnie.