Wydarzenia

Przypadek Jurka Płonki polega na tym, że im bardziej tracił, tym mocniej udowadniał, że może więcej. Proporcjonalnie. Dziś widzi zaledwie pięć procent tego, co my, i zamierza zdobyć Koronę Europy. Zostało mu 10 z 46 szczytów.

Jestem ślepy, ale nie jestem naleśnikiem. Żyję tak jak chcę. Intensywnie

Czasami myślę, że Jurek tylko udaje, że nie widzi. Wtedy na przykład, kiedy wspina się na Mount Blank, prowadzi zajęcia na ściance, jedzie na rowerze do Sandomierza, albo biegnie w nowojorskim maratonie. I jeszcze wtedy, kiedy postanawia nagle wybrać się do Sopotu, by wieczorem pomoczyć nogi w Bałtyku. Choć przecież jest luty i minus dwa na termometrze.

Czasami też boję się, że pisząc o nim zabraknie mi w końcu odpowiednich czasowników, które choć w niewielkim stopniu oddadzą intensywność i pasję tego wszystkiego, co na co dzień robi ten facet z Krakowa. - Ten Krejzi men? – Albin Marciniak z Krakowskiego Klubu Podróżników aż szerzej otwiera oczy na dźwięk nazwiska Jurka, o którym ostatnio opowiadam dużo i chętnie. - On nawet chodzi do kina, rozumiesz człowieka? Piotr Pogon, znany szeroko z ADHD i różnych ekstremalnych pomysłów, rozumie. - Nawet znam niewidomego, który tak sobie żonę znalazł – mówi. - Położył jej rękę na kolanie i poprosił: opowiedz mi, co widzisz.

Nie wiem dokładnie, czy po to Jurek chodzi do kina, ale wiem, że bardzo dużo widzi, jak na człowieka, który widzieć w sumie nie powinien.

Przestałem widzieć, nie oddychać

Czy można napatrzeć się na zapas. Jakby wiedząc, że z czasem wszystko będzie tracić intensywność? Jurek urodził się i widział, jego wzrok słabł powoli. - Jeszcze w podstawówce czytałem książki, jeszcze grałem w nogę, w kosza, jeździłem na rolkach – opowiada. - Potem zacząłem używać lupy i coraz gorzej dostrzegać kolegów, z którymi kopałem piłkę. W końcu przestałem rozróżniać cokolwiek. Diagnoza? Degeneracja siatkówki.

Zostawił grę w piłkę, ale nie przestał przecież oddychać. - Z czasem zaczęło do mnie docierać, że wcale nie jest fajnie, a właściwie to jest nawet do dupy. I mogłem z tą świadomością zrobić to, co chciałem.

Tyle że chciał żyć normalnie, po swojemu, intensywnie. A może jeszcze bardziej niż do tej pory. Jakby trochę po to, by coś udowodnić, sobie i innym: - Taką mam konstrukcję i tak zostałem wychowany przez rodziców. Na samodzielnego faceta. Nie miałem taryfy ulgowej, nie siedziałem zamknięty w domu jak naleśnik. Nie użalano się nade mną.

I on też nie zamierzał. Szybka kalkulacja wyraźnie zresztą pokazała, że tych dostępnych mu rzeczy, jest więcej od tych, których robić nigdy nie będzie, jak prowadzić samochodu. Ale sport, książki, kobiety, dlaczego nie. No i kino. - Co się dziwisz? Mózg człowieka jest sprytny – tłumaczy. - Dopasowuje obrazy do rzeczywistości, której nie widać. Czasami oszukuje, manipuluje, ale w sumie stara się nadrobić to, czego mi brakuje. Masz wyobraźnię? Korzystaj z niej.

Czasami Jurek jest jak Chuck Norris

Ludziom, którzy znają Jurka może wydawać się, że to człowiek, który istnieje po to, by pokazywać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Bo Płonka bywa czasem jak Chuck Norris, który potrafi podnieść krzesło, na którym siedzi. - Nawet byłe dziewczyny mówią o nim tylko dobrze - uśmiecha się Grzegorz Krawczyk z PZU, który dał się zarazić Płonce kilkoma projektami, i przeżył. - To kwestia niebywałej charyzmy, wielkiej determinacji i zdolności przekonania innych, że przeszkody nie istnieją. I to nie tylko dlatego, że ich po prostu nie widać.

Dlatego Jurek zrobił kurs żeglarski i kurs lawinowy, choć wcale nie było to proste.: - Nie chcieli mnie przyjąć, bali się chyba, że pomieszam linki, utopię się, albo zginę w śnieżnej szczelinie. Ale w moim języku nie istnieje słowo „eliminacja” ze względu na niepełnosprawność. Kursy skończyłem. - Nie tylko skończył, ale nawet znalazł zastosowanie dla detektora lawinowego – chwali Krawczyk, ten sam, który dał się zarazić Płonce jazdą na tandemach i nartach skiturowych. I przeżył. - On nie uznaje słowa „nie da się”.

– To fakt - Piotr Pogon, który dobrze poznał Jurka podczas maratonu w NowymYorku. - Wiedzę to tak: Jurek biegnie na uprzęży i niemal bez przerwy dowcipkuje ze swoim opiekunem. Jedno z najdelikatniejszych określeń, z tych, które padają podczas biegu, to „Ślepy, bierz dupę w troki”, czyli tłumacząc na normalny w miarę język „Jurek, nie zwalniaj”. Tyle, że w przypadku Jurka nie ma mowy o zwalnianiu. Często się zastanawiam, na jakich bateriach on jedzie?

Jurek nowojorski maraton przebiegł w 3:55:25

Jestem ślepy i ruszam na Mount Blank

Zawsze jest jakiś początek, nawet wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego do końca sprawy. I takim początkiem gór był dla Jurka Mount Blank. - Kiedy dziś myślę o tym, to szczerzę przyznaje że to było szaleństwo, może nawet głupota – mówi mi Płonka, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wcale tak nie czuje. Że dziś zrobiłby dokładnie to samo.

Mount Blank przydarzył się w życiu Jurka po coś. Najprościej rzec, że po to, by na poważnie zaczął myśleć o Koronie Europy, o projekcie i fundacji. Najtrudniej, by mógł pożegnać się z przyjacielem w taki sposób, w jaki chciał. - Ksiądz Stanisław Kracik umarł nagle, na raka, choć przecież jeszcze miesiąc wcześniej chodził po górach i pływał na desce. Nie chcieliśmy się z tym pogodzić. Może nie umieliśmy – zastanawia się. - Nie poszliśmy na pogrzeb, postanowiliśmy rozstać się z nim po swojemu.

Wyjście na Mount Blank zorganizowali w... 48 godzin. Z przyjacielem znaleźli przewodnika, który usłyszał: „Jesteśmy gotowi, tyle że jeden z nas jest ślepy”. Do grupy dołączyli jeszcze triatlonistę z samochodem, który przecież też był im potrzebny.”Mam na imię Jurek i jestem ślepy, a ty ponoć jesteś kozakiem – zadzwonił do niego Płonka i trochę się zdziwił, kiedy usłyszał: Wchodzę w to w ciemno.”

Noga osunęła się Jurkowi raz. Na krawędzi. Wtedy pomyślał: co ja tu robię? Potrzebował minuty, by się ogarnąć. Wisiał nad trzykilometrową przepaścią.

Człowiek pająk

Musiał nauczyć się bezgranicznego zaufania do ludzi. Kiedy ktoś prowadzi cię na linie, albo jest z tobą połączony kijkiem, wiesz jak każdy krok jest ważny, a najmniejszy błąd, fałszywy ruch, niebezpieczny. Bo może skończyć się tragedią. Dlatego Jurek prócz zaufania ma respekt do gór, szacunek i umiejętność, która pozwala mu, by w momencie krytycznym, zdecydować o powrocie. Lub przełożeniu zdobywania szczytu. - Choć tego nie lubię – uśmiecha się przekornie. Zimna krew - to coś, co pozwala mu w skrajnie trudnych warunkach, zachować jasność myślenia i nie dać się przytłoczyć. – Nieraz się bałem, kiedy zmęczenie osłabiało zmysły, a w głowie rodziły się myśli, że nie dam rady. Zapytasz pewnie po co to robię? No nie dla widoków – mówi.

Dla adrenaliny, po to by udowodnić, że się da, że jest w tym dobry, czy dla kobiet (Pogon: Bo to samiec alfa, lubi imponować)? Tak więc po co? Jurek mówi: po to, by mając 80 lat, powiedzieć sobie, że nie spieprzyłem tego życia.

- Kiedy założyłem stowarzyszenie „Nie wiedzę przeszkód” organizowałem mnóstwo projektów żeglarskich, wspinaczkowych, narciarskich. Wtedy też usłyszałem o akcji "Free picks challenge", która polega na zdobyciu w 24 godziny wszystkich szczytów Wielkiej Brytanii – opowiada.

A że jest niepokorny, o czym już państwo wiecie, pomyślał sobie: Jeśli wejdę na Babią Górę w dobrym czasie, zdobędę w rok Koronę Europy". Babia zajęła mu 2,5 godziny. Nie było wyjścia. 1 listopada 2013 zdobył najwyższy szczyt Irlandii i do listopada 2014 roku, miał zdobyć wszystkie 46 na całym kontynencie. 10 gór na Bałkanach pokonał w dwa tygodnie, po miesiącu przerwy porwał się na Glossglockner w Austrii. Nie było łatwo, ale się udało. - Tylko Korona trochę się rozciągnęła w czasie – przyznaje.

Kiedy próbuję sobie wyobrazić Jurka w górach, widzę chłopaka, który czasami porusza się jak pająk, czasami zjeżdża z grani na tyłku, albo uderza głową prosto w skałę, jak to było podczas zdobywania Gerlachu ( Mówi, że takie bliskie spotkanie z granitem działa na człowieka bardzo orzeźwiająco. I muszę w to uwierzyć). Kiedy wyobrażam sobie, jak idzie, gdy ma za sobą przepaść, a noga trafia zaledwie dwa centymetry od niej, mam ciarki na plecach. - Myślisz, że ja nie mam? - pyta Płonka. - Cały się pocę z emocji. I boję się czasem cholernie. Wyobrażam sobie wreszcie, jak świetnie wyczuwa szczeliny, potrafi ocenić strukturę podłoża. Świetnie zapamiętuje trasy, wie jak padało słońce, rozpoznaje milion różnych podmuchów wiatru. Pod palcami ma cały świat porostów i mchów, z ich delikatnością i szorstkością.

To coś, co dostaje w zamian.

Życie przed sobą

Jurek ma przed sobą 10 szczytów, kolejne projekty, no i całe życie. Nie będzie się w nim nudził. Czasami koledzy mówią „Płonka, w głowie nam się nie mieści, co by było, gdybyś ty chłopie widział”. I Jurek czasami myśli o tym, co by było. Że może mógłby wtedy bardziej, jeszcze intensywniej. Bardziej niż zjazd na nartach z Kasprowego, bardziej niż ciężkie podejście na Kebnekaise, kiedy dostał hipotermii, odmroził twarz i czekał na akcje ratowniczą 26 godzin w temperaturze minusowej? Na razie szykuje się na Elbrus, w maju, ale do tego czasu, kto wie, co mu strzeli do głowy.

Najbardziej lubię ten moment, który zostawiam na koniec. Ten, kiedy Jurek mówi: Skoro ja nie widzę, a zdobędę 46 szczytów, czego ty byś nie mogła zrobić? Kiedy myślisz, że twoje życie jest do bani, zamknij oczy i pomyśl, że tę ciemność masz na zawsze. Tyle, że ty możesz zawsze te oczy otworzyć.

Często to powtarza.

Autor: Gabriela Kachel

Źródło zdjęcia: TU

Krzysztof Wielicki, taternik, alpinista i himalaista:

Paweł Ząbek, szef Klubu Wysokogórskiego w Bielsku-Białej

Jurek jest świetnie przygotowany do wspinaczki. Fizycznie i psychicznie. To super pogodny człowiek z olbrzymim dystansem do siebie. Ja jestem jego oczami, mówię mu na przykład podczas trawersu: lewa ręka pięć centymetrów wyżej i staram się ograniczyć ryzyko do minimum. Ma być maksymalnie bezpiecznie. Góry są nieprzewidywalne, nagła zmiana pogody może zamienić łatwą wspinaczkę w coś ekstra trudnego. Jurek czuje góry swoimi zmysłami i radzi sobie w nich naprawdę dobrze. To nie jest tak, że go wnosimy na rękach. Każdy zdobyty szczyt to efekt jego ciężkiej pracy i wiary, że nie ma barier, których by nie pokonał.

 

Jeśli Jurek stanie na 46 szczytach Korony Europy, będzie pierwszym niewidomym, który tego dokona. To szalenie go motywuje. Na swoim koncie Jurek ma:

Mont Blanc 4810 m; Francja; Großglockner 3798 m Austria; Mulhacén 3479 m Hiszpania; Zugspitze 2962 m Niemcy; Coma Pedrosa 2942 m Andora; Musała 2942 m Bułgaria; Mytikas 2918 m Grecja;Triglav 2864 m Słowenia; Korab 2764 m Albania / Macedonia; Djeravica 2656 m Kosowo; Gerlach 2655 m Słowacja; Moldoveanu 2544 m Rumunia; Zla Kolata 2534 m Czarnogóra; Rysy 2499 m Polska; Galdhøpiggen 2469 m Norwegia; Maglić 2386 m Bośnia i Hercegowina; Midżur 2169 m Serbia; Howerla 2061 m Ukraina; Vrh Dinare 1831 m Chorwacja; Śnieżka 1603 m Czechy; Ben Nevis 1344 m Wielka Brytania; Ridnitsohkka 1328 m Finlandia; Carrantuohill 1038 m Irlandia; Kékes 1014 m Węgry; Monte Titano 750 m San Marino; Signal de Botrange 694 m Belgia; Kneiff 559 m Luksemburg; Dealul Bălăneşti 428 m Mołdawia; Góra Dzierżyńska 345 m Białoruś; Vaalserberg 321 m Holandia Suur Munamägi 318 m Estonia; Gaizinkalns 311 m Łotwa; Wysoka Góra 294 m Litwa; Ta’Dmejrek 253 m Malta; bez nazwy 200 m Monako; Wzgórze Watykańskie 76 m.

By zdobyć Koronę Europy Jurkowi potrzeba dobrych ludzi, którzy go wesprą. Chętnych zaprasamy na stronę:

https://pomagam.pl/niewidzeprzeszkod