Wydarzenia

36.

Zrobiłam pyszny obiad i nawet miałam na tyle czasu, żeby przygotować coś na kolację. Chciałam, żeby Ania zjadła coś porządnego. Na tych wyjazdach do Wrocławia nie miała czasu na zjedzenie niczego dobrego. Trochę się o nią martwiłam.

Na obiad zrobiłam taką meksykańską mieszankę. Kuba uwielbiał takie jedzenie. Połączenie słodkiego i ostrego smaku naprawdę mu odpowiadało. Na kolację zrobiłam spaghetti. To najpyszniejsza alternatywa dla wygłodniałej siostry, która musi nadrobić zapas kalorii. Pyszne i sycące, idealne. Schowałam jedzenie do plastikowych pojemników i włożyłam do lodówki. Potem wystarczyło tylko odgrzać.

To krzątanie się po domu, a potem opieka nad synkiem wypełniły całe przed i popołudnie. Nawet nie wiem kiedy wybiła czwarta. Siedziałam na fotelu i karmiłam Antka, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Mały okropnie nie lubił tego dźwięku, więc za każdym razem kiedy ktoś nas odwiedzał zaczynał płakać. Wcześniej wyciszyłam ten okropny pisk, ale przez to nigdy nie wiedziałam, że ktoś stoi za drzwiami, dlatego pomysł odpadł.

Zerwałam się z fotela i razem z dzieckiem podbiegłam do drzwi. Wcześniej chwyciłam kocyk, żeby delikatnie go owinąć. W sieni jest o wiele zimniej, a nie chciałam, żeby się przeziębił.

- Kto tam? – rzuciłam, stojąc przed drewnianymi drzwiami.

Nie usłyszałam odpowiedzi, więc zadałam pytanie jeszcze raz.

- Kto tam?

- Szybko, otwórz ! Zimno mi ! – głos Anki wgryzł się w tę idealną ciszę z ogromnym przekąsem.

Szybko przekręciłam zamek, wpuszczając do środka siostrę i masę zimnego powietrza. Automatyczne obróciłam się bokiem. Naprawdę bałam się o Antka.

- Zamknij drzwi i wejdź do salonu.

- Okej, okej.

Zostawiłam ją w korytarzu. Zanim ściągnie te warstwy i opięte buty, trochę czasu zleciało.

Weszłam do kuchni i postawiłam wodę na gaz.

- Herbata czy kawa?

- Kawa, kawa ! Potrzebuje kopniaka, bo jestem okropnie niewyspana.

Uśmiechnęłam się do siostry, jednocześnie kładąc Antosia na mały przewijak, znajdujący się kącie pomiędzy przejściem do salonu.

- Popatrzysz na niego? Ja przygotuję jedzenie – mruknęłam zadowolona.

Posłała mi szczery uśmiech i w ciągu sekundy znalazła się przy siostrzeńcu. Tuliła go, wygłupiała się. Okropnie go kochała, cieszyło mnie to.

- Co robisz w Poznaniu tak wcześnie ? Myślałam, że będziesz później – dwa talerze zapełniłam ciepłym jeszcze obiadem.

Lulając dziecko ciężko było się jej wypowiedzieć, ale w końcu i z tym sobie poradziła.

- Miałam wcześniej pociąg. Więc jestem.

- To super. Połóż małego do łóżeczka, daj mu smoczek i przyjdź zjeść coś ciepłego, dobra?

Pokiwała głową, znikając w przejściu.

Usiadłam przy stole i zwyczajne zaczęłam jeść to, co miałam na talerzu. Wyszło całkiem nieźle, dało się przełknąć. Nie należałam do najlepszych kucharek, dlatego dobry posiłek był w moim domu na miarę złota.

Anka weszła do kuchni i przysiadła obok mnie. Widać, że była głodna. Od razu wtrąciła połowę talerza.

- Złożyłaś papiery do szkoły?

Kiwnęła głową na znak, że złożyła.

- A co miałaś mi powiedzieć? – przeszłam do tematu, który od rana nie dawał mi spokoju.

Ania spoważniała. Przestała jeść i odłożyła sztućce. Podparła głowę pod brodą i spojrzała w moją stronę.

- Ile lat minęło od twoich piętnastych urodzin?

Zaśmiałam się.

- No jedenaście. Ale co to ma do rzeczy?

Widocznie się rozczarowała.

- Ojciec wychodzi z więzienia.

Zatkało mnie. Faktycznie miał zostać wypuszczony. Podobno dobrze się sprawował. Z piętnastu wyrok zmniejszono do jedenastu.

Kurczę, było mi tak źle. Przez całe jedenaście lat ani razu nie odwiedziliśmy ojca. Ani razu nie poszłam z nim porozmawiać. Co z tego, że wysyłałyśmy mu listy, pocztówki, jedzenie itd. Ostatnio wysłałam nawet zdjęcie Antka. Musiałam mu powiedzieć, że został dziadkiem. Ale wiedziałam, że mu nie wybaczyłam, dlatego spotykanie się z kimś z litości nie miało żadnego sensu.

- I co z nim teraz będzie?

Upiła łyk herbaty.

- No, a jak myślisz?

- Pewnie jakiś ośrodek, tak?

- Jeśli nie załatwimy mu jakiegoś mieszkania, to na pewno będzie skazany na siebie.

Oburzyłam się. Czemu miałybyśmy załatwiać mu mieszkanie?

- A czemu my? Niech sam sobie radzi.

Zmierzyła mnie ostro.

- Daj spokój, to nasz ojciec. Wiem, jaki był, ale nic nie zmieni faktu, że powinnyśmy mu pomóc.

Pokiwałam głową.

- Masz rację Anka, masz rację.