Wydarzenia

Rozdział XV. Kolejna niespodzianka

- Naprawdę ?- rzuciłam z niedowierzaniem. Zerknęłam na zegarek. Nauczycielka już dawno powinna być w klasie. Mimo wszystko brak jej obecności niespecjalnie mi przeszkadzał, mogłam tu siedzieć do wieczora. Zauważył, że zerkam w stroję rękawa.

- Tak, naprawdę – odpowiedział szybko. Ponownie zerknął na zegarek i dodał – nauczycielka zaraz przyjdzie, rozmawia z mamą. Fajna z niej babka, taka miła i spokojna.

Rozbawienie wzięło górę nad zauroczeniem.

- Chyba żartujesz ! Wiesz jaka jest na lekcjach ? Nie da się z nią wytrzymać. No, ale dopiero się o tym przekonasz – uśmiechałam się od ucha do ucha. Nie mogłam zrozumieć dlaczego spotkało mnie tak wiele dobrego? Widocznie w moim życiu miały zajść jakieś pozytywne zmiany. Szkoda tylko, że po tak okropnie smutnych wydarzeniach.

Już chciałam otworzyć buzię, żeby kontynuować rozmowę na temat pani od biologii, ale właśnie zmierzała w naszym kierunku. Jak zwykle poruszała się niezgrabnie, rozbawiając uczniów, których mijała. Przypominała mnie. Idąc korytarzem obie czułyśmy się jak epicentrum klęski. Tyle, że ona kompletnie się tym nie przejmowała, a mnie dobijało to do końca. Dziś wyglądała nieco lepiej niż zazwyczaj. Brązowe i napuszone włosy spięła dziecięcą spinką. Żabot niezwykle starej i niemodnej już bluzki wygięła do góry, żeby podkreślić swój pedagogiczny temperament. Spódnica, zazwyczaj brązowa, dziś była jaskrawo żółta. Czerwone buty tworzyły tak ogromny kontrast, że wszyscy przymrużali oczy. Kolory okropnie się ze sobą gryzły.

- Matko kochana, co ona ma na sobie – mruknęłam w stronę Kuby, który widocznie rozbawiony śledził wzrokiem kulejące nogi nauczycielki. Zauważyłam jego zdziwienie i powiedziałam – miała wypadek, kuleje.

Kiwnął głową i dał spokój z gryzącymi uśmieszkami. Stał spokojnie, widocznie rozumiejąc całą sytuację.

Zamiast podejść do drzwi , skierowała się w naszą stronę. Obdarzyła Kubę szerokim uśmiechem, zupełnie do niej niepodobnym, i oparła się o moje ramię.

-  Witam cię, Kuba. Mam nadzieję, że spodoba ci się nasza szkoła. Powiedz mamie, że Kamil też może złożyć papiery – rzuciła, wczepiając się we mnie coraz mocniej.

Chwilka, jaki Kamil? Może Kuba miał brata o którym nie wiedziałam? Czyżby ukrywał przede mną tak istotny fakt? Nie zapominając o tym, że o przeprowadzce nie wspomniał ani słowem.

Kuba rzucił mi pełne radości i podekscytowania spojrzenie.

Mikulska puściła moje ramię i skierowała się w stronę drzwi. Przechodząc przez ich framugę Kuba pociągnął mnie za pasek od torby. Taranując kolejno idące osoby, znalazłam się tuż obok niego.

- Co ty wyprawiasz? – skrytykowałam rozśmianego do łez chłopaka.

- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że Kamil przyjedzie cię odwiedzić?

- Pamiętam, pamiętam. Co w związku z tym ? – zapytałam, wciąż nie rozumiejąc jego przesłania.

- Będzie chodził z nami do szkoły, co więcej. Będzie siedział ze mną w ławce – zamurowało mnie. Z jednej strony zalała mnie fala szoku, którego nie mogłam zwalczyć. Z drugiej zaś smutku, bo właśnie się dowiedziałam, że nie będę mogła dzielić z nim mojej ukochanej ławki. No cóż, szkoda – pomyślałam.

- Jak to ? On też ?

Pokiwał porozumiewawczo głową.

- Ale jak? – totalnie osłupiałam. Nie mogłam skojarzyć żadnego faktu. Nic nie układało się w spójną całość.

- To mój kuzyn, nasi rodzice, czyli moja mama i jego ojciec to rodzeństwo. Oboje się tu przeprowadzili. Ale to dłuższa historia, opowiem ci ją innym razem.

Popatrzyłam na niego z rozdziawioną buzią. Czego miałam się jeszcze dziś dowiedzieć? Może kolejna niespodzianka ?

- No , uśmiech numer 11 i wchodzimy do klasy – mruknął, popychając mnie w stronę wejścia.

Mikulska rzuciła mi karcące spojrzenie.

- Na co czekacie? Zapraszam na lekcję – powiedziała, zakładając nogę za nogę. Spódnica ukryta pod blatem biurka cieszyła się zapewne, że nikt jej nie ogląda. Tylko buty były wystawione na publiczne skarcenie.

Usiadłam w ławce, wciąż nie mogąc uwierzyć we wszystko, co się dziś wydarzyło. Spojrzałam na przyjaciółeczki, które wciąż ze spuszczonymi głowami nic do siebie nie mówiły, oraz na Kubę, który posyłał mi coraz szersze uśmiechy. No pięknie – pomyślałam, czując na sobie wzrok nauczycielki.

- Zosia, obudź się. To nie lekcja nosząca nazwę „ Jak dumać w obłokach” , ale biologia.

Nie słyszałam tego, co do mnie mówiła. Oparłam się o ławkę i wbiłam wzrok w zeszyt.