Rozdział II. Znasz to uczucie ?
- Wiesz co to miłość ? – rzuciłam w jego stronę, zastanawiając się nad sensem wypowiadanych słów.
Patrzył na mnie z ukosa, śledząc każde drgnienie mojej twarzy. Ślepo wbijał swoje niebieskie oczy, widocznie nie śpiesząc się z odpowiedzią.
- Nie wiesz ? Przecież cały czas tego doświadczasz.
Zaskoczył mnie odpowiedzią. Kiedy niby zaznawałam jakiegokolwiek uczucia? Rodzice olewali moją obecność, zasłaniając się pracą i ciągłym napływem coraz to nowych obowiązków. On dał sobie ze mną spokój, więc co miał na myśli? Miłość była czymś, czego nie zaznałam od bardzo dawna, mimo, że tak bardzo chciałam jej doznać.
- Nie wiem – odparłam smutno.
Posłał mi smutny uśmiech.
-Masz rodzinę, siostrę .. – nie skończył, bo wtrąciłam się mu w pół słowa.
- Nazywasz „to” rodziną ? – krzyknęłam, pokazując mu siniaki na rękach – to nie jest rodzina. Tego nie można nazwać nawet spółką.
Widocznie go przestraszyłam, chwycił moją ręke i bacznie ją obejrzał. Blade usta wykrzywiły się w wyrazie bólu.
- Kto ci to zrobił ?
- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie ? – parsknęłam, wyrywając rękę z jego uścisku.
Przysiadł się bliżej. Widocznie chciał mi pokazać, że mogę na niego liczyć, że współczuje mi i , że będzie łączył się w moim cierpieniu. Jakie to było idiotyczne ! Myślał, że odbujduje moje zaufanie ? Że będę o traktowała tak, jak wcześniej ? Bolała mnie głupota i bezmyślność niektórych ludzi. Najbardziej doskwierała mi jednak nieświadomość tych, których kochałam. Bo jego kochałam dalej. Mimo tego, że kierowała mną nienawiść, serce mówiło co innego.
- Dlaczego taka jesteś ?
- Jaka ? – spytałam zaskoczona.
Obrócił głowę w drugą stronę. Bał się kontaktu wzrokowego.
- Zimna, zamknięta i pewna tego, że nie potrzebujesz pomocy.
Poczułam fale ciepła, która opływa całą moją twarz. Zdenerwowanie sięgało górnej granicy normy.
- A może mam być szczęśliwa, rozradowana i mam błagać o litość? Wyobraź sobie, że pomocy nie potrzebuję. Ale gdyby faktycznie tak było już dawno ludzie, którym na mnie zależy pomogli by mi. Widocznie ludzie totalnie mnie olewają.
Chciało mi się płakać. Nie chodziło mi teraz o mamę , tatę i resztę domniemanych przyjaciół, którzy i tak zawsze mieli mnie gdzieś, ale o niego. To ból po jego stracie do teraz sciskał mi serce. Nie musiał mnie zostawiać samej z tymi wszystkimi problemami. Mógł być i mógł nieść mi pomocną dłoń. Czemu tego nie zrobił ? Albo ogarnęła go nastoletnia chwila zwątpienia, albo po prostu miał mnie dość.
- Dobrze wiesz, że nie mogłem z tobą zostać, Zośka – rzucił oschle – dobrze wiesz, że nie mogę z tobą nawet rozmawiać.
I dopiero teraz ból sięgnął zenitu. Kiedy trzy miesiące temu zapytałam go, dlaczego ma odejść, powiedział, że to warstwy społeczne uniemożliwiają realizację naszej miłości. Zaakceptowałam jego usprawiedliwienie , tłumacząc sobie, że faktycznie ma racje. Ale po jakimś czasie zrozumiałam, że tak przecież nie jest. Wyszło na to, że wstydzi się tego , że ma biedną dziewczynę, pochodzącą z patologicznej rodziny. Czy było w tym coś złego ? Czy nie rozumiał tego, że jego odejście bolało bardziej niż niejeden siniak , rozcięcie i złamane żebro?
- To czemu to robisz ? Czemu nie dałeś mi spokoju ? Możesz odejść, pozwalam ci. I tak nie mam już niczego, co mogłoby uratować moją sytuację.
Znów patrzył w moją stronę. Starałam się nie zwracać uwagi i ignorować go. W głębi serca chciałam się do niego przytulić, patrzeć w te jego śliczne oczy…Ale upartość i duma nie pozwalały mi na to. Poza tym nie mogę dotykać kogoś, kto jest z wyższych sfer. Mógłby się jeszcze zarazić jakąś chorobą, która panuję tylko wśród żebraków.
- Bo mi zależy.
- Zależy ? – roześmiałam się – gdyby ci zależało nie zostawiłbyś mnie i nie pozwoliłbyś mi cierpieć ! Jak można zostawić kogoś kogo się niby kocha, tylko dlatego, że nie ma pieniędzy na drogie ubrania ? Jesteś draniem i ostatnim samolubem – krzyknęłam, pozwalając , aby kilka łez spłynęło po policzku – najlepiej będzie jeśli się odczepisz i zostawisz mnie i moje problemy same. Nie krępuj się, możesz opowiadać wszystkim, że ojciec bije mnie i matkę. Nie zależy mi. Cześć – wstałam z trawy i pobiegłam w stronę drogi. Miałam dość tej dziecinady. Z drugiej stronie na samą myśl o tym, co dzieje się w domu przechodziły mnie ciarki. Bałam się, że ojciec znów będzie bił. I nie chodziło tu o mnie. Mnie mógł bić ile chciał, Anki i matki miał nie tykać. Jak można bić sześcioletnie dziecko ? A mama ? Gdyby chciała już dawno mogłaby się mu postawić. Wiedziałam, czemu tego nie robi. Bała się. Nie tylko ona się bała. Ania i ja cały czas drżałyśmy , kiedy drzwi do naszego pokoju lekko się uchylały. Strach był naszym wieloletnim przyjacielem, którego na pewno nigdy się nie pozbędziemy.