Wydarzenia

Po tych śmiechach i ciągłej rozmowie mama bardzo osłabła. Bałam się, że może się jej coś stać, więc pospieszyłam Anię i sąsiadkę. Aneczka, która wcześniej bała się podejść do matki, teraz nie mogła się od niej odkleić.

- Mówiłam, że to poczujesz – przechodziliśmy przez ogromną zaspę śniegu, a ja zamiast patrzeć pod nogi, cały czas coś gadałam – udało ci się, jestem z ciebie dumna, wiesz? Mama bardzo się ucieszyła.

Ania pokiwała głową, wprowadzając w ruch duże pompony wiszące z tyłu niebieskiej czapki, którą ostatnio jej kupiłam. Jak ona ją uwielbiała ! Nie dość, że była ciepła i wygodna, to jej blada cera idealnie się z nią komponowała. Wyglądała ślicznie. Poza czapką kupiłam jej jeszcze ciepłe spodnie, rękawiczki i skarpetki. Dla siebie niczego nie wybrałam, Zegrzyńska dała mi trochę ubrań, które zalegały w jej szafie. Kiedyś była bardzo chudą i smukłą dziewczyną. Poza tym wiele z ciuchów, które posiadała, dostała od jakiejś swojej siostry, na przechowanie. Tylko, że ta siostra o nich zapomniała, więc ubrania powędrowały w moje ręce.

- Mama naprawdę ucieszyła się z waszego widoku, dziewczynki. Zachowałyście się bardzo dobrze – sfinalizowała Zegrzyńska, chwytając mnie pod rękę. Było dość ślisko, nie chciała się przewrócić. Szkoda tylko, że w razie gdyby to właśnie ona się przewróciła to ja i Ania ucierpiałybyśmy najbardziej. Bo albo spadła by na nas, a najchudsza to ona nie była, albo pociągnęła by nasze kruche ciałka na zimny, twardy i śliski lód.

- Była bardzo szczęśliwa – dodałam – dziękuję, że się z nami pani wybrała.

Kobieta posłała mi szczery i wyrazisty uśmiech.

- Przyjemność po mojej stronie. Bardzo chciałam ją odwiedzić. A teraz dziewczynki przyspieszcie kroku, musimy zdążyć na wigilię, a przecież barszcz i uszka jeszcze nie są gotowe.

Faktycznie zaczęłyśmy iść nieco szybciej. Co do wigilii – ja swoją miałam już za sobą. Bo właśnie to spotkanie z mamą i jedzenie w tej białej i pustawej sali było dla mnie dziś najważniejsze. Ale dobrego jedzenia nigdy za wiele, moich ukochanych uszek mogłam jeszcze sporo zjeść.

Kiedy biegłyśmy po schodach, we wszystkich mieszkaniach panowała ogromna cisza. Nic się nie działo. Wszyscy pewnie krzątali się po domu i przygotowywali świąteczne ciasta, potrawy i tak dalej. W tym roku prawie w ogóle nie czułam tych świąt. Dopiero dziś zauważyłam, że wszędzie stoją choinki, że budynki i witryny sklepów są ozdobione kolorowymi lampkami, że wszędzie wiszą plakaty głoszące świąteczne hasła i slogany. Nie przeżyłam tego oczekiwania, które co rok dawało mi tyle radości.

W mieszkaniu było strasznie ciepło. Szybko się rozebrałyśmy i wparowałyśmy do kuchni. Zegrzyńska przygotowała moje ukochane uszka, zaczęła podgrzewać barszcz, który robiła rano. Ja i Ania nakryłyśmy do stołu. Orzechy, pistacje, miód – już dawno nie widziałam takiego jedzenia. Ania widząc suszone morele pytała się, czy to nie przypadkiem żółtka jajek, tylko takie jakieś wysuszone. W dziedzinie gastronomii nasza wiedza była naprawdę uboga. Kiedy zastawa była na miejscu, a mała choinka świeciła kolorowymi światełkami, poszłyśmy się przebrać. Ubrałam moją jedyną i ukochaną sukienkę. Ania ubrała getry i jakąś bluzeczkę. Uczesałyśmy się i wróciłyśmy do kuchni, żeby pomóc sąsiadce.

- No, no, no ! Jakie ślicznotki – zawołała, wymachując chochlą nad misą z barszczem – wyglądacie pięknie. Uważajcie, żeby nie zniszczyć tych ubrań, dobrze? Plamy z barszczu i kompotu na pewno nie będą chciały zejść. A teraz weźcie te półmiski i zanieście je na stole. Ja się przebiorę i szybko do was wrócę.

Zegrzyńska gdzieś zniknęła, a ja i Ania usiadłyśmy przy stole. Siedziałyśmy w ciszy bacznie przyglądając się całemu jedzeniu. Od razu zrobiłam się głodna. Oczy Ani tak bardzo się śmiały, była taka zadowolona. Ta jedyna rzecz naprawdę mnie pocieszała.

Nie minęło kilka minut, a zza framugi drzwi wyłoniła się elegancka i zgrabnie uszyta garsonka. Kto ją włożył ? Nie ! To nie mogła być Zegrzyńska. Przecież ona nigdy nie miała loków, czerwonych ust, ani tak pięknych ubrań.

- Jaka pani jest śliczna ! – wykrzyknęła Ania, podpierając brodę o ręce.

- Och, naprawdę? No wiecie… Musiałam się podrasować, bo okropnie się przy was czułam. Piękne i młode, a ja taka stara i brzydka.

Zmierzyłam ją ostro.

- Niech nie opowiada pani głupot. Jest pani piękna. A teraz zapraszam do stołu.

Wigilia była pyszna. Zjadłyśmy wszystko. Oczywiście podzieliliśmy się opłatkiem, odmówiliśmy modlitwę. Wszystko było tak, jak to wygląda na tych amerykańskich filmach, gdzie do stołu siada pełna i szczęśliwa rodzina. Ogromnym zaskoczeniem były prezenty, jakie dała nam staruszka. Dostałam śliczny sweterek, a Ania spódniczkę. Nigdy nie dostawałyśmy niczego, dlatego biedna kobieta ledwo uszła z życiem, kiedy rzucałyśmy się jej po szyi i całowałyśmy jej obwisłe lica. Ale chyba była zadowolona. Przynajmniej my tak.

Kiedy już wszystko posprzątałyśmy, a ja leniwie opierałam się o zagłówek fotela, na myśl przyszedł mi tata. Dobra, zachował się okropnie. Ba, takich rzeczy się nie wybacza, ale dziś była wigilia. Może to głupio zabrzmi, ale się za nim stęskniłam. Bo mimo tego jaki był, kochałam go. Ania zapewne też, i mama. No, ale nic nie mogłam zrobić. Na własne życzenie zamknął się za kratami. Niczego nie mogłam z tym zrobić.