Rozdział III. Witaj przyjacielu !
Po klatce schodowej wchodziłam bardzo cicho. Na wypadek gdyby ojciec faktycznie był w domu. Nie chciałam znów dostać, jutro miałam lekcje wychowania fizycznego. Nauczycielka od razu zadawałaby mnóstwo pytań, które są dla mnie dowodem mojej słabości. Uchyliłam drzwi i weszła do przedsionka. Na wieszaku zawiesiłam moją dziewięcioletnią kurtkę i sweter, który dostałam jeszcze w czwartej klasie. Z racji tego, że od tamtej pory prawie w ogóle nie zwiększyłam swoich rozmiarów , łatwo ubierałam rzeczy, które nosiłam lata temu. Zerknęłam do kuchni, gdzie zazwyczaj siedzi mama. Tym razem jej nie było. Zamiast postury umęczonej kobiety zobaczyłam Anię, opierającą głowę o blat. Przestraszyłam się , bo zazwyczaj siedziała w pokoju i nigdzie nie wychodziła. Podbiegłam do stołu i ze strachem w sercu zaczęłam wypytywanie.
- Co się stało ? Czemu jesteś sama ? Gdzie rodzice ?
Ania kompletnie nie reagowała na moje słowa. Dalej opierała głowę o blat, pusto patrząc przed siebie. Zdenerwowanie zawładnęło moim ciałem. Czułam, że policzki robią się coraz bardziej gorące.
- Anka ! – krzyknęłam – opowiadaj co się stało ! Gdzie ojciec ? Czemu go nie ma ? – mój cichy głos przerodził się w krzyk.
Ania jakby się ocknęła i zwróciła na mnie swoje spłoszone oczy. Rozchyliła wargi, ale nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa.
- Ania, kochanie, no mów ! – ponaglałam. Usiadłam naprzeciwko siostry i czekałam na odpowiedź.
Po chwili ciszy usłyszałam cichy pisk.
- Zabrał ją. Trzymał za rękę i zabrał. Krzyczałam, ale jej nie puścił.
Nie zrozumiałam jej słów. O czym mówiła ? Kto kogo trzymał, co się stało ? Przez głowę przelatywało mnóstwo pytań, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi.
- Anka , do cholery. Gdzie jest mama ? – podeszłam do niej i zaczęłam lekko potrząsać. Wyglądała, jakby się obudziła. Miała zaspane oblicze i przymrużone oczy – muszę wiedzieć, rozumiesz? Opowiadaj co się stało, to bardzo ważne.
Ania zaczęła płakać. Łzy spływały po policzkach , nosie i chudawej szyi. Drobny szloch po kilku sekundach przerodził się w prawdziwy i rozpaczliwy jęk.
- Tata wrócił dziś wcześniej , Zosiu – zaczęła.
- I co się potem stało ? – chciałam się dowiedzieć absolutnie wszystkiego. Jedną ręką głaskałam ją po ramieniu, a drugą ocierałam potok łez, które spływały po jej twarzy. Było mi jej szkoda. W ciągu sześciu lat swojego kruchego życia przecierpiała więcej niż niejeden człowiek chory na raka. Serce łamało mi się na pół, kiedy pomyślałam ile bólu i łez kryje się w tym malutkim ciele.
I potem… – mówiła drżącym głosem – bił mamę. Płakała i krzyczała, ale ją bił. Prosiłam go , żeby tego nie robił. Mówiłam, żeby uderzył mnie a nie ją, ale i tak ją szturchał – przytuliłam ją do siebie. Głośne szlochanie nie pozwoliło na dalszą relację. Żołądek ścisnął się do najmniejszych rozmiarów. A co jeśli ojciec faktycznie zrobił coś mamie ? Z drugiej strony podziwiałam odwagę i upór Anki, która mimo swojego wieku była gotowa zrobić wszystko, by ratować drugiego.
- A mama się broniła ? – zapytałam, przecierając następną porcję łez.
Popatrzyła na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Potem przeniosła wzrok na wysoki parapet, na którym zazwyczaj znajdowały się kwiatki. Odwróciłam się i prześledziłam całą powierzchnię blado niebieskiego plastiku. Na środku leżała koperta. Podeszłam do okna i chwyciłam ją do ręki. Nie tracąc czasu otworzyłam ją i zapoznawałam się z treścią. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Trzymałam w ręce wypowiedzenie o pracę. Wypowiedzenie mamy. Teraz wszystko stało się jasne. Mama straciła pracę, a ojciec na wieść o tym, że jego niska pensja nie starczy na dużą ilość alkoholu rzucił się na nią i ja bił. Popatrzyłam na wciąż płaczącą Anię.
- Gdzie ją zabrał ? – rzuciłam nerwowo, wyrzucając kopertę do zlewu.
Ania spojrzała bezwładnie.
- Powiedział, że ją zabije. Chwycił za rękę i powiedział, że już nigdy tu nie wróci. Mówił, że skoro lubi rośliny, będzie miała z nimi do czynienia przez resztę życia.
To było jak cios. Bóg odbierał mi wszystko po kolei. A co jeśli on ją zabije ? Przecież jest do tego zdolny. Do dziś pamiętam, jak w Grudniu kilka lat temu pobił mnie za to, że lampki na choince były nierówno ustawione. Albo ten moment, kiedy Ania przyniosła do domu czwórkę, zamiast piątki z polskiego. Tak okropnie obił jej twarz, że przez miesiąc nie mogła wyleczyć siniaków. A mama ? O niej szkoda mówić. Cały czas dostaje. Za brak przypraw w zupie, spóźnienie choćby o kilka minut. Zawsze jest awantura.
- Ania, idź do sąsiadki na dół. Idę jej szukać.
Wychodziłam z kuchni, kiedy Ania chwyciła mnie za rękaw.
- Uratuj ją, dobrze ? – przytuliła mnie. Pogłaskałam ją po czuprynie.
- Ten drań jej nie tknie, obiecuje ci, maleńka.