Wydarzenia

34.

I Janek już nigdy więcej do mnie nie zagadał. Już nigdy nie zadzwonił, nie pisał, nawet nie patrzył w moją stronę. Chyba faktycznie zrozumiał, że to koniec. Moje życie dalej biegło do przodu, ciągle stawiając przede mną nowe wyzwania i przeróżne nowości. Faktycznie po jakimś czasie Kamil się z nami skontaktował. Dobrze było go zobaczyć. Częstsze spotkania sprawiły, że ja i Kuba mocno się z nim zaprzyjaźniliśmy. I tak w trójkę przechodziliśmy przez kolejne etapy rozwojowe. Liceum, studia, aż w końcu dom i rodzina. Ja zostałam nauczycielką fizyki w jednej ze szkół, Kuba skończył studia inżynierskie i pracował w jednej z dużych firm, a Kamil był fotografikiem. Całkiem nieźle spełnialiśmy się w swoich zawodach. Na początku było ciężko, ale z czasem wszystko zaczęło się normować.

A teraz? Teraz mam dwadzieścia sześć lat i siedzę na kanapie mojego ślicznego mieszkania, tuląc i lulając małego Antosia.

- Kochasz mamusię? Kochasz maleńki ? – mówiłam do dwumiesięcznego maluszka.

Podniosłam oczy na Kubę, który siłował się z krawatem. Wyglądał tak okropnie zabawnie. Nie mógł sobie z nim poradzić. Wstałam z kanapy i położyłam Antka do łóżeczka. Podeszłam do swojego męża i delikatnie wyplątałam jego ręce spod zawiniętego materiału.

- Zostaw, sama to zrobię – uśmiechnęłam się do niego. On też posłał mi uśmiech. Jeden z tych, które tak bardzo uwielbiałam. Jednym ruchem zawiązałam krawat, delikatnie zawijając kołnierzyk.

Pocałował mnie w policzek i mocno przytulił.

- Co ja bym bez ciebie zrobił?

Zaśmiałam się i pogłaskałam go po policzku.

- Widocznie nic. Wziąłeś kanapki ?

Podszedł do stołu i chwycił swoją czarną torbę, którą kupiłam mu na urodziny. Na początku jej nie lubił, ale z czasem przypadła mu do gustu.

- Wziąłem, wziąłem. Muszę lecieć, bo się spóźnię – podszedł do łóżeczka i pocałował małego w czoło. Potem podszedł do mnie i odcisnął na moich wargach soczystego całusa – wrócę o szóstej. Kocham was.

- My ciebie też – powiedziałam, poprawiając ponownie wygięty kołnierz.

Odprowadziłam go do drzwi i przekręciłam zamek na dwa razy. Odkąd zostałam matką wszystkiego się bałam. Wszystko musiało być bezpieczne, jałowe i najlepiej miękkie i nieużywane. Nie chciałam, żeby Antoś w jakikolwiek sposób ucierpiał. Był najpiękniejszą rzeczą jaka mi się w życiu przytrafiła. Te duże, zielone oczy , małe usta, różowiutkie policzki. Był śliczny i cały mój. Okropnie się cieszyłam, że mogłam go mieć. Na nowo pokochałam kogoś, kto w przyszłości będzie dla mnie wsparciem. Poczułam, że mam już wszystko. Mąż, dziecko, siostra, która całkiem dobrze sobie radzi, no i oczywiście Kamil. Zegrzyńska umarła dwa lata temu. Miała już siedemdziesiąt osiem lat, to dość godziwy wiek, ale i tak ciężko było mi się z nią rozstać. Przywiązałam się do niej jak do ukochanej osoby.

Podeszłam do łóżeczka i z powrotem wzięłam małego na ręce. Za ten uśmiech można było zabić. Roześmiana twarzyczka dawała mi tyle szczęścia, co skarbiec ze złotem biedakowi. Potrzebowałam go jak powietrza, bez Antosia moje życie na pewno nie byłoby takie samo.