Rozdział IV - W którą stronę?
Chwyciłam kurtkę do ręki i szybko wybiegłam z mieszkania. Klatkę schodową przemierzyłam w rekordowym czasie. Dopiero będąc na samym dole przypomniałam sobie o tym, że nie zaprowadziłam Anki do pani Zegrzyńskiej. Nie miałam czasu na to, żeby ponownie wbiegać na górę. Każda sekunda mogła zmienić bieg, mojego i tak tragicznego, życia. Stwierdziłam, że rozsądek i odwaga jakie kierowały Anią czyniły z nią osobę dojrzałą. Pomyślałam, że da sobie radę i wybiegłam przed blok. Nerwowo przechodziłam przez kolejne wejścia do klatek, nigdzie nie zauważając pijanego i wściekłego ojca. Chodziłam wszędzie. Każde drzewo, śmietnik, ściana nowego budynku nie stanowiły dla mnie żadnej tajemnicy. W jednym momencie odkryłam zakamarki całego osiedla. Widząc, że i tak nigdzie nie mogę znaleźć umęczonej matki, przebiegłam przez jezdnię i skierowałam się w stronę sklepu, gdzie zawsze rano robiłam zakupy. Pracował tam brat Janka, Paweł. Miałam nadzieję, że w przeciwieństwie do swojego brata nie zostawi mnie na lodzie.
Głośne bicie mojego serca zagłuszało wszystkie, nawet te najgorsze myśli. Wpadłam na szklane drzwi i wparowałam do środka. Paweł stał przy chłodni, chowając jakieś artykuły. Od razu gdy mnie zobaczył wiedział, że coś jest nie tak. Oparłam się o zimną ścianę sklepu i mimowolnie zsunęłam się w dół, siadając na zimnej podłodze.
- Zośka ! Co się dzieje ? – krzyknął, podbiegając w moją stronę.
Czułam się prawie nieprzytomna. Strach, który wcześniej czułam znikł. Nie czułam niczego, poza ciepłem , które zalewało mnie od wewnątrz. Pomyślałam, że chyba całkowicie straciłam tę ostatnią cząstkę człowieczości. A co jeśli będę taka jak ojciec? Zimna, okropna i zawistna ?A co jeśli będę taka w stosunku do Anki ? Ona sobie sama nie poradzi. Wystarczająco się nacierpiała. Nie dość, że ojciec rujnował jej dzieciństwo, miała stracić matkę i oczekiwać jeszcze gorszego traktowania ode mnie ? Nie. Nie mogłam na to pozwolić. Trzeba jej pomóc ! Trzeba pomóc mamie. Wziąć się w garść i zacisnąć serce, które biło jak oszalałe. Odpłynęłam gdzieś daleko. Spanikowany Paweł nie wiedział co robić.
- Zosia. Oddychaj – starał się mnie uspokoić. Chciało mi się śmiać. Ta jego bezradność i brak wiary w to, że cokolwiek wskóra totalnie mnie rozbawiła. Zachowywał się jak pięciolatek, który stracił matkę z widoczności sześciu metrów.
- Paweł, pomóż mi – wykrztusiłam, wciąż łapiąc oddech. Zadyszka odbierała mi możliwość wypowiadania najkrótszych i najprostszych słów.
Popatrzył na mnie z ukosa i posłał łobuzerski uśmiech.
- Co do Janka niczego przecież zrobić nie mogę ! Jest uparty jak osioł, sama wiesz. Ale i tak mu zależy. Powiedział mi o tym.
Wszystko co do tej pory wirowało w mojej głowie zeszło na drugi plan. Zapomniałam o matce, którą ojciec mógł katować. Nie obchodziło mnie to, że Ania płacze i umiera z samotności. Właśnie się dowiedziałam, że mój rycerz w zardzewiałej zbroi dalej mnie kocha. Ale dlaczego mi tego nie powiedział ? Dlaczego nie chciał spróbować ? Wolał zachować się jak kretyn i pozbyć się zbroi . Przecież tak było łatwiej.
- Nie chodzi o Janka – mruknęłam – ale dzięki za info. Tata wyrwał gdzieś matkę. Nie mogę ich znaleźć. Boję się, że jej coś zrobi.
Rzucił mi blade spojrzenie.
- Mijałem go dzisiaj, był totalnie kopnięty –odburknął – podziwiam was za to, że to znosicie. Z drugiej strony jest mi was naprawdę żal… – nie dokończył zdania. Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu.
- Daruj sobie te gadki. Naprawdę nie obchodzi mnie twoja opinia na temat mój i mojej zakichanej rodziny. Najważniejsze jest to , że on może jej coś zrobić. – przerwałam, żeby przetrzeć mokre policzki – jeśli nie jesteś w stanie mi pomóc, nie marnuj mojego czasu. Jest wiele ludzi, którzy zamiast głupiego gadania zaczną realizować plan pomocy.
Patrzył na mnie przestraszonymi oczami. Zamiast cokolwiek zrobić po prostu się na mnie patrzył. Nie dochodziło do niego to, że życie niewinnej kobiety może być tragicznie skończone przez pijackiego drania ? Widocznie tylko ja martwiłam się o sferę mojej przynależności, z którą nie zawsze się identyfikowałam.
- Boje się Paweł, pomóż mi – rzuciłam, podciągając kolana pod brodę. Szczery żal zacisnął moje gardło.
Przytulił mnie mocno i poklepał po ramieniu.
- Nic się nie bój , młoda. Znajdę ją i jej pomogę.
Posłałam mu nieszczery uśmiech.
- Nie zepsuj tego, dobrze ? Nie chcę stracić kolejnej części układanki.
- Za niedługo twoje puzzle będą miały więcej niż cztery elementy.
Posłał mi ciepły uśmiech i zniknął za szklanymi i nieco brudnymi drzwiami sklepu.