Wydarzenia

Mam przed sobą młodą, pełną życia uśmiechniętą kobietę. Paulina Oździńska, projektantka, stylistka, właścicielka butiku byPolka i przede wszystkim mama i żona. Jeszcze dwa lata temu rozmawiałyśmy o jej planach na przyszłość. Nagle pojawia się diagnoza, która zmienia wszystko: rak piersi...
Dzisiaj Paulina jest już po terapii, ma dobre wyniki i jest szczęśliwa, że udało się jej pokonać tę najtrudniejszą drogę o której zdecydowała się nam opowiedzieć.

AT: Zapytam wprost... Jak wygląda Twoje życie teraz po tym trudnym doświadczeniu choroby?

Paulina Oździńska: Jestem szczęśliwa, bo żyję. Na to szczęście teraz składa się każda chwila z mężem, z dzieckiem, spotkania z przyjaciółmi. Tu i teraz. Nie ma nic cenniejszego niż życie. Przestałam biegać za dobrami materialnymi i w pewnym sensie jestem także spokojniejsza niż kiedyś...

AT: Jakbyś miała skonfrontować życie „przed” i po doświadczeniu choroby?

Paulina Oździńska: Przed chorobą praca była u mnie na pierwszym miejscu. Pracowałam każdego dnia, niemal w każdy weekend. Zakrawało to już na pracoholizm. Teraz już wiem, że choć praca jest ważna, bo daje satysfakcję i pieniądze, nie jest najważniejsza. Na pierwszym miejscu jest dziecko, mąż, wspólny spacer, wspólnie spędzony czas.

AT: Twoi przyjaciele zmienili podejście do pewnych spraw?

Paulina Oździńska: Przeraża mnie to i jest to smutne, że tak mało osób wzięło sobie tak naprawdę do serca doświadczenie mojej choroby. Rak to trauma dla człowieka, ale i dla jego rodziny. To nie jest tak, jak pokazują czasami w mediach, że podepną mnie do chemii i wszystko będzie okay. To jest bardzo duże cierpienie fizyczne i psychiczne, ogromny stres. To moment, w którym trzeba się zatrzymać i zmienić podejście do życia...

AT: Jak wyglądała taka terapia w Polsce?

Paulina Oździńska: Osobiście poszłam w naturalne sposoby leczenia, suplementacji i staram się swoją wiedzę przekazywać dalej, kto będzie chciał to skorzysta z niej.
Staram się mówić wkoło, co jest ważne. Naturalnie z różnym skutkiem. Przeraża mnie brak świadomości ludzi na temat raka, w czasach kiedy mówi się o tym niemal wszędzie.
Na wiele rzeczy mamy wpływ, najczęściej ludzie myślą, że jeśli temat ich nie dotyczy, to nie muszą o tym myśleć. Do czasu. Istnieją terapie, które w naszym kraju są niestety nadal niedostępne.
Dwa tygodnie temu byłam na pogrzebie koleżanki z oddziału, Bożenki - świetna kobieta, żona, młoda mama, która podczas swojej choroby potrafiła mnie wspierać, wtedy kiedy ja byłam już zdrowa, a ona nadal się leczyła. Zostawiła wspaniałego męża, cudowną córeczkę, ponieważ nie było możliwości refundacji leku, który mógłby jej dać życie. To jest przerażające, że znajdują się pieniądze na program 500 plus, a nie ma pomocy dla ludzi chorych na raka, choroby terminalne.
Chemia to jedna setna całego procesu leczenia i zarazem jego najgorsza forma. Takie samopoczucie jakie mam teraz zawdzięczam ciężkiej pracy, ludziom, organizacji biegu i innych źródeł, dzięki temu, że mogłam stosować takie suplementy, które sprawiły, że jestem dziś w dobrym stanie i zniosłam to wszystko i mam dobre wyniki. Mimo wszystko, wolałabym tego nie przechodzić, była to lekcja pokory dla mnie, dzięki której dużo się u mnie pozmieniało, ale była to też tak straszna lekcja.
Lęk, który został po chorobie jest duży. Gdyby nie było tej choroby żyłabym na pewno spokojniej... Staram się walczyć ze stresem, ale ten lęk, gdzieś tam z tyłu głowy pozostaje.
Gdyby nie ta choroba nigdy bym się nie zatrzymała. Ten okres choroby i po terapii, okres oczekiwania na badania, lęku to nie jest warte tego, by to przechodzić.

AT: Najtrudniejszy moment, jaki przeżyłaś podczas całej choroby...

Paulina Oździńska: Sam początek, diagnoza choroby, to był prawdziwy strzał i świadomość, że na pewno mi się nie uda i że umrę tak, jak moja mama. To było najgorsze. Potrzebowałam dwóch tygodni by zebrać się w sobie, zacząć walczyć i postarać się myśleć pozytywnie. Silna psychika jest jednym z kluczowych elementów zdrowienia i wsparcie bliskich, wtedy także jest łatwiej.

AT: Czy były momenty w trakcie terapii, które dały Ci siłę, moc w walce z chorobą?

Paulina Oździńska: Na pewno bardzo dużo sił dał mi koncert i bieg zorganizowane przez moich przyjaciół oraz wyjazd na operację do Gdańska, przeprowadzoną nowoczesną metodą, która umożliwiła mi szybszy powrót do zdrowia. Wtedy poczułam, że choć jestem tutaj sama, bo nie mam w Żywcu rodziny poza córką i mężem, to jednak mam na kogo liczyć. W takich momentach można spać spokojnie, w razie potrzeby, ci ludzie są i mogą pomóc. Będę wdzięczna do końca życia wszystkim, którzy zorganizowali bieg i koncert... To było coś niesamowitego.

AT: Czasami pojawiały się głosy krytyczne...

Paulina Oździńska: Tak, doszły mnie słuchy, że po co ten koncert i bieg, skoro jest chemia, która jest darmowa. Takie głosy oczywiście zawsze w jakiś sposób uderzają, nie życzę nikomu, by znalazł się w takiej sytuacji choroby. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że chemia do jedna setna leczenia i jak naprawdę wygląda cały okres terapii, od momentu zdiagnozowania, do pierwszych i kolejnych badań.

AT: Zaczęłaś się teraz głębiej zastanawiać nad sensem życia?

Paulina Oździńska: Myślę, że tak. Zadawałam sobie pytania: po co ta walka, gonitwa, kiedy za rok może się okazać, że to nie ma sensu. To są sytuacje, które kiedy dowiaduję się np., że koleżanka z oddziału odeszła. Cieszę się każdą chwilą, tym, że słoneczko świeci mi w twarz, że mogę przytulić się z moim dzieckiem. Ze wspólnego spaceru.
Różne mam myśli, gdzieś tam zawsze jest taka obawa...
Człowiek ma siłę. Pamiętam, gdy moja mama umierała... i mówiłam jej wtedy: mamo ja bym się nie dała, jestem silna, a kiedy przyszedł ten sam moment w moim życiu, było mi bardzo trudno i wtedy zrozumiałam, że gdy sama tego doświadczasz jest o wiele trudniej, a słowa zawsze przychodzą łatwiej.

AT: Twoje przesłanie do Żywczanek?

Paulina Oździńska: Zmieńcie podejście do życia, żywienia, przestańcie narzekać i doceniajcie to, co macie, cieszcie się z tego, co jest... Bądźcie tak po prostu - szczęśliwe.

AT: Widziałam Cię niedawno po chorobie, jak biegałaś, skąd bierzesz na to energię?

Paulina Oździńska: Bo tak jest. Nie robię czegoś, jeżeli nie mam siły. Dosyć mocno wspierałam się suplementami i zmieniłam sposób żywienia. Czuję tę energię, nawet, gdy lekarz mi mówi, że mam powoli wchodzić na 4 piętro to oczywiście uważam,ale tak jak mówisz, gdy mam siłę i wiem, że dam radę idę np. biegać. Nie robię czegoś, jeżeli nie mam siły. To jest też ważne żeby nie walczyć ze sobą, by tego organizmu nie przeforsować. Wszystko jest ważne: ruch, jedzenie, pozytywne myślenie.
Teraz też jest inaczej, bo kiedy człowiek po chemii leży w łóżku i wymotuje jak kot, analizuje się mnóstwo rzeczy i przypomina sobie, kiedy np. nie chciało mu się z czystego lenistwa czegoś zrobić. To teraz, kiedy już wiesz, że wstałaś, bo nie jesteś przypięta do kroplówki, nie umiesz sobie już wtedy powiedzieć: „Nie chce, bo mi się nie chce”. Może mi się nie chcieć, bo gorzej się czuję, ale szkoda mi życia na leżenie przed telewizorem, zajadając smutki. Życie jest zbyt wspaniałe, by je tak przebimbać. Trzeba korzystać z życia przez sport, spotkania z przyjaciółmi...

AT: Żeby się chciało chcieć...

Paulina Oździńska: Dobrze powiedziane. Choroba to jedno. Mimo wszystko warto żyć, każdego spotykają różne dramaty w życiu, ale warto. Bardzo mnie boli teraz, gdy widzę np. młodego człowieka palącego papierosy, chociaż sama kiedyś paliłam. Za każdym razem mam ochotę go zatrzymać i powiedzieć mu NIE PAL. Ja byłam chora i mogło mnie tutaj już nie być. Nie pal, nie pij, wiem że wszystko jest dla ludzi... młodość ma swoje prawa, ale pewnych rzeczy nie warto robić...

AT: Pokazujesz swoim życiem, że można, że się DA

Paulina Oździńska: Podczas terapii i już po jej zakończeniu dostałam bardzo dużo wiadomości, wiele osób pisało e-maile z różnych stron świata. Wiele z nich pisało, że dzięki mnie zmieniło coś w swoim życiu, że się zatrzymali, poszli na badania, zmienili sposób odżywiania itd... Najczęściej to byli dla mnie zupełnie obcy ludzie i te ich wiadomości, odzew był dla mnie bardzo inspirujący i często jest tak, że to właśnie obcy ludzie mogą coś zmienić w twoim życiu, a nie najbliższe otoczenie... to było niesamowicie budujące...

AT: Warto ryzykować w życiu?

Paulina Oździńska: Kto nie ryzykuje ten, nie ma. Zależy też w jakim sensie. Na pewno warto walczyć o swoje szczęście, o swoich bliskich, życie, zdecydowanie tak.

AT: Choroba to także czas kiedy zmienia się stosunek do innych, wybacza się komuś, kto nas w przeszłości zranił...

Paulina Oździńska: Każdy w nas żywił się żalem, nienawiścią, agresją... W mnie to zawsze było bardzo impulsywne. Długo żywiłam się nienawiścią do mojego ojca za całe zło, jakie nam wyrządził. Po drugiej chemii zadzwoniłam do niego i powiedziałam mu, że jestem chora i on wtedy się rozpłakał... było dla mnie oczyszczające, poczułam, że mu na mnie zależy i wybaczyłam mu. Dojrzałam do tego, żeby go zrozumieć i uświadomiłam sobie, że czasami niektórzy ludzie robią coś złego nie wiedząc, że faktycznie wyrządzają komuś krzywdę. Po tym wybaczeniu i pozbyciu się także żalu do innych osób poczułam się tak lekko na duszy i czuję to, do dzisiaj. Żywiąc się żalem i złością tylko my sami na tym tracimy, to niszczy tylko tak naprawdę nas samych.

AT: Wierzysz, że dobro wraca do ludzi?

Paulina Oździńska: Tak, zdecydowanie w to wierzę, że dobro wraca i trzeba wyzbyć się żalu i złości i być po prostu dobrym człowiekiem. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć ile dobra i wsparcia otrzymałam od innych, nierzadko obcych mi ludzi.
Usłyszałam np. piękne słowa od rodziny Bożenki, że jestem wspaniałym człowiekiem, bo dałam jej także wsparcie w trakcie leczenia, sprawiłam, że ktoś czuł się dobrze, tak po prostu, bez lajków na facebooku, bez jakiegoś poklasku. To daje niesamowicie dużo energii i sprawia, że życie nabiera głębszego sensu. Trzeba się cieszyć z dobra, które nas otacza.

AT: Jakie masz jeszcze marzenia?

Paulina Oździńska: Dom z ogrodem i już nic mi do szczęścia nie potrzeba (śmiech).

Rozmawiała Anna Trzop