Wydarzenia

Każdy stary dom kryje wiele tajemnic i niezwykłych opowieści. Nie inaczej jest w przypadku zabytkowego sklepu Królikowskich, znajdującego się przy ul. Kościuszki w Żywcu. W ubiegłym tygodniu rozpoczęliśmy długą opowieść o tym miejscu (do artykułu możecie wrócić TU). Dziś przedstawiamy Wam nigdy wcześniej niepublikowaną powieść Rozalii Królikowskiej pt. "Trzy pokolenia rodu żywieckiego"! Przybliżymy Wam wyjątkowe fragmenty tego autobiograficznego dzieła, z którego wyłania się niezwykły obraz Żywca z początku XX wieku.

Z racji tego, że w roku 2014 mija setna rocznica wybuchu I wojny światowej, w której ogromną role odegrali nasi przodkowie z Żywiecczyzny, zaczynamy od opowieści związanej z "Sokołem" i bohaterskim czynem Rozalii Królikowskiej.

Za pomoc w przygotowaniu tego materiału serdecznie dziękujemy Pani Danucie Dziewońskiej.

IMG_0002 Widok kamienicy na przełomie lat 70 i 80 XX w. Zbiory Danuty Dziewońskiej.


"Ukrycie karabinów z Sokoła"

Przy towarzystwach gimnastycznych "Sokół" i "Strzelec" istniały oddziały "Przysposobienia wojskowego", które organizowały szkolenie drużyn, aby w każdej chwili były gotowe do podjęcia walki. Dla Polaków wybiła godzina wzywająca do czynu o niepodległość Ojczyzny.

Pragnę podkreślić przygotowanie młodzieży do walki, jej gotowość do oddania życia za wolność narodu i Ojczyzny. Tworzyły się legiony.

Poszli na wojnę synowie Żywiecczyzny zorganizowani w "Sokole" i "Strzelcu" umundurowani i częściowo wyposażeni w karabiny.

Przedstawiciele władz i mieszkańcy miasta żegnali uroczyście młodych żołnierzy na rynku żywieckim.

W czasie I wojny światowej należałam do tych wybrańców losu, którym dane było spełnić odważny czyn. W budynku "Sokoła" znajdowały się karabiny i amunicja. Ówczesny zarząd zbierał się na narady, na których rozważano, gdzie ukryć broń. Radzono kilkakrotnie od wieczora do wczesnego ranka dnia następnego, nie mogąc zdecydować się na różne propozycje. Mąż mój po jednym z takich posiedzeń przyszedł o drugiej nad ranem do domu. Czekałam na niego i zaniepokojona spytałam:

- Nad czym tak bezskutecznie radziliście?

- Nad ukryciem 30 karabinów i skrzynki naboi.

- I cóżeście postanowili?

- Nic. Nikt się tego nie chce podjąć, bo każdy się boi. Czy wyobrażasz sobie, co czeka śmiałka u którego znalezionoby broń?

Oczywiście nie wiedziałam, ale zaczęłam w myślach przeglądać wszystkie zakamarki w naszym domu. Znalazłam schowek. Powiedziałam mężowi, że tam na pewno nikt ich nie znajdzie i żeby do nas przyniesiono karabiny, a ja je ukryję.

Zarząd "Sokoła" odetchnął z ulgą, bez wahania zgodził się na moją propozycję, nie zastanawiając się na jakie konsekwencje mnie naraża.

Karabiny schowałam w miejscu dobrze ukrytym, bo ich podczas kilkakrotnych rewizji nie znaleziono i oddałam je władzom wojskowym w pierwszych dniach Niepodległej Polski. One służyły żołnierzom i cywilom pełniącym straż w mieście. W posiedzeniu w "Sokole" brali udział ludzie zaufani, odpowiedzialni za każde słowo, a jednak był ktoś, kto zdradził komu oddano karabiny do przechowania. Znaleźli się ludzie, którzy nie potrafili zachować w tajemnicy patriotycznych czynów działaczy "Sokoła", narażając ich życie na śmierć, a rodziny na utratę mienia.

Miejscowe władze wojskowe dobrze wiedziały, gdzie ukryto broń, skoro kilkakrotnie przeprowadzano rewizję całego domu, strychu, piwnic, sklepu, obejścia gospodarczego i drugiego domu przy ul. Batorego. Szukano nawet w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Przemienienia Pańskiego. Zdaje mi się, że tych rewizji było 7 lub 9, w skład których wchodzili różni ludzie. W ostatniej rewizji brało udział około 10 osób począwszy od policjanta, żandarma, przedstawicieli starostwa i innych władz, szeregowego żołnierza aż do najwyższego stopniem oficera pełniącego służę w mieście. Mąż mój był wówczas na wojnie, a ja sama stawiałam czoło niebezpieczeństwu. Cudem tylko uniknęłam śmierci, bo za każdym razem rewidujący przechodzili koło miejsca, gdzie karabiny były schowane.

Z powodu przechowywania karabinów mąż mój został powołany do wojska i wysłany na front, skąd wrócił bardzo schorowany. Zwolniono go tylko dzięki protekcji syna arcyksięcia Karola Stefana Habsburga - Wilhelma - zwanego "Wyszywanym"

Fragment powieści "Trzy pokolenia rodu żywieckiego" autorstwa Rozalii Królikowskiej. 

Opracowanie: Danuta Dziewońska

Zachowano oryginalną pisownię.