Na ten spektakl czekałem z wyjątkową niecierpliwością i dreszczem emocji. Woody Allen na scenie żywieckiego MCK. Wstęp wolny. Nie do wiary? Owszem! Nawet gdyby bilet kosztował 100 zł – poszedłbym w ciemno… Nie ukrywam – było to przedstawienie, do którego podszedłem bardzo subiektywnie, gdyż książki autorstwa Allena zajmują wyjątkowe miejsce w mojej domowej bibliotece, wszak do niewielu książek wraca się kilkanaście razy…
Spektakl wystawiany był w sobotę i niedzielę. Wybrałem sobotni. Uważam, że w premierowym spektaklu aktorzy są bardziej naturalni, pełniej wcielają się w odgrywaną rolę, a przede wszystkim nie są jeszcze w pełni „oszlifowani”, co lubię najbardziej. To był dobry wybór! Pozytywnym zaskoczeniem była również frekwencja, piętnaście minut przed rozpoczęciem z trudem znalazłem wolne miejsce.
Zacznijmy od tego, że zmierzyć się z twórczością Allena to wcale nie takie proste zadanie. Mam tu na myśli zarówno czytelników, widzów a przede wszystkim reżyserów, którzy podnoszą tę rękawicę i dzieła Allena przenoszą na sceny. Szyderstwo, ironia, absurd, pure nonsense a obok tego refleksyjność, powaga i trudne pytania, na które często boimy się szukać odpowiedzi… Żeby było ciekawiej, reżyser – Kuba Strzelecki – postanowił zmierzyć się z najaktualniejszym w ostatnich dniach zagadnieniem – śmiercią.
Na uznanie zasługuje fakt, że twórcy wystawili nie tylko utwory sceniczne Allena takie jak chociażby „Gdy śmierć zastuka” (w mojej opinii jedna z najlepszych scen tego wieczoru, swoisty dialog z filmem Bergmana „Siódma pieczęć”), ale też przedstawili opowiadania, zrobili to zresztą świetnie – przykładem „Hrabia Dracula”. Na scenie można było zobaczyć kolejno: "Moja apologia" (Sokrates w trampkach - znakomite!), "Pytanie", "Gdy śmierć zastuka", "Hrabia Dracula" oraz "Śmierć".
Urzekło mnie przede wszystkim zaangażowanie młodych aktorów. Jeśli napiszę krew-pot-łzy – nie będzie w tym ani grama przesady i patosu. Dobra dykcja, donośny głos i brak nadinterpretacji czy sztuczności, jeżeli postępy w pracy pójdą w takim tempie i z takimi efektami, myślę, że wkrótce Żywiec będzie mógł się poszczycić obiecującymi aktorami. Do tego dodać należy estetyczną inscenizację i dopasowane stroje, co było dobrze widoczne we wspomnianym już wyżej „Hrabia Dracula”.
Nurtujących zagadnień w twórczości „Boskiego trefnisia” jest mnóstwo, liczę na to, że grupa pod egidą Kuby Strzeleckiego zechce poruszyć kolejne… Spoglądam teraz na półkę… Witkacy, Schulz… Myślę, że macie jeszcze dużo do zrobienia. Trzymam kciuki!
Autor: Rafał Mołdysz
Kopiowanie materiałów zabronione