Historia

Chlebem i solą, ale i kiełbasą i piwem, czyli powitanie prezydenta Ignacego Mościckiego na żywieckim rynku.

Jesteśmy na rynku żywieckim i co widzimy? W narożu, na tle wiekowej dzwonnicy, nietypowa scena, cała ubrana zielenią. Nad nią litera „M”, powyżej biały orzeł, po bokach na schodach, w szpalerze, stoją mieszczanie w żywieckich strojach.

I jeszcze jedno - widoczna data – 25 lipca 1929 rok. Cóż to za uroczystość? Bynajmniej nie jest to żadna procesja ani święto religijne, podczas których można zobaczyć tak dużą ilość naszych putoszy w mieszczańskich strojach. Litera „M”’ nie ma nic wspólnego ze świętami Maryjnymi. Popatrzymy na kamienice. Przybrane są flagami państwowymi, w oknach uśmiechnięci ludzie. Witają kogoś, z pewnością, bardzo ważnego. Pod sceną, na tle dekoracyjnego kilimu, odnajdujemy znajomą twarz. Ten wysoki i przystojny mężczyzna, witający się z wszystkimi, to przecież prezydent Ignacy Mościcki!

Prezydent wizytował i zwiedzał latem tegoż roku cały powiat żywiecki. Rankiem przy bramie triumfalnej bardzo uroczyście witała go cała ludność, rajcy miejscy, nauczyciele z młodzieżą szkolną. Uczennice Szkoły Powszechnej Żeńskiej - Basia i Krysia Karpińskie oraz Zosia Dubowska wręczały kwiaty z wyrazami czci i radości, że oto witamy w Żywcu Głowę Niepodległego Państwa PolskiegoPowitanie prezydenta pod bramą triumfalną na rynku żywieckim, 25 lipca 1929 r., zbiory Jana Pudy Powitanie prezydenta pod bramą triumfalną na rynku żywieckim, 25 lipca 1929 r., zbiory Jana Pudy

Na śniadanie prezydent został zaproszony do Szkoły RealnejPo śniadaniu w żywieckiej realce, 25 lipca 1929 r., zbiory Jana Pudy Po śniadaniu w żywieckiej realce, 25 lipca 1929 r., zbiory Jana Pudy

Ale największe uroczystości odbyły się tu w sercu miasta… Ta wizyta wspominana jest przez seniorów do dzisiaj. Dodajmy, że prezydent kawalkadą Rolls-Royceʹów przejechał przez miasto i udał się także do pobliskiego Zabłocia, gdzie zwiedzał najnowocześniejszą

i największą fabrykę papieru w ówczesnej Europie – „Solali”. Po zakładzie oprowadzał go Ignacy Serog – właściciel i, jak często o nim mówiono, przedwojenny milioner na Żywiecczyźnie.

Powróćmy na rynek. I jeszcze raz przystańmy na chwilę pod tym wielkim „M”. (Nie mogę powstrzymać się od dodania współczesnego komentarza młodego człowieka, który zagląda na zdjęcie zza moich pleców i mówi – Macdonald na rynku? Przed wojną? Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać…) A więc - prezydenta witali wszyscy. Do historii przeszły także podarunki, które otrzymał Mościcki od obywateli miasta. Czy chlebem i solą był witany - tego nie wiem, ale z pewnością kiełbasą i piwem - tu w Żywcu, oczywiście. Dla prezydenta została przygotowana żywiecka kiełbasa od słynnego Wrężlewicza. Podano ją w wielkim wiklinowym koszu. Podobno była to jedna pętla o długości trzydziestu metrów! I nie zabrakło także żywieckiego piwa z arcyksiążęcego browaru. Na rynku prezydent szczególną uwagę zwrócił na nasze żywczaneczki. Dorodne panny dumnie prezentowały swoje stroje i wdzięki… Ignacy Mościcki na pamiątkę otrzymał od nich żywiecką lalkę – miniaturę panny w mieszczańskim stroju. Ale co to była za lalka - istny majstersztyk! Wszystkie elementy zrobione były w mniejszej skali, czyli haftowane tiulowe krezy, fartuchy, chusty, jedwabne spódnice, kolorowe gorsety i krochmalone halki. Wszystko takie, jak się należy – powiedziałaby przedwojenna mieszczka. Ale takie lalki powstawały tylko onegdaj. Późniejsze lub te współczesne, sprzedawane przez cepelię, nie przypominają tradycyjnego żywieckiego stroju, są raczej karykaturą niż kopią. I z taką lalką prezydent odjechał. A o żywczaneczkach nie zapomniał. Trzy lata później w Gdyni, na Święcie Morza, wśród tłumów witających go ludzi rozpoznał i podszedł właśnie do naszych dziewcząt. A było ich kilka, dwie panny

i jedna mężatka oraz dwóch kawalerów. Czy dacie wiarę, jedna z nich, Pani Stanisława Pietrzyk z domu Ostrowska, ma się świetnie i mieszka tu blisko rynku…

- Nie rozumiem jednego. Za moich czasów stroje tutejszych mieszczek były inne, z pewnością skromniejsze. Inaczej wyglądał strój mojej żony Zofii i mych córek. Pamiętam gorsety, spódnice i czepce. A tu na zdjęciach takie bogactwo tiulu – wtrącił wreszcie Andrzej Komoniecki.

Żywieckie mieszczki na rynku, l.20.XX w., zbiory prywatne Żywieckie mieszczki na rynku, l.20.XX w., zbiory prywatne

- Faktycznie. Inaczej było za twoich czasów. W żywieckim muzeum zachowała się rzeźba Świętej Weroniki[3], która wyszła spod ręki twojego bratanka – Jana Komonieckiego. Święta ubrana jest w żywiecki gorset. A te tiulowe elementy, których nie znasz, pojawiły się dopiero w drugiej połowie XIX w. Spójrz na te delikatne fartuchy, krezy, chusty i łoktusze. To nie tylko urok tiulu, ale nade wszystko piękno i sztuka żywieckiego haftu. Ale Jędrzeju - cierpliwości. Spotkamy się na Zielonej[4] z Panią Matuszkówną, która szczegółowo opowie nam o tajnikach odświętnego ubioru putoszy. Tyle o dawnych żywczaneczkach i wizycie prezydenta. Opowiedzmy wreszcie o samym ratuszu, którego widok także bardzo cię zadziwił…

Autor: Dorota Firlej

Przypisy:

[4] Na Zielonej, czyli w szkole na ul. Zielonej, w której przed II wojną mieściła się szkoła powszechna żeńska

i słynne seminarium nauczycielskie.

[1] Informacje na temat powitania i pobytu w Żywcu prezydenta Mościckiego znajdują się w kronikach szkolnych: Szkoły Ludowej w Zabłociu i Szkoły Powszechnej Żeńskiej w Żywcu.

[2] Obecna I LO im. M. Kopernika w Żywcu.

[3] Rzeźba znajduje się w Muzeum Miejskim w Żywcu na ekspozycji sztuki sakralnej Żywiecczyzny.

[4] Na Zielonej, czyli w szkole na ul. Zielonej, w której przed II wojną mieściła się szkoła powszechna żeńska

i słynne seminarium nauczycielskie.