Historia

Jako, że historia jest nauczycielką życia, dzisiaj dowiemy się na przykładzie Mikołaja Komorowskiego jak nie wychodzić ze spirali zadłużenia.

Miłe złego początki...

Punktem wyjścia dla naszej opowieści niechaj będzie 1467r. Wtedy to król Kazimierz Jagiellończyk w zamian za okazane wsparcie w wyprawie na Węgry oraz rozprawienie się z parającą się rozbójnictwem rodziną Skrzyńskich nadał hrabiemu Liptowa i Orawy Piotrowi Komorowskiemu w dziedziczne władanie ziemie zwane Państwem Żywieckim. Królewska wdzięczność nie przeszkodziła jednak Komorowskiemu dekadę później w sprzyjaniu Maciejowi Korwinowi. Konszachty z węgierskim monarchą nie opłaciły się właścicielowi Żywca, bowiem w gruzach legły należące do niego zamki w Żywcu i Barwałdzie, a dzierżawiony przezeń zamek w Szaflarach został zajęty przez wojska Jagiellończyka. Po latach Komorowscy odzyskali utracony majątek, a także uzyskali królewskie przebaczenie.

Testament Krzysztofa Komorowskiego

Przez nikogo nie niepokojeni władali Żywiecczyzną jako jedną całością do 1608r. Lecz wtedy z powodu śmierci Krzysztofa Komorowskiego pojawiła się konieczność podzielenia włości na trzy części - państwo Żywieckie, Ślemieńskie i Suskie. Największą i najbogatszą część, czyli Żywiec i przyległości odziedziczył Mikołaj, ówczesny starosta oświęcimski. Niedługo potem okazało się, że był bardziej zainteresowany trwonieniem swojego majątku, aniżeli jego pomnażaniem. Jak głosi legenda, wystawne przyjęcia i inne rozrywki drenowały coraz bardziej napięty budżet Komorowskiego. Mikołaj zaczął się więc zadłużać. I w tym miejscu w sukurs przychodzi nam historia. Źródła pisane twierdzą, że w już 1612r. Komorowski ukrywał brygadę złotników i ślusarzy. W swoich zeznaniach dystrybutor fałszywych monet Rot wspomniał później, że biciem lewych pieniędzy zajmowało aż dziesięć osób. Ich wytwory przez dekadę - 1611-1621 - zalewały Śląsk i Morawy, bowiem mincerze pracujący dla Mikołaja nie ograniczali się do bicia wyłącznie polskich monet. Oprócz groszy królewskich w piwnicach żywieckiego zamku powstawały też fałszywe monety cieszyńskie. Zeznania w procesie o zaleganie ze spłatą zobowiązań i fałszerstwo pozwalają doprecyzować nominały i rodzaj bitego pieniądza. Z mennicą Komorowskiego łączy się emisję groszy Zygmunta III z lat 1611 i 1613 oraz trójgrajców cieszyńskich z lat 1611 i 1614, a także niektórych srebrnych i złotych monet.

W tym szaleństwie jest metoda, tylko jaka?

Skoro już wiadomo co było robione, to warto jeszcze wspomnieć o sposobie wytwarzania. W siedemnastym wieku funkcjonowały trzy główne metody fałszerstwa - galwaniczna, za pomocą stempli i odlewy. Można domniemywać, że żywieckie fałszywki powstawały dzięki tej drugiej metodzie, ponieważ z zachowanych zeznań Rota wynika, że mincerzom na zamku narzędzia dostarczył niejaki Marcin Złotnik, który zaopatrywał w stemple również cieszyńskich fałszerzy.

Żałosny koniec

Działalność nielegalnej mennicy nikomu się nie opłaciła. Komorowskiemu nie udało się spłacić długów. W 1618r. był zmuszony spieniężyć Łodygowice. W wyniku procesu o fałszerstwo nad resztą jego majątku zawisła groźba konfiskaty. Żeby jej uniknąć Mikołaj sprzedał Żywiec i jego okolice Konstancji Habsburżance. Źle skończył także pochodzący z Czech Rot. Przez swoją działalność został uwięziony, lecz udało mu się zbiec. Przy próbie kontaktu z Komorowskim Rot natknął się na sługę Mikołaja. Wywiązała się między nimi kłótnia, w trakcie której znany z porywczego charakteru Czech poniósł śmierć. Równie źle na pracy dla Komorowskiego wyszli żywieccy mincerze. Gdy niecny proceder się wydał, ich mocodawca postanowił się ich pozbyć i zgładził rzemieślników.

Życie po życiu Mikołaja Komorowskiego

Staroście udało się wymknąć ziemskiej sprawiedliwości. Lecz, jeśli wierzyć ludowym podaniom, nie uniknął kary boskiej. Według legendy strapiony Mikołaj przechadza się co noc po dziedzińcu żywieckiego zamku, potrząsając sakiewką wypełnioną monetami, które doprowadziły do jego zguby.

Bracia po jednych pieniądzach

Mikołaj Komorowski nie był jednak jedyną czarną owcą w swojej rodzinie. Jego najmłodszy brat Aleksander, dziedzic państwa ślemieńskiego, również zasłynął jako utracjusz i awanturnik. W 1620r. cudem uniknął wygnania z Królestwa Polskiego i wszystkich swoich dóbr. Od banicji uchroniło go ubezwłasnowolnienie przez rodzinę. Aleksandrowi to posunięcie nie przypadło jednak do gustu i w 1622 doprowadził do zbrojnego starcia ze swoimi głównymi wierzycielami. Podczas bitwy na Koconiu ucierpiało kilkanaście osób. Ponadto Komorowski wziął jeńców - Stanisława Dembińskiego i Jana Odrowąża Chlewickiego. Następnie jednego oślepił, a drugiego wykastrował. Gdy wyszło na jaw jego bestialstwo w stosunku do wyżej wymienionych, musiał uciec za granicę. Zmarł najprawdopodobniej w Rzymie kilka lat po bitwie.

Autor: Marta Duda