Publikujemy tekst Małgorzaty Kasperek związany z pożegnaniem zimy - fragment wspomnień "Śladem życia" Władysława Pieronka.
Taka ta wiosna tegoroczna niezdecydowana jakaś. Tu i ówdzie słychać, że jeszcze śniegi i mrozy przed nami. Na pożegnanie zimy definitywne taki oto uroczy fragment ze wspomnień "Śladem życia" Władysława Pieronka miłośnikom przedwojennego stylu życia i pisania dedykowany.
Zdarzyło się w Radziechowach na przełomie XIX i XXw.:
"Zimą uradziliśmy z Tadkiem ( przypis własny: Polocek) urządzenie ślizgawki na kowiorze u Foksy. Na zaśnieżonym lodzie urządzono dwie linie przejazdowe poprzeczne. Na krzyżowaniu ślizgawki urządziliśmy z Tadkiem przebicie lodu i zasypaliśmy śniegiem. Poprosiliśmy Ludwika do wyczynów lodowych. Ludwik siedział na piecu i wygrzewał się. Ojciec za stołem odziany w skórzany kożuch nie był przychylny występom syna, ale Ludwik wysunął się za drzwi, wziął trepki drewniane na nogi i popędziliśmy na lodowisko. Tadek w butach z podkówkami rozpędzony przejechał przez staw, mijając przerębel okrężnie, ja za nim, a Ludwik rozpędzony w trepkach nie mógł ominąć i wpadł do wody. Wgramolił się szybko na wierzch i pędem z powrotem do domu, boso, trepki w rękach.
Poszliśmy podglądnąć poszkodowanego w domu, ale kiedy to zauważył Morcinek wyskoczył zza stołu z kijem w ręku – wy psiekrwie śmarkoce wyciągliście go, tuście jesce przysły. Przez kilka dni nie mieliśmy odwagi wchodzić do Ludwika, obawialiśmy się jego ojca, dopiero po podglądnięciu przez drzwi, zauważyliśmy że Morcinek ma dobry humor, nawiązaliśmy kontakt z Ludwikiem do dalszej współpracy.
Do wyczynów zabawowych, prócz Ludwika, należeli jeszcze Józef i Paweł Dziedzicowie z siostrą Karoliną, z którymi najczęściej grywaliśmy w połki, duroka. W tym ostatnim przodowała Karolina, zaś Józef i Paweł w sporcie saneczkowym. Teren do saneczkowania w Kępie pieronkowej przyległy był do zabudowań, posypany grubą warstwą śniegu, z dogodnym zjazdem, stale był wykorzystywany.
Miałem saneczki, które sporządził brat Józef, na których mogły się pomieścić dwie osoby, a trzecia na stojaka z tyłu, ale Dziedzicowie, o wiele większe, bo dla siedzących cztery, z boku doczepiało się dwoje, a nawet i z tyłu mógł przyczepić się jeszcze jeden, co było więcej atrakcyjne i pełne zadowolenia.
Piękne słoneczne południe wywabiło całą czeredę na kępę. Wyrobiona trasa na kępie lśni do słońca i pociąga do wykorzystania. Podchodzimy do Dziedziców z propozycją wyprawy saneczkowej, ale zamiary nasze zauważyła ich matka Marysia i przepędziła nas za drzwi. Nie daliśmy za wygraną, podmówiliśmy Pawła, który sprytnie wyciągnął sanki i wyjechaliśmy na Kępę.
Naładowane siedmioosobowe sanki błyskawicznie przemknęły przez Kępę i wbiły się w płot. Z potrzaskanych sztachet wygramolił się Paweł z pokrwawionym policzkiem. Kierował sankami, nie mógł zatrzymać i na połamanych sztachetach wbił odłamek obok oka, na szczęście niezbyt groźnie.
Brat Paweł zaproponował mi przejażdżkę sankami z drugiej strony rzeki, z kępki do rzeki. Wyciągnąłem sanki i po zajęciu miejsca, chwycił mię za ramiona, rozpędził sanki i pchnął mnie pod brzeg o głębokości 7 metrów do rzeki. Wygramoliłem się spod śniegu i sanek, Paweł zadowolony z swojego wyczynu, śmiał się na brzegu i nawet wygramolić mi się nie pomógł."
Beztroska opowieść z dzieciństwa, a jednak ważny dokument. Z łezką w oku wspominam swoje lata dziecinne i aktywność powszechną w tamtych czasach. Mimo, iż moje wspomnienia sięgają lat 70-tych XX wieku, to jednak nie widzę wielkiej przepaści miedzy tymi latami, a wspomnieniami Władysława Pieronka sprzed pierwszej wojny światowej. Czas wtedy płynął wolniej, spokojniej, inaczej...
Na pożegnanie definitywne zimy i jako ilustrację do dzisiejszej opowieści publikuję zdjęcie z archiwum Pana Mieczysława Pieronka.
Autor: Małgorzata Kasperek
Więcej ciekawych historii na profilu Radziechowskie Historie